Przeżyłem rok z NaNo - czyli jak pisać i nie zwariować?

 Ohayo! a może Karlskrona!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu, gdzie zajmuję się kulturą, a w szczególności z punktu widzenia autora! Dziś jest wrzesień, ale pewnie gdy wrzucę tego posta, będzie już październik, dla jednych Spooktober (czyli miesiąc poświęcony potworom, co jako teratolog doceniam, bo jeden dzień to za mało), dla innych Preptober (czyli miesiąc przygotowań do listopadowego NaNoWriMo).


I muszę przyznać, że moje poprzednie wpisy o NaNo były dość negatywne. Obecnie jednak mogę powiedzieć, że korzystam z NaNo przez prawie rok i znalazłem sposób jak go używać, by zmaksymalizować swoją wydajność i się nie zniechęcać.

Mój obecny projekt, czyli wykorzystałem NaNo, by pisać więcej?

W lipcu był tak zwany camp NaNo. W przeciwieństwie do listopadowego NaNo, gdzie trzeba napisać 50 000 słów w miesiąć, to wydarzenie miało możliwość ustawienia sobie dowolnego pułapu słów jako ilości docelowej, którą chciało się napisać w ciągu miesiąca.
I ostatecznie wyszło mi, że chciałem napisać 40 000 słów (około 10 000 miałem już napisane w czerwcu, więc zostało mi 30 000). To dawało mi około 1 000 słów dziennie do napisania. Czy to dużo? Jak na mnie, owszem, jednak nie na tyle, by nie dało się tego napisać. Oczywiście, były dni, gdy pisało się mniej, nawet około 300 słów, ale nadrabiałem w inne dni. W ciągu ostatnich dni wyzwania pisałem około 1500 słów dziennie, co sprawiło, że wieczorem 31 lipca wygrałem NaNo!
Ale nie oznaczało to, że napisałem książkę, bo wiem, ile powinna mieć u mnie książka, czyli około 75 000 słów.
Pisałem więc w podobny sposób i w sierpniu. Tym razem pułap wynosił 60 000 słów, ale z poprzedniego miesiąca zostało mi 40 000, więc ostatecznie do napisania miałem jedynie 20 000 słów. I wtedy dopiero czułem motywację! Codziennie pisałem po kilkaset słów. Nie miało znaczenia to, co działo się danego dnia! O godzinie osiemnastej siadałem do pisania i robiłem swoją pisarską dniówkę.
Podobnie mam teraz, we wrześniu, gdzie mam cel 75 000 słów, czyli typową ilość słów w moich książkach, a więc do dopisania 15 tysięcy słów. I szczerze mówiąc, teraz mam największą motywację. Nie tylko dlatego, że to już końcówka, ostatnie kilka, maksymalnie kilkanaście rozdziałów, ale fakt, że z łatwością mogę prześcignąć ten pułap 15 000 słów na długo przed ostatnimi dniami miesiąca.
Muszę napisać 300 słów? Napiszę 800!
Gdy widzę, że ilość słów w zaplanowanej ilości słów na dany dzień jest coraz mniejsza, czuję satysfakcję! To jest nagroda!
Podobnie jak nagrodą będzie wygranie NaNo, co naprawdę może mieć miejsce w ciągu tego tygodnia (19.09)!
PS.: Przekroczyłem 75 000 słów 22. września!
Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

A więc jak używać NaNo, by osiągnąć taki efekt?

Przede wszystkim, ustalić sobie liczne, ale niezbyt wymagające cele. Ja założyłem, ze będę pisać przez 3 miesiące i że będę mieć progi 40k, 60k i 75k. Ktoś może sobie założyć, że będzie pisać 2 miesiące, bo będzie pisać więcej. Ktoś może potrafi pisać dziennie jeszcze więcej, więc miesiąc nie będzie problemem.
Należy jednak znać siebie i swoje możliwości. Nie ma bowiem nic gorszego niż poczucie, że postawiło się zbyt duże wymagania. Codziennie pisać 1500 słów? Ja bym nie dał rady! A jeśli nie sprosta się tej dniówce, ona wzrośnie! I w ten sposób łatwo się przytłoczyć, myśląc, że się nie da rady.
Początkowo w lipcu ustawiłem sobie wyższą ilość słów, ale czując, że nie sprostam temu, zmniejszyłem ją i tak osiągnąłem sukces.
Bo w tym wypadku sukces nie polega na niczym innym, jak po prostu na poczuciu, że coś się osiągnęło. To, czy dobijemy do 40 000, 50 000 czy 60 000, nie ma znaczenia! To my wyznaczamy sobie to, jak wiele chcemy osiągnąć.
A myślenie o tym, że nie wybrało się wyższego celu, jedynie może popsuć nam to uczucie nagrody. Bowiem w NaNo nagroda to nic innego, jak zaprogramowane gratulacje! No i to, że mamy uczucie spełnienia.

Następną wskazówką jest traktowanie dniówki jako minimum. Z własnego doświadczenia mówię, że dobicie do dniówki jest najtrudniejsze, ale następne 500 słów to już bułka z masłem, nawet jeśli dniówka wynosiła znaczniej mniej niż te 500 słów.
Zmniejszająca się dniówka jest też swoistą nagrodą. Ostatnio często myślę sobie, jak zrobić, by dniówka wynosiła 300, 275, 250 słów. Widząc, jak mam mniej do pisania, czuję się, jakbym ogrywał system! Bo wcale nie piszę mniej. Po prostu czuję, że przechodzę wymagania, które sobie postawiłem na początku miesiąca.

Kolejną rzeczą jest poczucie, że pierwszy draft to tworzenie gliny, którą możemy kształtować w drafcie drugim, trzecim itd. W czasie pisania zacząłem się zastanawiać, czy niektóre wątki powinienem wywalić, bo nijak się nie łączą z resztą historii. Jednak nie zrobię tego teraz. Teraz piszę, chcę dobić do końca książki, a nie zastanawiać się, czy wilkołak jojczący nad swoją przynależnością etniczną ma sens w tym dziele czy nie! To jednak jest tworzenie materiału, który później mogę ukształtować tak, jak będę chciał. Może to zostawię, a może nie? Może lepiej będzie, jeśli rozwinę inny wątek, bardziej związany z wątkiem głównym? Ale zadecyduję o tym później.
Jeśli jakaś scena byłaby niedopracowana, nie muszę w niej dłubać pięć dni, bo wiem, że zajmę się nią kiedy indziej!
Teraz piszę, tworzę szkielet mojej historii, który mogę rozbudować w następnych draftach.

Kolejną rzeczą, która się przydaje, są przerwy. Ja postanowiłem nie pisać w niedziele, więc miałem co tydzień jeden dzień odpoczynku, w czasie którego mogłem zebrać myśli, zaplanować, co będzie następne, a także się nahypować na pisanie. Ale co z tą systematycznością? Bez problemu! Każda sobota to wzmożone wysiłki, by napisać na zapas, na dwa dni. Dzięki temu naprawdę udawało mi się napisać całkiem sporo. A jeśli udawało mi się napisać po 1000-1500 słów dziennie wtedy, czemu nie mogłem pisać tyle słów i w inne dni?
Odpowiedź brzmiała, mogłem.

Warto również pamiętać, że przygotowania są również ważne. Warto wiedzieć już zawczasu, czego się oczekuje. Ja ten projekt wymyślałem od dwóch lat, ale czekałem z jego napisaniem. Wiedziałem, co ma się wydarzyć w pierwszym rozdziale, jakie wydarzenia mają się pojawić później, a także jakie inspiracje miałem w tą książkę wpleść (Szekspir, a w szczególności Burza i Sen Nocy Letniej). Oczywiście, jestem architektem zieleni, jeśli chodzi o podejście do pisania. Mam plan, ale pozwalam również książce urosnąć samodzielnie. Niemniej bez tego planu, gdybym miał pisać książkę tak kompletnie na żywioł, czuję, że nie dałbym rady, biorąc pod uwagę, jak duże tempo sobie narzuciłem.

I na koniec radzę: wiedzcie, gdzie macie limity. Jeśli czujecie, że już nie zdołacie napisać ani słowa, przestańcie pisać, idźcie spać, idźcie na spacer, obejrzyjcie coś w telewizji. Ludzie mają pewna wytrzymałość, której przekroczenie może ich złamać, więc szanujcie swoje limity.

A więc, podsumowując, musimy znać siebie samych, by wiedzieć, jak wielką możemy mieć ambicję. Wiemy, że z łatwością uda nam się napisać w miesiąc 20 000 słów? Może spróbujmy 25 000 słów, a jeśli byśmy czuli, że nie damy rady, zmniejszmy nasz cel. Bowiem to, co nakręca naszą systematyczność, to wizja osiągnięcia celu. Jeśli wiemy, że nam się nie uda, zniechęcimy się i paradoksalnie osiągniemy jeszcze mniej. To taki dowód, że dajemy z siebie wszystko, ale wszystko, to wciąż za mało...
A więc nie przesadzajmy z ambicją!

Tak więc, czy będę brać udział w listopadowym NaNo? Chyba nie, a już na pewno nie w tej formie, jaka jest oficjalnie zakładana jako NaNo WriMo, bo nie dam rady napisać 50 000 słów. 30 000 jeszcze się dało. 50 000, nie.

Ale jeśli ktoś da radę, czuje się na sile, by napisać te 1667 słów dziennie, zapraszam, niech spróbuje!
A tych, którzy czują, że nie dadzą rady, zapraszam do spróbowania zrobienie sobie osobnych celów. Zastanówcie się, ile możecie napisać i postawcie sobie ten cel. Codziennie piszcie tyle, ile możecie, by następnie oglądać, jak ilość słów, które musicie napisać każdego dnia, by osiągnąć sukces, się zmniejsza, bo wy piszecie coraz więcej.
Mam nadzieję, że taka mentalność pozwoli wam (oraz mi) nie tylko przetrwać NaNo, ale je wygrać! Bo tutaj wysokość celu się nie liczy. Ważne jest to, że dajemy z siebie wszystko.
(PS. Zauważyliście, że ja w ciągu tych miesięcy wrzucałem regularnie posty? W czasie zeszłorocznego NaNo nie miałem na to sił.)

Mam nadzieję, że ten wpis wam się podobał. Dosłownie kończę go tego samego dnia, co post o potworach morskich (może już jest na blogu, a może jeszcze nie).
Czy wy zamierzacie brać udział w NaNo? Jeśli tak, to czy w normalnej wersji czy mojej, łamiącej system? Napiszcie w komentarzach!
Bye!

Komentarze

Popularne posty