Kultowe klasyki - czyli, czemu warto znać klasykę?

 Ohayo! a może Rue Morgue.

Witam w kolejnym wpisie na moim blogu, gdzie zajmuję się kulturą. Dziś postanowiłem zająć się tematem dość kontrowersyjnym i obawiam się, że ja również podejdę do tego wyjątkowo kontrowersyjnie. Albowiem chciałbym zająć się odwieczną debatą na temat klasyki i jej wartości.

Zapewne bowiem większość z was spotkało się z wywyższaniem dzieł uznawanych za klasyczne ponad współczesne. W szkole musimy znać Dziady (A. Mickiewicz), Dżumę (A. Camus), Kordiana (J. Słowacki), Księgę Dżungli (J. R. Kipling), Przygody Tomka Sawyera (M. Twain), Starego człowieka i morze (E. Hemingway) i wiele innych dzieł. Na studiach musiałem przeczytać między innymi W poszukiwaniu straconego czasu (M. Proust), Ulissessa (J. Joyce) czy Zamek (F. Kafka). Z tą jednak różnicą, że pierwsze zajęcia z kanonu już trochę podważały jego słuszność jako twardego, ukutego w kamieniu zbioru dzieł, które "należy znać".

Oczywiście, już kiedyś mówiłem, że wspólny kanon jest ważny, żeby móc się wzajemnie porozumiewać o kulturze. Nie znając mitologii greckiej trudno zrozumieć sztukę renesansu czy akademizmu. Jednakże nie oznacza to, że musimy ciągle czytać tylko te dzieła, które uznaje się za klasykę. Czasami nawet możemy powiedzieć wprost, że niektóre klasyki są stratą czasu (jak, nomen omen, W poszukiwaniu straconego czasu).

Tak więc czemu warto znać klasykę? Bo moim zdaniem, warto.

Co to klasyka?

Zacznijmy od podstawowego pytania, które już może przysparzać problemów. Czym jest klasyka? Jakie są wyznaczniki definiujące klasykę?
Dużo jest bowiem list typu "Klasyki literatury, które warto znać" czy "Książki, które trzeba znać, by dostać odznakę Wielkiego Miłośnika Książek", ale nie ma tam zazwyczaj żadnych definicji, a nawet jeśli jest, można się z nią wykłócać. Czy więc z klasyką jest jak z arcydziełem, które się czuje gdzieś we wnętrzu? No, nie do końca. Arcydzieło bowiem jest czymś subiektywnym, wewnętrznym, a klasyki są zdecydowanie czymś, co jest zewnętrzne, można nawet powiedzieć, narzucane odgórnie. A jeśli nawet inaczej zinterpretowalibyśmy słowa Stefanii Skwarczyńskiej, że arcydzieło się czuje, i uznalibyśmy, że klasyka to arcydzieła, to czy wszyscy moglibyśmy się zgodzić, że wszystkie dzieła klasyczne są: "uznane za wyjątkowe; utwór budzący powszechne uznanie i podziw, będący symbolem takich wartości, jak: egzystencjalna prawda znajdująca wyraz w dziele, mistrzostwo artystyczne, wreszcie — ideały patriotyczne czy ogólnoludzkie, z którymi identyfikuje się pewna wspólnota kulturalna."?
Sądzę, że z niektórymi moglibyśmy mieć pewne opory.
Według Biblionetka.pl, klasyka to dzieło mające więcej niż 30 lat i jest popularne. Ale czy dzieło z 2000 roku nie może być klasyczne? Czy taki Zmierzch nie może być uznany za klasykę? Albo Neon Genesis Evangelion, który naprawdę na miano klasyki anime w moich oczach zasługuje?
Dodajmy do tych rozważań elitarystyczny wydźwięk określenia klasyka, który jest chyba oczywisty. Klasyka to w dużej mierze dzieła kojarzące się z elitami, z "wykształconymi umysłami". Racja, potrzebne jest trochę samozaparcia, by przeczytać niektóre dzieła uznawane za klasykę, czego większość osób nie posiada. Ja sam głównie sięgam po klasykę literatury z myślą o czymś innym, a nie o samej rozrywce z czytania tego dzieła. Choć zarówno Zbrodnię i karęPortret Doriana Graya oraz Mistrza i Małgorzatę polecam!
Ale nadal nie mamy definicji klasyki!
A może wnoszenie czegoś do kultury? Tylko czy każde dzieło czegoś nie wnosi?
Coś wybitnego? Ale to strasznie subiektywne! Czemu miałbym uznawać dzieło Prousta za wybitne? To tak, jak z "Juliusz Słowacki wielkim poetą był". Mam wiedzieć, że był nim, ale nikt nie powie mi czemu. A co, jeśli zdecyduje się stwierdzić, że Słowacki wielkim poetą wcale nie był?
A może kategoria ponadczasowości? Ale czy główny problem z niektórymi klasykami nie polega właśnie na tym, że nie są już dobre w naszych czasach, a więc nie są wcale tak ponadczasowe, jak by się komuś mogło to wydawać?
A więc czy klasyka naprawdę istnieje? A może jest takim samym tworem kulturowym jak naród czy gatunek filmowy wg. Altmana? Tylko że z narodem czy gatunkiem filmowym jest tak, że czujemy, że on istnieje, nawet jeśli twardych kryteriów ich podziału znaleźć nie można. I podobnie może być z klasyką.
A może powinniśmy klasykę zmieszać trochę z innym zjawiskiem - kultowością?
Według słownika PWN przymiotnik kultowy (w kontekście kultury) oznacza: 
  • "symbolizujący doświadczenia, wartości i postawy jakiejś społeczności lub jakiegoś pokolenia
  • "popularny w jakiejś grupie społecznej"
Stare, ale dobre!
Znów coś bardzo subiektywnego, choć bardziej namacalne niż wcześniejsze próby definicji klasyki. Tym bardziej, jeśli zajrzymy do tekstu jednego z autorów powieści, która na listę klasyków trafiła. Chodzi oczywiście o autora Imienia róży, a jednocześnie znanego włoskiego eseistę - Umberto Eco. On bowiem, pisząc o filmie Casablanca, stworzył dokładniejsze ramy definicji kultowości.
Dzieło kultowe wg. Eco jest nierozerwalnie złączone z intertekstualnością. Pochodzą z niego memy, słynne fragmenty i do nich się nawiązuje. Znacie może mema o tym, jak grupa awanturników zgadza się na przygodę mówiąc kolejno "Masz mój..."? To pochodzi z filmu Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia Petera Jacksona! Wiedzieliście o tym? Ja do nie dawna nie, choć ten mem jest znany mi bardzo dobrze.
A więc... Czy to jakoś tłumaczy, czym jest klasyka? Nie do końca.
Ale nakierowuje nas na to, czemu ja uważam, że warto znać klasykę.

Klasyka w czasach postmodernizmu

Wiele osób uważa, że ostatnie kilkadziesiąt lat (tak jakoś od lat 60. XX wieku) trwa postmodernizm, kierunek w sztuce, który charakteryzuje się niezwykłą intertekstualnością, czyli tym, że nawiązuje do innych tekstów. Oczywiście, intertekstualność nie jest wymysłem postmodernizmu, bo chociażby mamy XIX-wieczną Nie-boską komedię czy XVII-wieczny "fanfic" biblijny, czyli Raj utracony. Niemniej właśnie w postmodernizmie to zjawisko stało się niezwykle popularne.
Chociażby Imię róży Eco jest bardzo intertekstualne, czerpiąc z Sherlocka Holmesa (samo nazwisko Baskerville nawiązuje do Psa Baskerville'ów), ale też literatury Borgesa czy Biblii.
W kulturze popularnej widać to jeszcze lepiej - mamy easter eggi w grach, liczne nawiązania do innych dzieł w serialach czy książkach. Samo fantasy jest gatunkiem, który w swą definicję mocno wplata intertekstualność, czerpiąc wiadrami z mitów, baśni i dzieł poprzednich autorów. Przykładowo - szpadel nekromantki Katii z książek o Dorze Wilk nazywa się Buffy, co, jak sama Katia przyznała, jest nawiązaniem do Pogromczyni wampirów o tym samym imieniu. Z kolei w serialu o Buffy, mamy odcinek, w którym ta bez problemu pokonuje Drakulę, bo przecież czytała książkę i wie, jak sobie z nim radzić.
Wiecie już, co czego zmierzam?
Klasyka jest dla mnie źródłem intertekstualnej wiedzy! Bez znajomości klasyki, oczywiście, można czytać, oglądać i grać, w co się chce, ale będzie to odbiór o wiele płytszy.
Weźmy za przykład grę Devil May Cry, która w oczywisty sposób nawiązuje do Boskiej komedii Dantego. Można się tego domyśleć chociażby z faktu, że główny bohater również nazywa się Dante. Ale czy dostrzeżemy te wszystkie smaczki, które się tam znajdują?
To, że demoniczny klon matki Dantego, który do niego przychodzi, nazywa się Trish, nie jest przypadkowe, bo stanowi on nawiązanie do postaci Beatrycze/Beatrice. Nero Angelo? Nawiązanie do czarnych, upadłych aniołów opisanych w Boskiej Komedii:

Czy jaki otwór ma w prawo ta ściana,

Abyśmy mogli wyjść z tych ciemnych dołów,

Nie przyzywając tych czarnych aniołów?

tłumaczył: Julian Korsak


Na tym właśnie polega intertekstualność. Nie znając kontekstu, nie będziemy w stanie zrozumieć w pełni nowego dzieła.
A klasyki, z uwagi na istnienie przez dłuższy czas, czasami nawet kilkaset lat, mają mnóstwo takich "naśladowców". Dlatego właśnie uważam, że warto klasykę znać.
Przykładami dobrze znanych intertekstualnych nawiązań w popkulturze są chociażby:
  • Bezpańscy literaci (Bungou Stray Dogs) K. Asagiri & S. Harukawy, czyli manga ożywiająca nie tylko dzieła klasyki, ale również ich autorów.
    Myślicie, że czemu w liceum tak nie mogłem się doczekać czytania Zbrodni i kary?
  • Ciepłe ciała I. Marion, czyli retelling Romea i Julii w czasach apokalipsy zombie
  • Czas apokalipsy reż. F.F. Coppoli jest współczesnym (w latach 70.) retellingiem Jądra ciemności J. Conrada.
  • Dary Anioła C. Clare nawiązujące do Boskiej komedii Dantego i Raju utraconego Miltona
  • Dziennik Bidget Jones H. Fielding będące retellingiem Dumy i uprzedzenia Jane Austen
  • Imperium chmur J. Dukaja stanowiące kontynuację Lalki Bolesława Prusa.
Być może właśnie to, że klasyka jest jednak dobrze znana i powszechna, a do tego cieszy się takim nabożnym szacunkiem, jest tak ważnym źródłem, z którego czerpie się intertekstualne nawiązania.
Można nawet powiedzieć, że powstaje tutaj pewne błędne koło - klasyka jest ważna, przez co do niej się nawiązuje, więc staje się ważna. Ale w jaki inny sposób mielibyśmy we w miarę obiektywny (lub intersubiektywny) sposób wytłumaczyć, czemu te nierzadko "pokryte kurzem księgi" miałyby być dla nas ważne we współczesności? Pismo Święte można jeszcze uznać za aktualne ze względu na wciąż praktykowane chrześcijaństwo, ale co z resztą? Są ważne, bo są ciągle ożywiane poprzez współczesną kulturę!
(W ten sposób oczywiście należałoby wywalić z klasyki takie dzieła jak to Prousta, bo nie spotkałem się zbytnio z nawiązaniami do niego. )
Ale tutaj pojawia się znów pytanie o to, co jest klasykiem? Bo jeśli kryterium klasyki miałaby być kultowość czy też szerzej wzięta zdolność do stania się kontekstem w intertekstualności, okazałoby się, że wiele dzieł należałoby uznać za klasykę:
  • Dragon Ball Akiry Toriyamy, który ustanowił motyw battle shounena
  • Zmierzch Stephanie Meyer, który ustanowił modę na wampiry i paranormalne romanse we wczesnych latach 2000.
  • Harry Potter J.K. Rowling, który nie dość, że stanowił wzorzec literatury dziecięcej, to jeszcze otworzył literaturę fantastyczną jeszcze bardziej na motyw społeczeństwa boazeryjnego (winscot society), co można powiązać z urban fantasy
  • Matrix reż. sióstr Wachowskich, czyli dzieło powstałe po to, by być kultowym
Czy to jest klasyka? Powiem szczerze, nie wiem!
Na pewno klasyką nie jest Olga Tokarczuk, bo daleko jej do kultowości, a na wymóg 30+ lat może załapać się z jej twórczości jedynie Podróż ludzi księgi.

Jak mówiłem, trudno dokładnie stwierdzić, co nie jest klasyką. Definicje klasyki bowiem powstają po to, by stworzyć szufladkę dla dzieł, które uznaje się za ważne, a nie po to, by tak naprawdę tworzyć jakąś definicję.
Problem może pojawiać się też w tym, że literatura powoli przestaje już tak jednoznacznie dominować w kulturze. W takim razie co można nazwać klasykami filmu, komiksu czy gier? A może powinniśmy zwrócić się do kanonu, by wyznaczać dzieła ważne?
Kanon, a w szczególności kanon danej grupy, może bowiem stanowić o wiele lepszy sposób wyznaczania dzieł ważnych, szczególnie jeśli skupilibyśmy się na jego znaczeniu jako sposobie budowania porozumień. Oczywiście, ja sam bym z chęcią podchodził do kanonu jako listy bardzo stronniczej, która jest tworzona w określonym celu.
Np., jeśli interesuje nas temat wampirów, w kanonie prawdopodobnie spotkamy się z Drakulą, Kronikami Wampirów czy Zmierzchem, ale inne możliwe pozycje książkowe na tej liście to chociażby Miasteczko Salem (S. King), Narzeczona z Koryntu (J.W. Goethe) czy Nekroskop (B. Lumley). Wśród filmów w takim kanonie znajdzie się pewnie Nosferatu- Symfonia grozy (reż. Munau, 1922), Straceni chłopcy (reż. Schummacher, 1987) czy seria Underworld. Ale być może byłoby coś jeszcze dodać albo coś odjąć. Bo kanon jest listą 

Jednakże znajomość klasyki, czymkolwiek by ona była, jest przydatna właśnie do nawiązań intertekstualnych i ich odczytywania.
Wampir przybywający do miasta z daleka? Czy to Drakula Stockera czy Miasteczko Salem Kinga?
Dziewczynka trafiająca do baśniowej krainy? Alicja w Krainie Czarów czy Labirynt Fauna?
Morderstwo w zamkniętym pokoju? Czyżby to było Morderstwo przy Rue Morgue Edgara Allana Poe czy może coś innego?
A może zbrodnia w pociągu, jak w słynnym Morderstwie w Orient Expressie Agathy Christie?
Klasyki więc są dla mnie źródłem motywów i nawiązań.
Ale czy należy przeczytać/obejrzeć całą klasykę? Oczywiście, że nie! Jest wiele dzieł, których nie czytałem ani nie oglądałem. Wiele z nich znam ze streszczeń albo innych opracowań, a czasami nawet po prostu nawiązań intertekstualnych. (W ten sposób "znam" chociażby Moby Dicka.) Niektóre dzieła są bowiem dla mnie ważniejsze od innych, bo stosuję subiektywny sposób ich oceniania. Są ważniejsze lub mniej ważne dla mnie. Dla was może ważnym okazać się inne dzieło, bo dla was ważniejsze może być coś innego. No i niektóre dzieła uznane powszechnie mogą okazać się dla danej osoby niezbyt ciekawe. 
Przykładowo, wszyscy zachwycają się nad Brandonem Sandersonem, a mi jego książki nie do końca przypadają do gustu.
A także zachęcam was, drodzy czytelnicy, którzy sami piszecie, żebyście w waszych dziełach również korzystali z nawiązań intertekstualnych, bo to może okazać się ciekawym zabiegiem. Czy bowiem nie ciekawie jest czytać jakieś dzieło, próbując odgadnąć losy postaci po tym, że nazywają się jak jakaś postać z dobrze znanej książki czy filmu? To co najmniej ćwierć zabawy z Bezpańskich literatów! Czy nie ciekawie jest zobaczyć zagubionych chłopców w innej wersji, np.: wampirów? (Tak, chodzi mi o film Straceni chłopcy Schumachera z 1987 r.).
To jest wyśmienita zabawa!
I główny powód, dla którego uważam, że niektóre klasyki warto znać.

A wy, jak definiujecie klasykę?
I czemu uważacie, że warto ją znać? A może twierdzicie, że nie warto?
Napiszcie o tym w komentarzu.
Ja się z wami żegnam,
Bye!

Bibliografia:

Komentarze

Popularne posty