Złodzieje mają jednak honor - recenzja filmu "D&D: Złodziejski honor"

 Ohayo! a może Neverwinter.
Dziś po raz pierwszy od dosłownie lat byłem w kinie. Zapomniałem już, jak drogie potrafi być tam jedzenie (bo kino to tak naprawdę placówka sprzedająca jedzenie, bo na filmach nie zarabia)! I cóż, wybrałem film, o którym było dość głośno ostatnio, szczególnie, gdy patrzyło się na fandom D&D.
Zapraszam Was więc na recenzję filmu D&D: Złodziejski honor (D&D: Honor Among Thieves) w reżyserii Daleya i Goldsteina.
Zacznijmy więc może od tego, że ten film nie jest pierwszym filmem z franczyzy Lochów i Smoków. Przed nim były jeszcze filmy z lat 2000, 2005 i 2012, które jednak nie były zbyt dobrej jakości. Efekty specjalne są naprawdę dobre, a nawet pojawiło się kilku przedstawicieli ras "zwierzęcych", którzy wyglądali dobrze (co nie oznacza, że było ich wystarczająco dużo według mnie).
Już z samego trailera możemy dowiedzieć się, że Honor Among Thieves (sorki, ale tytuł angielski lepiej wrył mi się w banię, więc zamierzam korzystać właśnie z niego) opowiada o typowej drużynie działających niecałkowicie zgodnie z prawem bohaterów, którzy mają się zemścić na zdradzieckim łotrze, a w tle pojawia się również Czerwona Magini z Thay. Krótko mówiąc mamy heist story (akurat niedługo po wydaniu podręcznika Keys from the Golden Vault), magię i klasyczną drużynę ofiar losu, które złączyła przyjaźń i motyw found family.
Ale od początku!
Edgin (Chris Pine) i Holga (Michelle Rodriguez) uciekają z więzienia, do którego trafili po nieudanym napadzie, a następnie wyruszają odnaleźć córkę Edgina, Kirę (Chloe Coleman), która została zostawiona pod opieką ich byłego współpracownika, Forge'a (Hugh Grant). Odnalezienie ich nie jest trudne, bo przez ostatnie 2 lata Forge stał się... lordem Neverwinter! Forge jednak nie chce oddać Edginowi córki i każe uwięzić swoich byłych przyjaciół, a następnie ich stracić. Bohaterom jednak udaje się uciec, a następnie zbierają drużynę, by zemścić się na Forge'u i uratować Kirę. Rekrutują swojego wcześniejszego współpracownika, zaklinacza Simona (Justice Smith), pra-prawnuka samego Elminstera, a także druidkę ze Szmaragdowej Enklawy o imieniu Doric (Sophia Lilis).
I jak to brzmi? Nie czytałem Z mgły zrodzonego (Sanderson mi bowiem jakoś nie leży), lecz właśnie tak wyobrażam sobie ciekawą historię napadu w świecie fantasy. Oczywiście, tak naprawdę na sam napad jest poświęcony zaledwie fragment dzieła, a znacznie więcej zajmują poszukiwania różnych macguffinów, jednakże wszystko jest naprawdę ciekawe.
Racja, dla kogoś nieznającego Zagubionych Krain (albo chociaż Wybrzeża Mieczy), nie wszystko będzie tak jasne, bo akcja często przeskakuje z miejsca na miejsce: z Icewind Dale do Neverwinter, a później do jakichś wiosek, do Rzeki Subrin, do Podmroku i z powrotem do Neverwinter. Jednak dla kogoś, kto wie, co i jak, nie będzie to aż tak chaotyczne. Wręcz przeciwnie, jest to bardzo ciekawe.
Znalazłem kilka ciekawych inside-joke'ów, które wielu graczy i innych fanów D&D rozpozna: zaczynając od Xenka, typowego paladyna, który jako wcielenie praworządnego dobra ma tak wielki, przysłowiowy kij w tyłku, że naprawdę jego nieśmieszność była przekomiczna. Albo Edgin, bard, który jest lekko komicznym gościem, który potrafi śpiewać, by wszystkich podnieść na duchu, co moim zdaniem jest jedną z ról barda w D&D.
Pewnie wiele osób kojarzy ten film z pojawiającym się w trailerach labiryntem. Co jednak ciekawe, labirynt ten pojawia się dopiero pod koniec filmu, jakoś w 3 akcie. Co nie oznacza, że nie pozostaje ikonicznym.
Warto również zwrócić uwagę na pewne "błędy" w tłumaczeniu pewnych stworzeń - zamiast obserwatora mamy po angielsku, beholdera, a zamiast złudnej bestii (displacer beast) displacera.
Ach! A jeśli myślicie, że to jest zbyt bardzo komediowe... Myślę, że to niezwykle udany przykład zbalansowania komiczności i powagi. Bo choć, jak już powiedziałem, Edgin jest jedną z najbardziej komicznych postaci, to również on jest najbardziej tragiczną ze wszystkich postaci. Komediowość nie przeszkadza również w odczuwaniu zagrożenia. Tak, można się śmiać z przetłuszczonego smoka, który chyba zeżarł własne leże i teraz zsuwa się w dół zbocza z kości niczym lawina tłuszczu, ale ta otyła jaszczurka walczyła zażarciej niż nie jeden Smaug!
Dlatego, jeśli chcemy pisać high fantasy, które nie będzie się wydawać przytłaczająco poważne, należy wpisać Złodziejski honor do kanonu.
Oczywiście, film ten ma swoje wady. Jedna jest związana z postacią Doric. Nie, nie chodzi o to, że przemienia się w sowodźwiedzia poprzez dziki kształt, choć sowodźwiedź nie jest bestią. Chodzi o jej skórę - jest biała. Zazwyczaj w kanonie pokazuje się tieflingi z czerwoną skórą (a fani wybierają inne kolory). Niby są tieflingi o ludzkim kolorze skóry, ale to jakoś mało klimatyczne.
Ogólnie, fajnie byłoby, gdyby główni bohaterowie byli bardziej różnorodni, a nie tylko 2 ludzi, półelf i tiefling. No i gdyby Edgin, czyli bard, rzucał zaklęcia, jak na barda przystało.
Jednakże poza tym uważam, że przepiękna historia, urocza, choć stosunkowo przewidywalna, która z pewnością wpłynie pozytywnie na franczyzę D&D.
A wy, oglądaliście już D&D: Złodziejski honor? Podobało się wam?
Napiszcie w komentarzu!
Pa!

Komentarze

Popularne posty