Mniej znaczy więcej - Paradoks fantastyczności w fantastyce
Ohayo! a może Sofia!
Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu! Zdałem już egzamin magisterski i teraz mogę przed swoim nazwiskiem stawiać tytuł naukowy.
Jednak to, że skończyłem już studia (i pewnie będę mieć przerwę, w trakcie której zdobędę doświadczenie zawodowe albo całkowicie zwariuję) nie oznacza, że całkowicie skończyłem z nauką! Nie, już mam kilka pomysłów na prace naukowe, które będę sobie pisać, i być może uda mi się dostać na doktorat.
Ale czemu o tym mówię? Nie po to, żeby się chwalić ze swoich dokonań, lecz jako wprowadzenie do tematu, który chciałbym rozpocząć z perspektywy naukowej. Chodzi mianowicie o to, jak fantastyka traci trochę na tej swojej fantastyczności z uwagi na to, jak bardzo fantastyczna jest.Brzmi jak masło maślane? Cóż, w tym wszystkim kryje się pewien paradoks.
Jeśli więc chcecie się dowiedzieć, jak pisać bardziej fantastyczne dzieła, albo przeczytać jak rzucam imionami badaczy fantastyki na lewo, prawo, górę i dół (tym razem bez krakowskiego badacza allotopii), czytajcie dalej.
Fantastyka - co to jest?
Zacznijmy może od tego, czym jest fantastyka. Jest to, krótko mówiąc, gatunek obejmujący wszelkie dzieła, w których pojawiają się elementy niewpasowujące się w znaną nam rzeczywistość albo, jak to pisał Umberto Eco, strukturalnie różne od znanej nam rzeczywistości. O ile fikcja, taka jak Krzyżacy czy Hrabia Monte Christo, wydaje się nam możliwa, to już scenariusz, w którym naziści wygrywają II Wojnę Światową (Człowiek z wysokiego zamku P.K. Dicka), czy też całkowicie odmienny od naszego świat (allotopia) przeczą pewnym założeniom na temat rzeczywistości. Dlatego też czasami można spotkać się z kontrowersyjną nazwą fantastyki jako fikcji niemimetycznej.
I właśnie tam, gdzie rzeczywistość nie zgadza się z dziełem, kryje się fantastyka. Może ona przybierać różne formy - horroru, fantasy, science fiction, realizmu magicznego, historii alternatywnej...
I oto jest gatunek, jakim jest fantastyka!
Ale jest też zjawisko zwane fantastyką. Chodzi tu o to, że pewne elementy stoją w sprzeczności z rzeczywistością dzieła. Rzeczywistość dzieła zakłada, że nie ma duchów, ale się nagle pojawiają. Rzeczywistość dzieła zakłada, że nie ma wampirów, ale one są! I tak dalej!
Tak rozumiana fantastyka działa dobrze w horrorach i innych dziełach opierających się na szokowaniu rzeczami dziwnymi, dosłownie nie z tego świata, ale już nie w fantasy. Andrzej Zgorzelski w swoich typach supragenologicznych mówi wyraźnie, że literatura egzomimetyczna (do której zaliczają się zarówno typowe science fiction, jak i fantasy świata wtórnego) jest pozbawiona zabiegu fantastyki. Dzieje się tak (choć to moje wytłumaczenie), gdyż światy powstałe w wyniku exomimesis są już niezgodne z rzeczywistością z samego faktu, że stanowią osobną rzeczywistość.
Inny badacz, albo raczej badaczka fantastyki, Farah Mendlesohn, której można zawdzięczać kategorie fantastyki portal-questowej, intruzywnej i immersyjnej, pisze o tej ostatniej, że w pewnym sensie fantastyka ta zaczyna przypominać science fiction (angielski odróżnia fantasy - czyli nasze fantasy i horror - od science fiction). Dosłownie, cytuje ona drugie prawo Clarke'a: Każda odpowiednio rozwinięta technologia jest nieodróżnialna od magii.
I poniekąd o to chodzi: fantastyka immersyjna mówi po prostu, że świat jest magiczny, wszystko, co odczytujemy jako fantastyczne, po prostu jest częścią tego świata.
A warto zauważyć, że wiele dzieł, które nie zaczynają jako fantastyka immersyjna ostatecznie jako ona kończą. Dobrym przykładem tego jest Harry Potter (będący nota bene przykładem literatury antymimetycznej), w którym normalny świat tytułowego bohatera zostaje nagle częściowo zburzony, gdy okazuje się, że istnieje świat czarodziejów. Tylko że gdy Harry tam już trafia (co można uznać również za przykład fantastyki portalowej), rzeczywistość świata czarodziejów naturalizuje się, staje się normalna, nawet jeśli cały czas widzimy ją jako coś niezwykłego z punktu widzenia świata Mugoli.
Dzieje się tak, gdyż fantastyka antymimetyczna zakłada brak pełnej wiedzy o świecie, a ową dziurę wiedzy można zapełnić dopiero po zrozumieniu tego, co fantastyczne. Inaczej mówiąc, to, co fantastyczne w takim wypadku, nie pasuje do rzeczywistości tylko dlatego, że stanowi wiedzę ukrytą, nieznaną, dostępną jedynie nielicznym. A dla tych nielicznych to wszystko jest normą!
A co z fantastyką portalową? Ona często również jest zaliczana w egzomimemetyczny poczet. Dosłownie, bohaterowie przybywają do fantastycznego świata, który jest fantastyczny już z samego faktu, że nie jest naszym światem.
Reasumując, zjawisko fantastyki może mieć miejsce tylko tam, gdzie świat dzieła odrzuca te fantastyczne elementy. Tymczasem światy, które same w sobie są fantastyczne, niejako unikają fantastyki jako zjawiska, bo jedynymi zasadami rzeczywistości, którym mogą przeczyć, są zasady świata naszego, a to by był już imperializm realistyczny.
Ale po co ja się tu tak roztrząsam nad tym, co jest, a co nie jest fantastyczne?
Otóż, ostatnio się zastanawiałem nad pewnego rodzaju poczuciem braku tego czegoś w światach fantasy, tej magii, niezwykłości... Niektóre miejsca, choć wypełnione magią i cudami nie z tego świata, dają poczucie co najwyżej egzotycznych wakacji. Jeśli świat fantastyczny staje się rzeczywistością pełną magii, tak bardzo, że staje się ona codziennością, a przez to do pewnego stopnia musi być ona zrozumiała dla przedstawicieli tego świata, znika pewna tajemnica i niezwykłość tej magii.
Dlatego taką uwagę zwróciłem na cytowane przez Mendlesohn drugie prawo Clarke'a. Magia oraz wszystkie inne typowe dla fantasy elementy fantastyczne stają się w takich światach czymś na kształt nauki.
To nie jest tak, że wiwerny w Monster Hunterze wzięły się znikąd. Nie, one są częścią zwyczajnej fauny. Megafauny, co prawda, ale nie jakoś wykraczającą poza zasady działania świata.
To nie jest tak, że magia w Zagubionych Krainach jest czymś niezwykłym. Wręcz przeciwnie, mimo że może sprawiać dosłowne cuda, średnio ogarnięty w świecie człowiek powinien spotkać co najmniej kilku magów w swoim życiu, podobnie jak pewnie każdy z nas spotkał kilku naukowców w swoim, nawet jeśli nie poszedł na studia.
W tych światach magia i inne fantastyczne elementy są po prostu częścią tego świata, naturalną jak siły van der Waalsa, fuzja atomowa czy przemiany chemiczne. Czy każdy z nas zna i rozumie te pojęcie? Nie, ale to nie sprawia, że stają się one czymś spoza naszego świata.
Oczywiście, owa naturalizacja może przyjmować różne formy. Chociażby w książkach z serii Necrovet większość istot jest albo stworzeniami rozumnymi, albo bestiami (zapraszam do przypomnienia sobie tych moich kategorii). Gdy do kliniki trafia alkonost, zostaje on opisany jako sowa z dużymi workami powietrznymi, które ktoś mógłby uznać za kobiece piersi. Wizerunek tego ptaka został zmieniony z chimery ludzko-zwierzęcej w coś całkowicie zwierzęcego, a więc naturalnego.
Czy jednak można napisać fantasy, które nadal jest magiczne?
Fantasy świata wtórnego, warto dodać.
Oczywiście, fantasy to zawsze będzie bardziej naturalnie fantastyczne niż rzeczywistość, w której żyjemy, ale można zawsze spróbować nadać jej tego niezwykłego, tajemniczego nastroju, który znajdziemy w horrorach czy innych dziełach, które cechują się fantastyką jako tym tajemniczym zjawiskiem.
Pierwszą rzeczą jest ograniczenie naturalnych elementów do tych, które są naturalnymi w naszym świecie albo tylko lekko poza nie wykraczające. Oznacza to, że smoki, jednorożce czy inne gryfy nie powinny być widziane jako stworzenia, które żyją sobie po prostu w świecie. Nie! Jeśli coś takiego ma być, niech to będą stworzenia nadprzyrodzone, potężne, nieziemskie. Oczywiście, można sobie w takich wypadkach pozwolić na jakieś wilkory czy inne takie, ale tylko troszeczkę.
Ale nie oznacza to, że trzeba zrezygnować z magii. Wszystko, co ewidentnie przekracza tą granicę naturalności, powinno być jednak traktowane jako coś nadprzyrodzonego, nie z tego świata. No i nie powinno się zbytnio tego wszystkiego wyjaśniać. To powinno pozostać tajemnicze, niezbadane, trochę poza pojmowaniem odbiorcy, ale i bohaterów.
To zaś sprowadza nas do sytemu magicznego, który powinien być miękki jak pluszowy misio! Im miększy system magiczny, tym mniej jesteśmy w stanie go zrozumieć, gdyż nie zostają podane zasady panujące w magii. I to też sprawia, że magia staje się czymś niezwykłym, bardziej tajemniczym, ciekawym.
Z tym można również powiązać rzadkość magii. Rzadkość magii z jednej strony potęguje tajemniczość, ale i pomaga z miękką magią, która nie nadaje się do rozwiązywania problemów, głównie dlatego, że bez zasad, teoretycznie może ona zrobić wszystko, a tym samym rozwiązywać za dużo problemów. Jeśli magia jest rzadka, nie musimy się zastanawiać, czemu jakiś czarodziej nie powstrzymał tego wydarzenia. Po prostu żadnego czarodzieja tam nie było!
Warto także dodać, że rzadkość powinna być definiowana przez punkt widzenia bohaterów. Jeśli magami jest tylko 0,01% społeczeństwa, ale główny bohater lub bohaterowie należą do tej 0,01%, nie wydaje się ona tak rzadka.
Oczywiście, nie oznacza to, że magia nie może istnieć jako element folkloru. Wyobraźcie sobie legendę o tym, że jakieś góry powstały w wyniku utworzenia się przejścia do piekieł albo jakaś grobla została zbudowana przez olbrzyma. Jeśli macie odrobinkę obeznania, może zauważyliście, że te przykłady to polskie Bieszczady i Grobla Olbrzyma z Irlandii Północnej. Tylko tutaj wiemy, że te miejsca powstały w raczej naturalny sposób, ale w fantasy... cóż, można powiedzieć, że to zdecydowanie była magia, albo pozostawić to tajemnicą (czyli stworzyć namiastkę todorovowskiego Fantastycznego).
Jednakże wróćmy na chwilkę na początek, do stworzeń, a mianowicie istot rozumnych. Jeśli chcemy stworzyć wrażenie, że świat dzieli się na normalny i nadprzyrodzony, raczej odradzałbym dawanie do takiego świata wielu ras fantastycznych. Jeśli są ludzkie i elfy (ludzie z długimi uszami), i krasnoludy (niscy ludzie), i goliaci (duzi ludzie), i zwierzoludzie, i cokolwiek jeszcze sobie wymarzymy, świat zaczyna wyglądać bardziej naturalnie fantastycznie. Jak mówiłem, elementy niemimetyczne (z wyjątkiem może kształtu map i dokładnych kultur) powinny być nadprzyrodzone. To znaczy, że elfy, jeśli chcielibyśmy je ukazać, powinny przestać być rasą podobną do ludzi, a zamiast tego stać się tym, czym były niegdyś, istotami nieziemskimi, nadprzyrodzonymi. To samo można powiedzieć o innych stworzeniach typu krasnoludy, smoki itd. Wszystko to ma pozostać niezwykłe, spoza tego świata.
I niestety skazuje nas na człowiekocentryzm.
W ten sposób odnosimy wrażenie, że świat jest bardziej tajemniczy, a magia tam przedstawiona nie jest tamtejszą formą nauki. Dzięki temu świat nadal pozostaje posiada tą niezrozumiałą, niepewną aurę magii, której często brakuje w fantasy świata wtórnego, a jednocześnie nie mamy tu do czynienia z low fantasy.
Oczywiście, wymaga to wielu wyrzeczeń. Powtórzmy je jeszcze raz, żeby je uwidocznić:
- Fauna powinna być taka sama jak w świecie rzeczywistym lub ledwo zauważalnie inna (trochę większe, bardziej jadowite itd.)
- Nie powinny istnieć żadne istoty rozumne inne niż ludzie.
- Wszelkie istoty fantastyczne powinny być oddelegowane do sfery zjawisk nadprzyrodzonych.
- Magia powinna być miękka, niezrozumiała w pełni przez bohaterów i rzadka.
- Wiele elementów historycznych związanych z magią powinno być przedstawianych jako legendy i folklor.
Dzięki temu uzyska się wrażenie tej fantastyki, która ma być niejako niedostępna dla egzomimetycznej literatury/fikcji.
Tylko czy tak się da?
Jak mówiłem, powyższe zasady są ograniczeniami. Czy da się? Prawdopodobnie tak, ale nie spotkałem się z tym, by wszystkie te zasady były stosowane co do joty. I nie chodzi o to, że stosowanie się do tych zasad jest czymś niecodziennym, ale po prostu zbytnio nikt tak światów nie tworzy.
Nawet, wydawałoby się, całkiem dobrze się w to wpasowujące Westeros w czasie wydarzeń Sagi Pieśni Lodu i Ognia nie jest bliskie spełnienia tych zasad. Pomijając już wilkory i mamuty, które realistyczne są do pewnego stopnia, w Westeros żyły niegdyś smoki, które sprowadzono z Valyrii i pomimo swojej potęgi są mniej więcej tak samo naturalne jak smoki w innych światach fantasy. Choć ludzie zdecydowanie dominują w Westeros, inne rasy są tam również spotykane: giganci, ryboludzie (przynajmniej według teorii) czy sławne Dzieci Lasu, którzy wydają się całkiem biologiczni, nawet pomimo legend, którymi są owiane. Choć należy zwrócić uwagę, że Biali Wędrowcy w książkach wydają się całkiem nieziemscy. Magia jest miękka i obecnie dość rzadka, ale zaczyna powracać i to właśnie w miejscach, które całkiem dobrze widzimy z punktu widzenia bohaterów-fokalizatorów.
A saga Pieśni Lodu i Ognia wydaje się całkiem dobrze spełniać te zalecenia na tle innych dzieł.
Czemu więc się tak produkowałem, skoro nikt tak nie robi?
Po pierwsze, może ktoś wreszcie to zrobi.
Po drugie, to, że nie spełnia się danych wymagań co do joty, nie oznacza, że nie można ich używać w ogóle. Tak się bowiem składa, że istnieje twórca, który dużo mówi o wprowadzaniu takiej formy fantastyki do dzieł. Do RPG. Bardzo konkretnej formy fantastyki, warto dodać.
Tak, chodzi o Ben Byrne'a, twarz wydawnictwa Ghostfire Gaming, autora settingu do D&D jakim jest Etharis, znane także jako Grimm Hollow. Na swoim kanale mówi głównie o tym, jak wprowadzać horror do D&D, ale przy okazji zdradza w ten sposób metody, które sprawiają, że świat wydaje się bardziej tajemniczy, poniekąd bardziej fantastyczny. Dzieje się to jednak trochę kosztem popularności elementów fantastycznych w całym świecie. Już nie ma jakiegoś licza, a jeden Licz! Już nie ma przedstawicieli smoków czerwonych, niebieskich czy lila-róż, lecz Czerwony Smok, Niebieski Smok i Smok Lila-Róż!
Poniekąd, o tym była mowa w tym wpisie! Jeśli świat nie jest przesiąknięty magią tak, że wylewa się ona z uszu pierwszego lepszego wieśniaka, elementy fantastyczne mogą wybrzmieć mocniej, stają się czymś niezwykłym nie tylko dla czytelnika, ale i samego bohatera. Przez to może lepiej wybrzmieć horror, ale i cudowność tego świata.
Warto jednak wiedzieć, po co się to robi, żeby móc skorzystać z zalet takiego zabiegu.
Nie trzeba zresztą się ograniczać aż tak bardzo, by nadać trochę cudowności. Na kanale Story Foundry jest film, w którym przykładem takiej cudowności jest scena we Władcy Pierścieni, gdzie mamy do czynienia z magicznym narzędziem. Albo raczej hobbitom wydaje się, że jest to magia, choć należy tu zauważyć, że Tolkien nieźle się zagmatwał, jeśli chodzi o magię w swoim świecie.
Co więcej, gdy ja piszę urban fantasy, staram się rozgraniczyć to, co jest magiczne, ale naturalne, a przez to jest dobrze zrozumiane przez bohaterów żyjących w społeczności boazeryjnej (patrz, pierwszy artykuł w bibliografii), od tego, co byłoby już zjawiskami nadprzyrodzonymi, niezrozumiałymi dla nich. Gdy piszę o wilkołakach, mniej więcej wiadomo o co chodzi, choć i tu mogą zostawić kilka pól do rozważań, która teoria dotycząca ich powstania jest prawdziwa, jednakże czary pozostają tajemnicze, niezbadane, groźne, a przez to wydają się fantastyczniejsze niż te inne rzeczy. Gdy bohaterowie spotkają się z jakimś zaklęciem, nie wystarczy, że sprawdzą jak oko traszki reaguje z łuską smoka w jakimś podręczniku, by je rozbroić. I prawdopodobnie, gdyby poszli do jakiejś czarownicy albo innego czarodzieja, który niby ma się na tym znać, czary nadal miałyby wiele tajemnic. W efekcie czytelnik może odnieść wrażenie, że bohaterowie są normalniejsi, ale świat, w którym żyją wciąż ma wiele do zaoferowania, jeśli chodzi o fantastykę.
I z tym chciałbym was zostawić.
Czy bylibyście gotowi poświęcić trochę naturalnej fantastyki w swoim świecie, aby nadać więcej fantastyczności jako czegoś nieziemskiego? Napiszcie w komentarzach.
Do przeczytania.
Lista tekstów naukowych, do których się odnosiłem:
- Rafał Dąbrowski, Fantastyka świata prymarnego [w:] "Zagadnienia rodzajów literackich", Tom 68, Nr. 1, 2025 (Early View)
- Umberto Eco, Światy science fiction [w:] tegoż, Po drugiej stronie lustra i inne eseje, tłum. J. Wajs, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2012, s. 233 –241.
- Linda Hutcheon, Metafictional Implications for Novelistic Reference [w:] On Referring In Literature, red. Anna Whiteside i Michael Issacharoff, Indiana University Press, Indianapolis 1987, s. 1-13.
- Farah Mendlesohn, Rhetorics of fantasy, Wesleyan University Press, Middletown 2008.
- Grzegorz Trębicki, Fantasy. Ewolucja gatunku, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”, Kraków 2009.
- Tegoż, Synkretyzm fantasy. Fantasy świata wtórnego: literatura, kultura, mit, Libron, Kraków 2014
- Tzvetan Todorov, The Fantasic: A Structural Approach To A Literary Genre, tłum. Richard Howard, Cornell Paperback, Ithaca, Nowy Jork, 1993, wydanie piąte.
- Andrzej Zgorzelski, SF jako pojęcie systemu historyczno-literackiego [w:] tegoż, System i funkcja. Ustalenia metodologiczne i propozycje teoretycznoliterackie, Wydawnictwo Gdańskie, Gdańsk 1999.
Komentarze
Prześlij komentarz