Czy promuję coś złego? - Czyli o ZAWŁASZCZENIU KULTUROWYM w fantastyce

 Ohayo! a może Monument Valley!

Witam w kolejnym wpisie na moim blogu. Dzisiaj zajmę się czymś bardzo kontrowersyjnym, co jednak wydaje się mocno wiązać z moim blogiem.

Otóż, jak wiadomo, mam serię wpisów Na tropie monstrów, gdzie opowiadam o różnych istotach fantastycznych, zaczynając od ich występowania w folklorze. I to nie tylko folklorze europejskim. Często rozszerzam definicję danych potworów, by mówić o ich odpowiednikach z innych kultur.

Pozostaje jednak pytanie, czy to jest moralne? Czy to nie zawłaszczenie kulturowe? I czy poprzez nakłanianie do czerpania z innych kultur, sam nie nakłaniam do tego zawłaszczenia?


Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej, czytajcie dalej!

PS. Dzisiejszy wpis odbywa się pod znakiem wendigo, potwora o którym najczęściej pisze się w kontekście zawłaszczenia kulturowego.

Czym jest zawłaszczenie kulturowe?

Zawłaszczenie kulturowe (cultural apropriation) jest zjawiskiem, które pojawiło się w 1945. Jest ono definiowane na wiele różnych sposobów. Zazwyczaj jest jednak uznawane za niewłaściwe i nieuznawane oficjalnie użycie elementów kultury innej niż nasza własna. Niektóre definicje podkreślają także, że kultura, z której się czerpie, musi być kulturą podległą kulturze dominującej.
A więc zawłaszczenie kulturowe jest elementem związanym z kolonializmem.
Jednakże Richard A. Rogers, przedstawia trochę inną definicję: wszelkie branie elementów innej kultury przez przedstawicieli kultury zewnętrznej do niej. Dopiero później wyróżnia on cztery typy tegoż zawłaszczenia:
  • kulturowa wymiana - wymiana elementów kultur równorzędnych
  • kulturowa dominacja - zmuszanie kultury podległej do przyjmowania elementów kultury dominującej
  • kulturowa eksploatacja - branie elementów z kultury podległej przez kulturę dominującą bez zgody tej pierwszej.
  • transkulturacja - sytuacja, gdy elementy wielu różnych kultur łączą się, tworząc kulturowe hybrydy. Jest to zjawisko typowe dla ery Internetu.
Rogersowe rozumienie zawłaszczenia kulturowego jest więc ciekawe, przedstawiające to zjawisko jako coś bardziej ambiwalentnego, a zarazem sprowadzające typowe rozumienie tego pojęcia do jedynie jednej z czterech jego odmian (k. eksloatacji).
Jeszcze inny naukowiec, James O. Young, wyróżnia kilka rodzajów zawłaszczenia kulturowego w zależności od tego, co jest zawłaszczane:
  • Zawłaszczenie materialne - zabieranie tudzież kradzież materialnych artefaktów danej kultury przez przedstawicieli innej kultury.
    Czyli to, co według memów Muzeum Brytyjskie robi najlepiej.
  • Zawłaszczenie niematerialne - reprodukcja niematerialnych elementów danej kultury (muzyki, opowieści, dramatów) przez osobę spoza niej.
  • Zawłaszczenie stylistyczne - naśladowanie elementów danej kultury przez osoby spoza niej
    Przykład: biali jazzmani
  • Zawłaszczenie motywu - inspiracja daną kulturą, tworząc dzieła poza kontekstem danego stylu.
    Przykład: Picasso, który inspirował się afrykańskimi rzeźbami.
  • Zawłaszczenie podmiotu - reprezentowanie kultury, do której się nie należy.
    Przykład: literatura Josepha Conrada, który chociażby próbował stawiać się jako obrońca czarnoskórych Afrykańczyków
Youngowa wizja zawłaszczenia również nie jest jednoznacznie zła.
A więc czemu uznaje się, że zawłaszczenie kulturowe jest zjawiskiem negatywnym?
Pierwszym argumentem jest to, że to jest pasożytowanie na innych kulturach, które nie mają aż takiego wpływu i siły oddziaływania jak kultura dominująca. Dosłownie, często patrzy się na to, jako na wykorzystanie jakiegoś elementu danej kultury, "bo to takie egzotyczne".
Szczególnie źle wygląda to, gdy ludzie płacą za podróbki naśladujące tradycyjne dzieła jakichś kultur.
Innym argumentem, który budzi obawy, jest zagrożenie trywializacją tychże elementów kultury podległej. Często ludzie traktują dane elementy jako modę, nie zwracając uwagi na ich znaczenie w kontekście kultury pierwotnej. Znajdują się one wtedy w innym kontekście.
Świetnym przykładem tego jest używanie pióropuszy indiańskich, które wprost przecież nawiązują do Rdzennych Amerykanów, ale gdy są noszone przez taką Cleo tracą znaczenie, jakie mają w kulturach, z których pochodzą.
Ale są też inne przykłady takiej rekontekstualizacji... Prawdopodobnie słyszeliście o święcie/festiwalu Holi, które/y w bodajże Wieluniu czy Ełku został/o zakazane, gdyż działacze katoliccy uznali to za pogański festiwal rozpusty! I... Tak, Holi to hinduskie święto kolorów poświęcone Krisznie i Radhzie. Tylko że w wydaniu, w jakim odbywa się to w Polsce, nie ma to już zbyt wiele wspólnego z pierwotnym świętem wiosny i miłości na pamiątkę tego, jak Kriszna poprosił Radhę, by go pomalowała na jakikolwiek kolor ona zechce. To jest pewnego rodzaju bezpieczna wersja, która nie jest zagrożeniem dla naszej kultury, w której możemy bezpiecznie uczestniczyć, nie myśląc o pierwotnym jego kontekście.
Ale czy to oddaje odpowiedni szacunek kulturze hinduskiej?
Jeszcze innym problemem związanym z zawłaszczeniem kulturowym są pewnego rodzaju podwójne standardy. Za te same rzeczy, które teraz biała osoba może być chwalona, przedstawiciele kultury podległej mogli być, a może i nadal mogą być represjonowani.


Oczywiście, są też głosy twierdzące, że nie ma czegoś takiego, jak zawłaszczenie kulturowe, że kultury zawsze się ze sobą przenikały, a więc takie sztuczne bariery uniemożliwiające mieszanie się im i czerpanie z nich, są głupie. Ja muszę się z tym częściowo zgodzić, gdyż wymiana elementów kultury jest czymś całkowicie normalnym, jednakże to nadal skądś pochodzi. Może więc warto to zaznaczać?
Tak, flamenco jest mocno związane z kulturą hiszpańską, ale warto włożyć delikatny wysiłek, by zaznaczyć, że to element zaczerpnięty z kultury andaluzyjskich Romów.

Ale czasami słyszy się o zjawisko kulturowego docenienia (cultural appreciation), które ma stanowić pozytywną wersję tego zjawiska, cechującą się zrozumieniem kultury podległej, oddaniem jej szacunku. Tylko czy naprawdę linia między tymi zjawiskami jest tak całkowicie twarda? Czy osoby uznające, że doceniają, tak naprawdę nie zawłaszczają?
Cóż, mam nadzieję, że moje podejście do tego zostanie uznane za docenienie, a nie zawłaszczenie!

Co ma do tego fantasy?

Fantasy ma to do siebie, że czerpie z legend i mitów. Bestiariusze w grach, filmach, serialach czy książkach są pełne licznych stworzeń z całego świata.
A więc fantasy ma tendencje do czerpania z różnych kultur, co może oznaczać w niektórych przypadkach zawłaszczenie/docenienie kulturowe.
W końcu ludziom może się znudzić 1527. allośredniowieczne, alloeuropejskie fantasy i zechcą czegoś nowego! Inspirowanego inną kulturą!
Racja, są twórcy z tych innych kultur:
  • Tomi Adeyemi - autorka Dziedzictwa Oriszy (kultura Jorubów)
  • Rebecca Kuang - autorka Wojen makowych (kultura chińska)
  • Elizabeth Lim - autorka Tkając świt (kultura chińska)
  • Zhiran Jay Zhao - autoru Żelaznej wdowy (kultura chińska)
  • Hafsah Faizal - autorka Piasków Arawiyi (kultura arabska)
  • twórcy imprintu "Rick Riordan przedstawia"
To im należy się pierwszeństwo, przy mówieniu o tych kulturach. Ale czasami również nam, osobom spoza tych kultur, chce się napisać coś przynajmniej częściowo wkraczającego w tematykę tych kultur.
Mam wrażenie, że szczególnie jest to widoczne w fantastyce współczesnej i miejskiej. Tam właśnie często spotkamy postaci z wielu różnych kultur, szczególnie jeśli akcja dzieje się w Ameryce. Ale nawet w polskiej literaturze urban fantasy spotkamy się z elementami kultur dalekowschodnich czy bliskowschodnich (myślę o Nikicie!).
I myślę, że aby nie dokonywać całkowicie bezmyślnego zawłaszczenia, przyda się wiedza, co czym jest.
Jeśli powiecie, że yee-naldooshi, skinwalker, jest indiańskim wilkołakiem albo, jeszcze gorzej, animagiem, zostaniecie wyśmiani, tak jak to się stało w przypadku J.K. Rowling.
Z kolei, jeśli wiecie, czym jest wetala, możecie jej użyć, podkreślając różnice i podobieństwa między nią a tradycyjnym wampirem. Albo możecie jakoś połączyć te koncepty, jeśli lubicie wizję wampirów-demonów opętujących zwłoki. Ja lubię i według mnie stanowi to ciekawą przeciwwagę do mainstreamowych Edwardów.
Znając wiele kultur, rozumiejąc je i umiejąc je łączyć, może się okazać, że stworzymy spójny wielokulturowy świat, w którym każdy mógłby dojrzeć coś dla siebie.
Od wielu lat Harry Potter wydawał mi się zbyt eurocentryczny, nie zwracający uwagi na inne kultury. Czemu magia bezróżdżkowa ma być o wiele gorsza od tej różdżkowej, skoro różdżki wcale nie są czymś znanym powszechnie, a jedynie wprowadzonym do kultury globalnej przez europejskich czarodziejów? Czemu standardy europejskie mają dotyczyć magii Rdzennych Amerykanów albo ludów Indonezji, skoro dobrze wiemy, że tam to wyglądało inaczej?
Kiedy tworzymy fantastykę współczesną i uznajemy, że wszystkie ludy korzystają z magii w ten sposób, dokonujemy kulturowej dominacji, przynajmniej w warstwie symbolicznej.
Oczywiście, w sytuacji gdy mamy fantastykę świata wtórnego, a więc allotopię, świat kreacjonistyczny, możemy stworzyć dość twardy system, który obejmowałby całą magię świata, ale wtedy też nie mamy tych ludów, co do których odmienności względem tradycji magicznych mamy świadomości. Tam też wszelkie "przekłamania" na temat innych kultur z naszego świata nie są traktowane tak bezpośrednio. Tam bowiem słowo autora jest najważniejsze, jest jedynym obiektywnym źródłem wiedzy o świecie, a więc takiemu autorowi można zarzucić jedynie słaby research, jeśli już.
Zresztą, dane miejsca i ludy w takich allotopijnych światach nie są tożsame z ludami i miejscami w rzeczywistości, nawet jeśli inspiracja jest ewidentna!
Czy uznanie Polski, Ukrainy i Rosji za to samo jest czymś poprawnym? Oczywiście, że nie! Ale mamy w Warhammerze Kislev, który jest mroźnym mariażem Polski, Ukrainy i Rosji, gdzie panuje kult boskiego miśka i rządzi caryca, która mrozi wrogów lodową magią. Czy można uznać, że Kislev jest słabo przemyślany, tym bardziej, że łączy kulturę wschodniosłowiańską (Rosja i Ukraina) z zachodniosłowiańską (Polska, choć warto zauważyć, że my jesteśmy akurat tak na styku) i stawia między nimi znak równości, jakby były tym samym? Tak. Ale rozumiemy różnicę, między światem pierwotnym a wtórnym i jesteśmy mniej skłonni do czucia się obrażonym z tego powodu.
Co nie oznacza, że zawłaszczenie kulturowe nie może być problemem w świecie wtórnym, czego dowodem jest Cień i kość Leigh Bardugo. Czy wiedzieliście, że można się upić kwasem chlebowym? Bo, niezależnie, co było napisane w tej książce, nie można!
Innym słabym przykładem jest świat Kumadry przedstawiony w Rayi i ostatnim smoku, który niby wzoruje się na Azji Południowo-wschodniej, ale owo wzorowanie wyszło tak słabo, że nie czuć tam tych rejonów. Jest to jeden z niewielu niemusicalowych filmów Disneya. Rozumiecie? Azja Południowo-wschodnia jest rozśpiewana i kolorowa, a tu nagle okazuje się, że film o niej nie jest musicalem!
A zobaczcie, co zrobili Indonezyjczycy:


To jest prawdziwa magia Azji Południowo-wschodniej, która, należy pamiętać, jest rejonem bardzo różnorodnym, składającym się z wielu różnych krajów. Wonderland Indonesia pokazuje tylko stylistykę Indonezji, ale są jeszcze Filipiny, Tajlandia czy Laos.

Zawłaszczenie moich mitów - kilka przykładów wykorzystania mitologii polskiej, które mnie wkurzają.

Żeby pokazać, że zawłaszczenie kulturowe może być denerwujące, chciałbym przedstawić kilka przykładów zawłaszczeń kulturowych dotyczących mitologii i kultury z Polski (i okolic). Chodzi mianowicie o mitologię słowiańską i chrześcijaństwo.

3. Leszy z Nie z tego świata

Leszy tu przedstawiony jest swoistym pomniejszym bóstwem lasu pożerającym ludzi. Przemieniał się w różne sławne osoby otaczane swoistym kultem, a wcześniej ludzie sami składali się mu w ofierze, by zostać pożartym.
Co jest nie tak?
No to, że według słowiańskiego folkloru leszy był strażnikiem lasu, istotą ambiwalentną, którą obchodziło tylko bezpieczeństwo lasu. Jeśli ludzie byli dla lasu dobrzy, leszy ich nie krzywdził, ale jeśli zagrażali lasowi, wściekłość leszego była okrutna. Nie ma nic tutaj o pożeraniu ludzi ani kulcie z ofiarami z ludzi!
Tak, leszy był zmiennokształtny, ale raczej przyjmował formę zwierząt albo omszałego starca niż Parris Hilton! Nie mówiąc już o tym, że poza lasem leszy nie miał się jak bronić.

2. Kościół z Toaru Majutsu no Index

Seria Toaru Majutsu no Index przedstawia prawdziwą wojnę kościelną między trzema odłamami chrześcijaństwa - anglikanizmem, katolicyzmem i prawosławiem. No i chrześcijanie używają czarów!
To jest przykład, gdy Japończycy zawłaszczają elementy naszej (mojej i innych chrześcijan) religii chrześcijańskiej i wychodzi im to fatalnie! Każdy, kto ma choć odrobinę pojęcia o chrześcijaństwie, powinien się orientować, jakie jest nasze podejście do okultyzmu - negatywne.
Oczywiście, można powiedzieć, że to jest stworzone po to, by podkreślić binarność świata Toaru - magię i naukę. Mimo to wygląda to bardzo słabo, bo wiele elementów czarów tam pokazywanych nie wywodzi się nawet z chrześcijaństwa, jak:
  • runy Stiyla
  • onmyodo Motoharu Tsuchimikado
  • baśń o Wasylisie używana przez bohaterkę o tym samym imieniu
A jeszcze gorzej wygląda wojna między religiami. Od dobrych kilkudziesięciu lat różne odłamy próbują się pogodzić, a to... To po prostu wygląda słabo.
Zachowania większości osób są po prostu niechrześcijańskie!

1. Chrześcijańskie inspiracje w Ao no Exorcist

Inną japońską produkcją czerpiącą z chrześcijaństwa, której to czerpanie się nie udaje, jest Ao no Exorcist.
Manga ta przedstawia chociażby egzorcystów finansowanych przez Watykan, pokazuje użycie chrześcijańskich elementów oraz postaci typowych dla chrześcijaństwa (księży). To wszystko miesza się z azjatyckimi praktykami, przez co chociażby mamy egzorcystów-przywoływaczy, których można powiązać z praktykami onmyodo.
Ale to nie jest najbardziej rażąca rzecz.
Skoro tak mocno Kazue Kato inspirowała się chrześcijaństwem, należy się zapytać, gdzie w całej tej historii jest miejsce na najważniejszą postać w chrześcijaństwie?
Ni ma!
I to moim zdaniem wygląda źle. Jeśli Kato nie szła w tych inspiracjach tak daleko, brak wspomnienia o Jezusie mógłby jeszcze przejść niezauważony, ale tak wydaje się to swoistą dziurą.

Jak więc czerpać, by nie zagrabiać?

Jeśli zechcemy napisać o jakiejś kulturze, która nie jest naszą własną (a za taką można uznać nawet kulturę góralską, śląską czy kaszubską, jeśli nie jest się góralem, Ślązakiem albo Kaszubem), musimy jakoś zaczerpnąć z tej kultury.
Tylko jak to zrobić, żeby nie wyszło pokracznie i źle dla tej kultury?
Jeśli jesteśmy większym producentem kultury (studiem produkującym gry czy filmy) powinniśmy zatrudnić nas stanowiskach decydujących co najmniej jedną osobę z tej kultury, żeby mogła powiedzieć, jeśli coś jest idiotycznie głupie i wbrew zasadom danej kultury. Dlatego chiński reżyser czy scenarzysta pracujący przy dziełach czerpiących z chińskiej kultury wydaje się lepszym wyjściem niż jakiś biały gościu albo gościuwa. A później powstaje taka Mulan z 2020, która idzie w stronę podróbki wuxia.
Ale co może zrobić taki pisarz czy rysownik komiksów, osoba, której dzieło jest bardziej indywidualne?
Zacznijmy od dowiedzenia się jak najwięcej o tej kulturze. Może, jeśli to ma być wzmianka, wystarczy kilka artykułów o historii czy kulturze. Są też całe kanały na YT, które skupiają się na danych kulturach (np.: Florian, który nagrywa o Romach). Jeśli zamierzamy bardziej umiejscowić dzieło w tej obcej dla nas kulturze, powinniśmy poświęcić na risercz dużo więcej czasu. Może nawet przeczytać całą książkę o tej kulturze.
A jeśli mamy możliwość, być może nawet skontaktować się z osobami z danej kultury. Np.: jeśli piszemy o Romach, może warto by było pojechać na jakieś ich osiedle i ich wypytać o ich kulturę. Może nawet poprosić kogoś z tej kultury o betowanie, ze szczególną prośbą o zwrócenie uwagi na elementy tej kultury, czyli o bycie tak zwanych sensitive readerem.
A jeśli nie mamy takiej możliwości i jeśli mamy barierę językową, pozostaje nam tylko jedno: RISERCZ!!!! Risercz, risercz i jeszcze raz risercz!
I postarajmy się unikać elementów, które zaznajomieni z daną kulturą będą uznawali za głupoty. Takie rzeczy to:
  • upijanie się kwasem chlebowym w Cieniu i kości Leigh Bardugo
  • indiański wilkołak czyli yee nadlooshi w Ben 10
  • chi jako jakiś system magiczny w Mulan (2020)
Jeśli więc umiemy czerpać mądrze i umiejętnie, może okazać się, że nie tylko nie zagrabiamy, ale również dekolonizujemy nasze myślenie. Widzimy, że istnieje nie tylko tak zwany Zachód, ale również zaczynamy rozumieć te kultury, które były dla nas wcześniej obce. Przestają być dla nas egzotyczne jak małpy w zoo, a stają się czymś zrozumiałym, czemu należy się chociaż podstawowy szacunek.
Bo podstawową rzeczą w eksploatacji kulturowej jest wykorzystywanie kultur słabszych, nie tak głośnych jak nasza własna, która dominuje w danym rejonie. Jeśli będziemy postępować z nimi z szacunkiem, myślę, że będzie mniej zarzutów o zawłaszczenie kulturowe.
Zresztą, mam wrażenie, że poza Ameryką, jeśli nie popełni się jakiegoś totalnie głupiego błędu (upicie się kwasem chlebowym?), wiele osób ucieszy się, że postanowiliście zaczerpnąć z ich kultury, a nie oskarży was o zawłaszczenie. Szczególnie, jeśli nie zrobicie z tego stereotypów ani nie będziecie fetyszyzować tych ludzi.
I, dla własnej obrony, myślę, że moja seria "Na tropach monstrów" pokazuje różne podejścia do stworzeń fantastycznych. Niektóre z tych stworzeń tak mocno już zostały zawłaszczone przez zachodnią kulturę popularną, że trudno by było je zwrócić kulturze, z której się wywodzą (np.: zombie). Ale staram się podkreślać korzenie tych istot, pokazywać podobieństwa między nimi i różnice. Czasami widzę genialne opcje, jak połączyć ze sobą różne wizję podobnych potworów i wtedy wam o tym mówię.
Bo czasami mam dość Edwardów i Dracul, udręczonych wampirów, tragicznych postaci uwięzionych w nieśmiertelnych ciałach. Wizja zaczerpnięta z kultury indyjskiej, gdzie demony wetala opętują zwłoki, jest o wiele dla mnie przyjemniejsza, ciekawsza!
Albo można wziąć skinwalkera Nawahów i zauważyć, że legendy o zmiennokształtnych używających skór (a nawet będących łamiącymi tabu czarownikami) są obecne również w Europie. Czy tak trudno powiązać Gilesa Garniera z konceptem skinwalkera?

Czy to jest złe? Nie wiem. Ufam, że robię dobrze.
Tym bardziej, że kultury się przenikają, szczególnie w czasach internetu.
Warto jednak pamiętać, że tak samo, jak my nie chcielibyśmy być mieszani z Rosją, tak samo inne kultury nie chcą zaginąć w natłoku innych kultur. Indonezja to Indonezja, kultura odrębna od innych kultur Azji Południowo-wschodniej. Azja to nie tylko Chiny, Korea czy Japonia. A Rdzenni Amerykanie nie są monolitem.
Tymi słowami kończę ten wpis.
Mam nadzieję, że się wam to podobało i coś z tego wynieśliście.
Pa!

Bibliografia:

Komentarze

Popularne posty