Czemu warto nazywać rozdziały? - Zaskakujące pogłębienie książki

Ohayo! a może Boston!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu. Dziś opowiem wam o czymś innym niż kolejne archetypy z książki Vicotrii Lynn Schmidt. Dziś chcę się skupić na czymś, czemu rzadko poświęcam uwagę na tym blogu!
Formie!
A dokładniej tytułom rozdziałów i temu, czemu warto je nazywać?
Chcecie więcej? Kontynuujcie czytanie tego posta!
Opinie co do rozdziałów, są bardzo zróżnicowane. Niektórzy lubią nazywać rozdziały, a niektórzy nienawidzą tego. Każdy ma swoje upodobania. Ja zdecydowanie jestem przedstawicielem tych, którzy uwielbiają 
Ale zacznijmy od podstawowego pytania:

Czemu w książce powinny być rozdziały?

Krótka odpowiedź, cytowana z Nieprzytomnych Myśli: "Bez rozdziałów ciężko czyta się książki." Podział na rozdziały niezwykle ułatwia uporządkowanie tekstu. Jakby nie patrzeć, bardzo często między scenami następuje przerwa, która może być świetnym powodem do rozpoczęcia nowego rozdziału. Szczególnie, gdy mamy kilku fokalizatorów (lub po laicku kilka POV), a już na pewno w przypadku narracji pierwszoosobowej.
Oczywiście, są książki bez rozdziałów - chociażby niektóre książki ze Świata Dysku Terry'ego Pratchetta. Niemniej tam również mamy do czynienia z jakimiś podziałami, więc nie są jednak pisane jednym ciągiem. Zresztą, w ramach rozdziału często nadal mamy takie przejścia oznaczane gwiazdkami albo jakimiś szlaczkami.
Rozdziały jednak odgradzają, a przez to i porządkują znacznie lepiej. Gdy mamy zmianę narratora albo zmianę czasu (np.: retrospekcję albo wydarzenia dnia następnego), z pewnością warto byłoby to zaznaczyć nowym rozdziałem. Taki zabieg może również podkreślić wagę wydarzeń w danym rozdziale zawartych. Jakby nie patrzeć, o wiele lepiej wygląda bitwa, gdy nie jest częścią nieustannego potoku akcji, lecz jest w jakiś wyodrębniona poprzez właśnie rozdział.
Nie mówiąc już o tym, że zdecydowanie łatwiej jest odbiorcy zorientować się w dziele, gdy jest podzielone na rozdziały. Wiemy, że rozdział X zaczyna się od strony Y i kończy się na Z? Jeśli szukamy jakichś informacji z akurat tego rozdziału (jak ja to robię aktualnie, pisząc licencjat), to po prostu będziemy przeszukiwać książkę od Y do Z, a nie od deski do deski, szukając niekiedy igły w stogu siana.
Plus podział na rozdziały bardzo ułatwia planowanie dzieła! Gdy ja to robię, zazwyczaj tworzę listę numeryczną w dokumencie i piszę, co ma się dziać w danym rozdziale. Bez rozdziałów taki plan nie miałby sensu.

Ale czy nazywać czy nie?

To już zależy od was. Nie każdy rozdział musi być tytułowany. Niektórzy tego nie lubią, uznając taką praktykę za psującą ewentualne zaskoczenie ze strony odbiorcy. Innym sprawia to zbyt wielki problem, więc decydują się jedynie na numerki albo imiona bohaterów, jeśli mamy do czynienia z wymianą narratora.
A ja jestem za tym, żeby je nazywać! Uwielbiam fakt, że mogę wymyśleć kolejny tytuł, który na dodatek nie będzie pod tak wielkim ostrzałem ze strony wydawnictwa, bo nie musi przyciągać uwagi klienta w księgarni albo bibliotece.
Oczywiście, nie mogę wymusić na innych tego, by nazywali swoje tytuły, ale spróbuję was do tego zachęcić, bo jest to niezwykła zabawa. Do zalet nazywania rozdziałów należą to, że nazwa rozdziału może:
  • Przykuć uwagę czytelnika
  • Dodawać suspensu, dawać wskazówki, co może wydarzyć się dalej
  • Podkreślić ton dzieła
  • Ułatwić ponowne czytanie tej samej książki
Do tego, to może pogłębić waszą książkę, dając mnóstwo informacji o bohaterze czy świecie w dosłownie kilku słowach! Ale o tym później.

Rodzaje tytułów rozdziałów

Na TheNovelSmithy znalazłem rozróżnienie na 6 rodzajów tytułów. Rodzaje te są związane z tym, co jest tym tytułem:
  1. Akcja - czyli krótki opis tego, co się dzieje w danym rozdziale.
    Pomyślcie, jakie jest najważniejsze wydarzenie w danym rozdziale, a następnie zatytułujcie tak ten rozdział.
    Np.: "Wędrówka w ciemnościach" w Drużynie Pierścienia J.R.R. Tolkiena.
  2. Mucguffin - czyli ważny przedmiot, który pojawia się/ujawnia się po raz pierwszy w rozdziale. Albo okazuje się akurat w tym rozdziale niesamowicie ważny.
    Jest to szczególnie widoczne w fantastyce.
    Np.: "Palantir" w Dwóch Wieżach J.R.R. Tolkiena
  3. Lokacje - czyli podkreślenie miejsca akcji, bardzo przydatne w fantastyce.
    Np.: "Stary Las" w Drużynie Pierścienia J.R.R. Tolkiena.
  4. Imiona - czyli imiona bohaterów.
    Pomijając już to, że jest to przydatne w wypadku kilku narratorów pierwszoosobowych, by rozróżnić te przypadki (wg. mnie, to nie jest to samo co tytuł rozdziału), warto się wtedy zastanowić, jaka postać okazuje się ważna albo jaką poznajemy w danym rozdziale.
    Np.: "Connor" w Zwierzoduchach Brandona Mulla.
  5. Ostrzeżenie - dość enigmatyczne, ale wprowadzające mnóstwo suspensu, sugerujące jakieś wydarzenie, które przykuje uwagę czytelnika.
    Np.: "Czarna brama jest zamknięta" w Dwóch Wieżach J.R.R.Tolkiena.
  6. Fraza - jakiś cytat, fragment piosenki czy może dialogu z samego rozdziału.
    Np.: "Mogiła w królestwie nad mórz pianą" w Pani Nocy Cassandry Clare.
Oczywiście, nie musicie się decydować tylko na jeden z tych typów. Wątpię bowiem, żeby znalazło się u was wystarczająco postaci, lokacji czy innych McGuffinów, by móc nazywać na ich cześć wszystkie rozdziały. Z akcjami, ostrzeżeniami i frazami jest trochę lepiej i teoretycznie można użyć tychże bardzo spójnie.

Za co lubię tytuły rozdziałów?

Według mnie najlepszy rozdział to taki, który pozwala odbiorcy na teoretyzowanie, co się zaraz wydarzy, a jednocześnie pozwala na wejrzenie głębiej w bohatera. Chciałbym, żeby czytelników mógł przed rozpoczęciem rozdziału przystopować i zastanowić się, co tam może się dziać, co to znaczy.
Choć z drugiej strony, wiemy, jak fani książek mogą z zawrotną prędkością i przeraźliwą zachłannością je czytać, więc nie można powiedzieć, że to zawsze się uda.
Jednakże tytuł stanowiący pewną zagadkę, a nie będący zwyczajnym wypunktowaniem najważniejszej postaci, miejsca czy wydarzenia, jest moim zdaniem ciekawy, szczególnie w ponownej lekturze. Nie chodzi o to, żeby dawać tytuły niezwiązane z rozdziałem, ale takie nieoczywiste, które wiążą się z rozdziałem w taki sposób, że zrozumienie tytułu pozwala dodać kolejną warstwę rozumowania do rozdziału.
Albo ułatwić interpretację!
Bo, sorki, ale ja nie znam się na literaturze Poe czy Dickensa! Prawdopodobnie nie zauważyłbym zbytnio powiązań między poezją Poe a Mrocznymi Intrygami, ewentualnie z wyjątkiem postaci Anabel Lee i Anabel Blackthorn. Tytuły w tym jakoś pomagają.
Oczywiście, przypadek Mrocznych Intryg nie jest zbyt dobry, bo, przyznaję się bez bicia, nie zwracałem większej uwagi na tytuły rozdziałów w tej trylogii, z wyjątkiem samego faktu, że są one fragmentami wierszy Edgara Allana Poe.
Ale można to robić na wiele innych sposobów. Moim zdaniem każdy rozdział mógłby być odwołaniem do innego utworu, bardziej dopasowanego do danego rozdziału, co nie tylko dałoby unikatowość tym rozdziałom, ale również zmusiłoby niektórych do poszukania ich, zaktywizowałoby ich.
A do tego cały utwór mógłby być analizowany o wiele szerzej niż jeden wers. I wtedy nastaje ciekawa dyskusja: czy analizujemy rozdział poprzez dzieło wcześniejsze czy dzieło poprzez rozdział? Może autor dostrzega w dziele coś, na czym na ogół się nie skupiamy, a poprzez kontekst rozdziału, jest to uwidaczniane?
No i burzy się wtedy przy okazji hierarchia stawiająca dzieła dawniejsze ponad nowymi.
Ale nie trzeba od razu dawać cytatów z XIX wiecznej literatury! Taką intertekstualność można wprowadzić również nawiązując do postaci. Prospero, Puk czy Tytania są znanymi postaciami z dzieł Szekspira.
A o postaciach z greckich mitów, znanych wszędzie w naszej zachodniej/europejskiej strefie kulturowej, już nie mówiąc. Jak myślicie, o czym będzie rozdział zatytułowany Ares? Albo Ikar? Co się stanie, gdy w pierwszym akcie pojawi się rozdział zatytułowany Kora, a w ostatnim Persefona? To by znaczyło, że mała dziewczynka przemieniła się w twardą kobietę, która umie postawić na swoim.
Plus, wiadomo, klasyk antyczny wygląda ładnie, tak romantycznie.
Zresztą, kontekstów może być wiele! Piosenka Zrobię mężczyzn z was może mieć trochę toksycznie męskie znaczenie, gdyż jej tekst jest taki, a nie inny, albo bardzo feministyczne, bo to piosenka z Mulan. Holdin' Out for a Hero? Chodzi o potrzebę bohatera, który nas może uratować (co samo może być rozumiane na kilka sposobów) czy o Shreka? A może coś jeszcze innego? Teksty bowiem nie istnieją w próżni i są używane gdzie indziej? Piosenka In The End Linkin Park to dla mnie przede wszystkim muzyka do pokazywania marszu wśród zgliszczy za sprawą słynnego trailera do MtG.

Ale nie chodzi tu jedynie o intertekstualność! Jest mnóstwo różnych innych sposobów na oznaczanie rozdziałów, zaczynając od różnych zwierząt, kwiatów czy innych symboli. A później odbiorca może się zastanawiać, czemu ten rozdział jest zatytułowany "Owoc granatu". (Ja mam ciekawy pomysł a'la Piękna i bestia, ale z lepszym wyczuciem godności, inspirowaną mitologią.) Albo "Błękitny lotos"? (Coś z zimnej albo azjatyckim piekłem?)
Ale jeśli chcemy, nie musimy dawać całej książki pełnej takich zagadkowych tytułów. Ja napisałem już 3 książki (z czego żadna jeszcze nie wróciła od bet) i tylko w jednej używałem tylko takich nie do końca jasnych, wieloznacznych tytułów w całej książce, bo miałem tam taką konwencję (a z tej konwencji wynikły także inne). W pozostałych dawałem tylko dwa, trzy takie tytuły, resztę pozostawiając bardzo prostą w zrozumieniu.
I nie ma nic w tym złego!
Jak mówiłem, to jak nazywacie wasze rozdziały albo czy w ogóle je nazywacie zależy od was. Pamiętajcie jednak, że wszystko ma swoje konsekwencje, zarówno nazywanie, jak i nie. Niektórzy to docenią, a inni nie. Niektórzy nawet nie zwrócą na to uwagi.
Zdecydujcie więc sami, co wam najlepiej odpowiada. (A później dopiero możecie się z tym użerać z redakcją XD)

Mam nadzieję, że się wam to spodobało i czegoś się z moich jednak dość chaotycznych wywodów nauczyliście. Napiszcie w komentarzach, czy lubicie nazywać rozdziały swoich książek, a jeśli tak, to w jaki sposób? Macie jakąś "tajemniczą" konwencję?

Tak czy inaczej, pa!

Bibliografia:

Komentarze

Popularne posty