"Barbie" Grety Gerwig - czyli, czy życie w matriarchacie byłoby rajem?

 Ohayo! a może Malibu!

Witam po raz kolejny na moim blogu, gdzie zajmuję się kulturą.

Z uwagi, że ten rok obfituje w dobre premiery, nie mogłem się powstrzymać przed już drugą w tym roku wizytą w kinie, która spowodowała, że postanowiłem napisać tą recenzję!

A więc przygotujcie się na różową powódź, a moje czytelniczki niech pomyślą, kim chciały być jako małe dziewczynki, bo dziś pomówimy o Barbie!

Barbie - jedna z najbardziej wpływowych zabawek w historii

Chyba każdy słyszał o Barbie - lalce od firmy Mattel, swoistej ikonie kobiecości. Jest to pierwsza lalka, która przybierała formę dorosłej kobiety, podczas gdy wszystkie inne były bobasami, a przez to dziewczynki się nimi bawiące bawiły się w jeden konkretny sposób - udając mamy.
Ale w 1959 roku pojawiła się ona - pierwsza lalka, która nie wymuszała roli matki. Potem pojawiły się kolejne lalki Barbie, aż w końcu Barbie przejęła wszelkie zawody, o których dzieci mogły słyszeć. Była pielęgniarką, piosenkarką, wróżką, syrenką, księżniczką, tajną agentką...
Z Barbie dziewczynki mogły być, kim chciały!
To niezwykle idealistyczna wizja, która została wzięta pod uwagę w tym filmie. Dosłownie pierwsza scena o tym opowiada!

Witamy w Barbielandzie - matriarchalnej utopii (?)

Jak pewnie część z was się orientuje, film Grety Gerwig opowiada o lalce Barbie, która żyje w cudownej krainie Barbielandu z mnóstwem innych Barbie i Kenów. Jednak coś się dzieje i Barbie (Margot Robbie), ta oryginalna, stereotypowa, musi iść do Prawdziwego Świata, by rozwiązać swoje problemy - cellulit, płaskie stopy i myślenie o śmierci. Udaje się tam z nią Ken (Ryan Gosling), który jest zachwycony prawdziwym światem i chce przenieść jego cząstkę do Barbielandu.
W skrócie, jest to historia o kobiecości, o feminizmie i o wzorcach, za którymi podążamy. A może to one powinny podążać za nami?

Dalej już będą spoilery, a więc, jeśli nie oglądaliście i nie chcecie sobie psuć rozrywki, przerwijcie czytanie, udajcie się do kina i wróćcie po seansie. Jeśli jednak już macie obejrzaną Barbie albo nie przejmujecie się spoilerami (bo dla naukowców spoilery nie istnieją, chyba że badają akurat spoilery), zapraszam do dalszej lektury!

A więc Barbieland jest krainą matriarchalną, w której kobiety są tymi docenianym, wartościowymi. Są prawniczkami, polityczkami, budowlańczyniami, fizyczkami, astronauktkami itd. Kenowie, a więc 99% męskiej populacji Barbielandu, są dodatkami, w sumie mniej ciekawymi niż torebka.
Bez Barbie nie ma Kena, a bez Kena Barbie być może!
Dlatego właśnie, gdy Ken przybywa do Prawdziwego Świata jest tak nim zachwycony. W Prawdziwym Świecie jest doceniany, bo tam rządzi jednak patriarchat (który Ken uznaje początkowo za rządy koni XD). Dlatego uznaje, że przynosząc do Barbielandu patriarchat może zaskarbić sobie podziw Barbie i innych Kenów.
W tym czasie Barbie, ta pierwotna, blondwłosa Barbie, która przychodzi na myśl, gdy słyszymy to imię, próbuje znaleźć dziewczynkę, przez którą wydarzyły się jej te dziwne rzeczy. W ten sposób właśnie odkrywa, jak dziś jest widziana lalka Barbie. Początkowo uważa się za bohaterkę i bardzo się dziwi, że kobiety w Prawdziwym Świecie nie są tak doceniane jak w Barbielandzie. Dopiero spotkanie z Sashą uświadamia jej, że niekoniecznie jest tak genialnie i że Barbie nie zmieniła świata aż tak bardzo. Że nadal wiele zostało do osiągnięcia równości, a co dopiero matriarchalnych rządów jak w Barbielandzie.
Jednakże Sasha i jej matka, Gloria, pomagają Barbie najpierw uciec od agentów firmy Mattel, którzy chcą ją po prostu odesłać do domu bez naprawienia problemów z nią, a potem przywracają porządek w Barbielandzie, w którym Ken wprowadził patriarchalny rząd i wyprał mózgi niemal wszystkim Barbie.
I można by powiedzieć, że to jest dość prosta, dość schematyczna narracja o podłożu feministycznym:
  1. Coś złego się dzieje.
  2. Bohaterka rusza rozwiązać problem.
  3. Bohaterka spotyka sojuszników.
  4. Zły (mężczyzna) robi coś złego.
  5. Bohaterka pokonuje mężczyznę.
  6. Wszystko wraca do normy, są tęcze, lody i deszcz słodyczy.
Tylko że tak nie jest!

Matriarchat, patriarchat, jeden pies

Jak mówiłem, Barbieland jest matriarchalną krainą rządzoną przez Barbie, w której Kenowie są dodatkami.
Prawdziwy Świat jest czymś dokładnie odwrotnym!
Jednak nie jest to binarne porównanie typu dobro-zło, ale raczej dwie strony tej samej monety. W jednej krainie rządzą kobiety, a mężczyźni są marginalizowani, a w drugiej rządzą mężczyźni, a marginalizowane są kobiety. W jednej cierpią mężczyźni, a drugiej kobiety. Co prawda jedna z krain jest magicznie bajkowa, co sprawia, że problemy Kenów wiążą się z górnymi częściami piramidy Maslowa, ale to jednak nadal są problemy.
I dlatego Ken jest taką ciekawą postacią! To nie jest Wielki Zły Facet! To gość, który chce zyskać uznanie od dziewczyny, która mu się podoba, i swoich przyjaciół, przy których czuje się mało wartościowy, bo jest tylko Kenem na plaży, nawet nie Kenem Ratownikiem. Gdy odnajduje ustrój, który mógłby mu w tym pomóc i widzi, że on jakoś działa na przykładzie Prawdziwego Świata (który jednak wciąż jest zbyt mało patriarchalny, by bycie mężczyzną zapewniało mu natychmiastowy dostęp do kariery), postanawia go wprowadzić.
Czy to jest tak trudne do porównania z kobietą, która chce matriarchatu?
Oczywiście, to co zrobił Ken jest wręcz parodią patriarchatu, bo Kenowie śpiewają chociażby piosenkę o męskiej dominacji, jednakże biorąc pod uwagę dość prosty, zabawkowy wręcz styl Barbielandu, ma to sens. 

No i jeszcze Kenowie jakimś cudem wyprali mózgi większości Barbie, co jest również wielkim uproszczeniem, niemożliwym w naszym świecie.
Ale do czego zmierzam?
To, że paradoksalnie to nie jest film, który mówi matriarchat jest dobry, a patriarchat zły. Nie, to film, w którym mamy rzadko spotykaną możliwość spojrzenia na matriarchat dobrych istot (nie mówimy o drowach ~ w rytmie Encanto), w którym możemy zauważyć błędy tego systemu.
Kenowie są mniej wartościowymi obywatelami Barbielandu, co ma sens, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że mieszkańcy tej krainy są lalkami. Ile dziewczynka może mieć lalek Barbie, a ile Kenów? Sama Gloria przyznaje, że ona Kena nie miała. Ken nie jest nigdy postacią samowystarczalną.
A szczególna tragedia akurat tego Kena polega na tym, że jego Barbie nie chce go jako chłopaka, a jedynie jako przyjaciela! Co więc może zrobić postać, której cała tożsamość to czyjś chłopak? Czym jest sam Ken?
Ken to nie jest Deuce Gorgon z Monster High, który może i jest w 80% przedstawiany jako chłopak Cleo de Nile, ale potrafi również pokazać się jako postać oderwana do swojej dziewczyny. Tożsamość Deuce'a to syn gorgony i dopiero na drugim miejscu jest chłopakiem Cleo. Jeśli odbierze się mu związek z Cleo (co chyba pojawia się w najnowszej serii kreskówek, która obecnie jest emitowana na Nickelodeonie), nadal może istnieć, trochę zmieniony, ale nadal rozpoznawalny jako własna osoba.
Ale kim jest Ken?

Być może nawet czymś mniejszym niż kobieta bez męża w tradycyjnym świecie!
Ken to zauważa! Ale z uwagi, że już zaczął ten plan, nawet dojście przez niego do tego, że w patriarchacie nie chodzi wcale o konie, nie może go powstrzymać przez brnięciem dalej.
Powstrzymują go dopiero Barbie, które... sprzeciwiają się temu, żeby wszystko wróciło do normy. Ale nie chodzi o to, by Kenów wsadzić do więzienia! Nie, chodzi o powolne dawanie im praw, o emancypację ich.
Bo najwyraźniej Barbie doszły do tego, że ten ich matriarchat wcale nie był tak idealny.
Tym, do czego powinniśmy dążyć jest równouprawnienie!
Zresztą, patriarchat, który widzi Ken, ma również jedną niezaprzeczalną zaletę - męską solidarność. Przedtem Kenowie się kłócili, byli wciąż gotowi się bić. Ogólne porozumienie, swoiste braterstwo, pojawia się dopiero w wyniku tego jednak emancypacyjnego ruchu.
Czy to nie jest trochę podobne z tym słynnym konfliktem żeńsko-żeńskim, gdzie kobiety są dla siebie zagrożeniem i ciągle sobie dogryzają, szkodzą sobie nawzajem? I czy to nie jest podobne do ruchów wzajemnego wsparcia dla kobiet powstałych w wyniku feminizmu?
Tylko oczywiście z inną płcią.

Owa zamiana ról może okazać się jeszcze bardziej oczywista, gdy zrozumiemy biblijną inspirację tym filmem. Barbie to poniekąd odwrócenie znanej nam już historii o pierwszych ludziach. Tylko że Adamem jest Barbie, a Ewą Ken. Nawet kolejność powstawania się zgadza!

Ta dwoistość jest ciekawa, bo świetnie obrazuje coś, co nie jest takie oczywiste. W feminizmie nie chodzi tylko o kobiety! Feminizm nie oznacza nienawiści do mężczyzn, a nawet powinien myśleć również o mężczyznach. W końcu my też mamy problemy.

Prawdziwe kobiety mają waginy

Barbie jest ikoną kobiecości. Jest pierwszą zabawką, która dała dziewczynkom świadomość, że oprócz bycia matkami mogą być czymś innym. Jest również niesamowicie piękna, wręcz idealna, zbyt idealna.
Nie ma cellulitu, ma stopy idealne do szpilek i się nie starzeje. Jest tym, czego od kobiet się oczekuje. Dlatego te wszystkie normalne rzeczy, które się przydarzają granej przez Robbie lalce, zaczynając od nieidealnego poranka, a na płaskich stopach kończąc, są dla niej czymś nowym i dziwnym, niemalże tak dziwnym jak to, że w Prawdziwym Świecie kobiety nie rządzą światem.
Te symptomy, które Barbie chce powstrzymać, prowadzą ją jednak do sytuacji, gdy akceptuje ona to, że staje się coraz bardziej ludzka. Że może mieć cellulit, starzeć się i nie mieć stóp odpornych na szpilki.
A jak podkreślić, że Barbie stała się prawdziwą kobietą z krwi i kości? Oczywiście, wizytą u ginelokologa!
Jest to ciekawy kontrast ze sceną, w której Barbie mówi ludziom z Prawdziwego Świata, że "ta lalka nie ma waginy". No cóż, teraz ma!
Ale to przedstawia pewną ciekawą sytuację dotyczącą zabawek, ale i całej kultury. Kultura kształtuje rzeczywistość, a rzeczywistość kształtuje kulturę.
Tak samo jak Barbie dała dziewczynkom na całym świecie siłę, by się zmienić, tak świat daje okazję na zmianę samej Barbie! Może niedługo doczekamy się nowego rodzaju Barbie, trochę mniej bajkowej.
Ciekawe, co to może być? Może wreszcie pojawi się większa różnorodność sylwetek?

Muzyka

Oczywiście, jako fan musicali nie mogłem pominąć muzyki w tym filmie. Jest tutaj mnóstwo kawałków, które wpadają w ucho i sprawiają, że ma się ochotę katować nimi rodzinę przez cały tydzień.
Chociażby mamy piosenkę Avy Max: "Choose your fighter"


albo "Speed Drive" Charlie XCX: 


nie mówiąc już o wcześniej pokazanych piosenkach Ryana Goslinga "Push" i "I'm just Ken" oraz przeróbce słynnego utworu "Barbie Girl" w wykonaniu Nicki Minaj i Ice Spice, czyli "Barbie World".


Cóż, na pewno będę mieć, co słuchać!
Można tutaj wspomnieć także o licznych easter eggach, niektórych jaśniejszych, jak nawiązanie do Matrixa, a niektórych mniej zrozumiałych dla osób, które nie śledzą franczyzy Barbie tak dokładnie.
Margot Robbie miała co prawdę trochę momentów, gdzie bardziej niż Barbie przypominała Harley Quin, inną postać, którą grała. Ale to było oczywiste, że nie zagra nastoletniej Barbie z kreskówki Barbie Dreamhouse.
Moim zdaniem wyszło to dobrze.

8/10 - film dobry, ale nie myślcie, że warto na to iść z dziećmi. To nie jest raczej film, który dzieci zrozumieją.
A wy co myślicie o Barbie?
Zostawcie komentarz!
Pa!

Komentarze

Popularne posty