Fantastyczne zwierzęta i jak je pisać - Zoologia fantastyczna w perspektywie ekologii spekulatywnej
Ohayo! a może Kalahari?!
Witam w kolejnym wpisie na moim blogu. Dziś chciałbym zająć się tematem trochę związanym z potworami, ale nie do końca. Chodzi o to, że zazwyczaj zapełniamy światy fantasy licznymi stworami, które nie miałyby prawa istnieć w naszym świecie: wszelkimi chimerami, istotami łamiącymi nasze wyobrażenia o systematyce, stworami o magicznych zdolnościach itd.
I dziś chciałbym się zająć tym, jak tworzyć te istoty i jak umieszczać je w świecie.
A więc czas okiełznać smoki, nauczyć latać simargły i sprawdzić, co mają do powiedzenia od zmianie klimatu żywiołaki!
Zaczynajmy!
Rodzaje stworzeń w fantastyce
Jak zawsze, możemy wyróżnić wiele przykładów podziałów istot fantastycznych w dziełach.
Jednym z takich podziałów byłby ten zaprezentowany przez Edytę Rudolf w jej książce z 2001 roku, Świat istot fantastycznych we współczesnej literaturze. Dzieli ona tam istoty w fantasy na Dzieci Światła (dobre) i Dzieci Ciemności (złe). Taki podział aksjologiczny (związany z dobrem i złem) jest dobry, gdy mówimy o ethos świata stworzonego - tym, jakie wartości moralne rządzą tym światem i go przeszywają.
Ale dziś chciałbym zaprezentować podział bardziej związany ze statusem stworzeń w świecie.
Chodzi o to, że różne istoty zapełniają różne nisze w świecie.
Zacznijmy może od tego, że istnieją stworzenia rozumne, istoty, które nazwalibyśmy ludźmi, choć bardzo często są to nie tylko ludzie. Istoty te zazwyczaj mają humanoidalną budowę ciała, choć zdarzają się przykłady centauroidalne czy syrenoidalne. O wiele rzadziej traktujemy jako takie istoty stworzenia nie przypominające w ogóle ludzi, jak smoki, które również bywają uznawane za istoty rozumne w niektórych dziełach.
Od istot rozumnych wymaga się istnienia kultury:
- sztuki
- języka
- rzemiosła
- architektury
- itd.
Istoty rozumne to bohaterowie dzieł. Mogą być w sferze moralnego rozkroku, czyli wahać się między dobrem a złem, lub być mocno uwarunkowane w jednym albo drugim.
Tak samo jak ludzie, których znamy.
Do tego bardzo często istoty rozumne umieją posługiwać się magią.
Co więcej, istoty rozumne funkcjonują w ekosystemie, ale jednocześnie nie muszą ściśle przestrzegać jego zasad. Mogą samodzielnie regulować swój wpływ na środowisko, co oznacza, że mogą je doszczętnie zrujnować albo je chronić.
Inną kategorią są bestie (choć nie zawsze muszą to być stworzenia zaliczane do królestwa zwierząt). Są one istotami po prostu żyjącymi w świecie, stanowiącymi coś w miarę normalnego w nim. I mówiąc normalnego, mam na myśli zarówno poziom normalności psa, kota czy krowy, stworzeń w miarę codziennych, jak i majestatycznego wieloryba, wielkiego słonia czy innych istot, których spotkanie jest rzadkością. I takie relacje można przenieść również na świat allotopijny - może nie każdy widział jednorożca, jednak wiadomo, że jednorożce w tym świecie istnieją i funkcjonują niewiele inaczej od innych zwierząt.
Bestie mogą mieć magiczne zdolności, niesamowite umiejętności czy inne cechy, które byłyby niemożliwe u zwierząt w świecie mimetycznym.
Dobrym tego przykładem są potwory z Monster Huntera. Tak, znajdziemy tam istoty pływające w lawie, chodzące góry i stwory zionące błyskawicami. Ale to normalne w tym świecie i, powiedzmy więcej, to całkiem sensowna ekologia.
Także bestiami możemy nazwać faunę Xadii, Azeroth czy jakiegokolwiek innego świata fantasy, niezależnie jak magiczna by ona nie była.
Bestie są amoralne, nie kierują się zasadami etycznymi, lecz instynktami, które sprawiają, że mogą przeżyć jako jednostki i jako gatunki. Co nie oznacza, że zwierzęta nie potrafią być inteligentne, bo historia zna wiele zwierzaków, które popisały się zarówno swoją inteligencją, jak i mściwością. Nie zna piekło furii gorszej niż skrzywdzona kobieta, ale wkurzony tygrys nie jest wcale tak daleko za nią!
Czymś zupełnie innym są istoty nadprzyrodzone, stworzenia o naturze... no cóż, nadnaturalnej. Nie wpisują się one w zasady rządzące ekologią świata, bo raczej w niej nie uczestniczą. Funkcjonują zazwyczaj gdzieś poza nią, jako duchy przyrody, anioły czy demony.
Istoty nadprzyrodzone potrafią kierować się moralnością, służyć dobru albo złu, ale i również mieć swoją, błękitno-pomarańczową moralność, nie rozpatrującą wartości moralnych w ten sam sposób, co my. Trudniej jest je zrozumieć, bo nie myślą jak ludzie. Są od nas psychologicznie różne.
Czasami potrafią kierować się instynktem, co widać chyba najlepiej na przykładach jakichś pomniejszych demonów w wielu dziełach, które często przejawiają zachowanie zwierzęce, jak, powiedzmy, tao tie, którego można wyobrazić sobie jako wcielenie chciwości i głodu.
No i, jeśli chodzi o ekosystem, istoty nadprzyrodzone nie kształtują go swoją egzystencją w nim. Mogą jednak na niego wpływać poprzez pewnego rodzaju objawienia się lub czyny dokonywane w świecie. Przykładowo, jeden z nowych potworów w One D&D, Elemental Cataclysm lubi namieszać w ekosystemie ucywilizowanym, nienawidząc cywilizacji, więc nie dość, że niszczy miasta i wioski, to jeszcze zwiększa siłę przyrody na tych terenach. Nie robi tego jednak dlatego, że w ten sposób się żywi czy chroni swoje legowisko, lecz dlatego, że nienawidzi cywilizacji, a kocha dziką naturę.
I na końcu warto dodać abominacje, stworzenia bez ustalonej niszy, ale to ze względu na to, że pojawiły się nie dawno. Są to wszelkiego rodzaju gatunki inwazyjne, które trafiły do tego świata z innego wymiaru, nowo stworzone gatunki czy inne mutanty. Nie mają nisz, bo nie zadomowiły się w świecie, zazwyczaj ze względu na czas od ich pojawienia się lub liczebność, która nie pozwala im na wykształcenie się owej niszy.
Czasami nie mogą utworzyć dla siebie niszy, bo są uzależnione od działań istot rozumnych czy nadprzyrodzontch, by móc egzystować. Chociażby golemy, niektórzy nieumarli czy mutanty pozbawione zdolności reprodukcyjnych muszą mieć kogoś, kto takiego golema czy nieumarlaka wskrzesi albo przeprowadzi eksperyment tworzący mutanta.
Abominacje na ogół rozwalają ekosystem, gdyż są nieprzewidzianym dodatkiem do niego. Dosłownie, rozpychają się w ekosystemie, by zrobić miejsce dla własnej niszy, o ile jest to możliwe.
To też sprawia, że abominacje często bywają stanem przejściowym, który zajmują, dopóki nie wykształci się dla nich nisza. Najczęściej stają wtedy bestiami.
Dobrym tego przykładem są sowodźwiedzie z D&D, istoty już memiczne ze względu na to, że jacyś czarodzieje stworzyli je z niewiadomego, niezrozumiałego dla nikogo powodu. Obecnie jednak sowodźwiedzie są spotykane w naturalnym środowisku.
To samo można by powiedzieć o wszelkich istotach z uniwersum Wiedźmina, które pojawiły się po słynnej Koniunkcji Sfer. Te wszystkie ghule, zeugle czy inne stwory mają już swoją rolę w ekosystemie Krain Północy.
Z kolei rzadko kiedy abominacje stają się istotami rozumnymi, gdyż te co do zasady nie funkcjonują aż tak bardzo w niszach ekologicznych, ale bardziej społecznych. Do tego nisza istot rozumnych jest bardzo określona - to ludzie, tylko że niekoniecznie tak nazywani.
Choć nie wykluczam, że jakieś wampiry mogłyby taką rolę abominacji na pograniczu z istotą rozumną.
Aczkolwiek, możliwe jest, że w wyniku powstawania abominacji, jakaś bestia czy istota rozumna zostałaby w coś takiego przekształcona. Chociażby w wypadku Godzilli, jaszczurka została napromieniowana na Atolu Bikini, przez co stała się gigantem zionącym promieniami atomowymi. A z kolei w Ataku Tytanów, ludzie z narodu Erdian mogą zostać przetransformowani w tytanów.
Oczywiście, te podziały nie są tak super ścisłe, ale warto by je poczynić, by zorientować się, z czym mamy do czynienia.
I warto również zauważyć, że kategorie te mogą w jednym dziele być przypisane do danej istoty w taki sposób, a w innym w inny. Przykładowo, wróżki mogą być zarówno istotami rozumnymi (Okrutny Książę), bestiami (Necrovet) i istotami nadprzyrodzonymi (folklor europejski). Podobnie jest ze smokami, które mogą przyjmować rolę niemalże ludzką albo wręcz ludzką, być zwierzętami lub boskimi istotami, a także, jeśli smoki zostały stworzone sztucznie lub sprowadzone z innego wymiaru, początkowo mogą być abominacjami.
Co więcej w danym dziele może nie być istot nadprzyrodzonych czy abominacji.
Ale po co zacząłem od tego podziału? Cóż, żeby odróżnić od siebie te rzeczy, o których będę mówić dalej, od tych, którymi bym się dziś nie zajmował.
Bo będzie chodzić jedynie o bestie. Istoty rozumne zazwyczaj trzymają się niszy człowieka z małymi przekształceniami, istoty nadprzyrodzone egzystują poza ekosystemem, a abominacje cechują się tym, że są elementem w ekologii anomalnym. Tylko bestie wpasowują się idealnie w ekosystem, są jego częścią, trybikiem. Przy czym system ekologiczny zawsze się lekko zmienia, czy to w wyniku cyklicznych zmian pór roku czy też bardziej długotrwałych przemian, jak ruchy tektoniczne, zmiany w atmosferze itd.
Ale załóżmy pewien balans tego ekosystemu.
Sieć troficzna - czyli to, o czym często się zapomina
Jak pewnie pamiętacie ze szkoły, w ekosystemie panuje pewien obieg materii i energii. Są producenci, stworzenia czerpiące energię (zazwyczaj słoneczną) z otoczenia i przekształcające ją w pokarm, i konsumenci, którzy zjadają inne stworzenia. Są również destruenci, którzy rozkładają martwą materię (w tym ekskrementy).
Zazwyczaj przedstawia się to jako łańcuch pokarmowy:
- trawa produkuje energię
- owad zjada trawę
- ptak zjada owada
- kot zjada ptaka
Ewentualnie zapętla się to, dodając na końcu lub z boku destruenta, który przywraca materię trawie.
Tylko że to jest rzecz bardzo uproszczona. Trawę zjada wiele stworzeń, tak samo jak wiele stworzeń je owady, ptaki itd. Co więcej, co przeszkadza ptaku w zjedzeniu trawy? Zresztą, z roślin nie istnieje jedynie trawa. A niektórzy destruenci również bywają zjadani przez konsumentów!
piramida troficzna źródło: https://microbenotes.com/trophic-level/ |
Ekosystem jest więc systemem naczyń połączonych, w którym łatwo się poplątać, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę, że może istnieć stworzenie wszystkożerne, które może stanowić zarówno konsumenta pierwszego, jak i ostatniego rzędu. Przykładem czegoś takiego jest niedźwiedź, który żywi się zarówno roślinami (słynne jagódki) jak i mięsem. A jego samego mało kto próbuje zjeść.
Zmieńmy jednak model z łańcuchów, cykli i sieci na piramidę. Jedną z nich widzicie obok (lub powyżej).
Istnieje bowiem pewna zależność jeśli chodzi o przedstawione na takiej piramidzie troficznej piętra. Im niższe piętro, tym więcej energii pierwotnie wyprodukowanej się otrzymuje. Dzieje się tak, gdyż energia nie jest jedynie magazynowana w ciele, ale i zużywana. Zazwyczaj mówi się, że z niższego na wyższy poziom przechodzi 10% energii zmagazynowanej. Tym samym, aby konsument 3 rzędu otrzymał 1 kcal energii, producent musi wyprodukować jej 1000 kcal. Choć to można przedstawiać również w jednostkach masy: 1kg roślinożercy = 10 kg roślin, z których energię wyjadł.
piramidki: Swiggity.Swag.YOLO.Bro na licencji CC-BY SA 4.0 |
To też wpływa na populacje różnych gatunków. Im wyższy poziom troficzny zajmuje dana istota, tym mniej może ich być. Jeśli założymy, że jeden lew wymaga x energii, konsumenci niższych rzędów dostarczają xy tejże energii i poza lwami nie ma tu żadnych innych drapieżników tego samego poziomu troficznego, maksymalna populacja lwów wynosi y. Ale, żeby te zwierzęta dostarczyły tyle energii, przy założeniu, że są to wszystko roślinożercy, potrzebne jest 10xy trawy. Tylko że ekosystemy są bardziej skomplikowane i oprócz ofiar lwów żyją także inne zwierzęta, takie jak stawonogi, ptaki itd., a tym samym potrzeba jeszcze więcej producentów i jeszcze więcej konsumentów, by utrzymać taki ekosystem.
I do czego zmierzam?
Jeśli stworzenie wielkości budynku ma istnieć w tym świecie, powinno ono mieć wystarczającą ilość pożywienia. Płetwal błękitny, który do najaktywniejszych drapieżników nie należy, zjada 8 ton krylu dziennie. A więc, jeśli Godzilla miałaby takie samo zapotrzebowanie na jedzenie co największe zwierzę świata, musiałaby zjadać w równowartość całości 2 słoni indyjskich dziennie. A myślę, że potrzebowałaby jeszcze więcej, bo poruszanie takim cielskiem w warunkach lądowych wymaga jeszcze więcej energii niż pływanie. Ach! No i Godzilla jest kilka razy od płetwala większa, więc musiałaby zjadać dziennie chyba całe stado słoni, żeby nie umrzeć z głodu.
Zresztą, warto zauważyć, że zazwyczaj drapieżniki na pewnym poziomie troficznym są mniejsze niż roślinożercy, na których polują. Porównajmy słonia, żyrafę, bawoła i lwa. To ten ostatni, najmniejszy, jest drapieżnikiem. I to samo było w epoce lodowcowej, gdzie drapieżnikami szczytowymi były tygrysy szablastozębne czy mordercze strusie, a roślinożercami były wielkie mamuty, glyptodonty czy leniwce większe od pick upa!
A morał z tego taki, że potrzebujemy w miarę zbalansowanego ekosystemu. Jeśli w okolicy żyje na przykład smok, potrzebuje on odpowiedniej ilości pożywienia, by się wyżywić. A więc smok powinien być mniejszy niż typowy gigantozaur na sterydach albo jego terytorium powinno obfitować w zwierzynę większą od mućki czy łosia!
Chociaż tak, zdarzają się przypadki, gdy wielki stwór będący sam ma trochę sensu. Tylko że czerw piaskowy u Herberta był producentem, kanibalem i destruentem jednocześnie.
Program: Mimetyzm ekologiczny+, czyli o koniach i gryfach
Inną kwestią jest to, że zazwyczaj w fantastyce mamy pewien domyślny status świata, do którego dodajemy elementy fantastyczne. Nie możemy bowiem ukryć tego, że zazwyczaj świat fantasy jest pewnego rodzaju wyobrażeniem dotyczącym średniowiecznej Europy, do której dodajemy te wszystkie smoki, gryfy itd.
I tu pojawia się wielkie pytanie: jakim cudem te normalne zwierzęta przeżywają w tym świecie? Jakim cudem roślinożercy nie wymarli, nie mogąc bronić się przed takimi super drapieżnikami? Jakim cudem normalni mięsożercy mogą z nimi konkurować?
Bo w wypadku, gdy mamy do czynienia z jakimś gatunkiem inwazyjnym, który nie ma swoich naturalnych wrogów, ale dużo jedzenia, gatunek ten sieje spustoszenie w ekosystemie, zagrażając natywnym gatunkom. Wystarczy spojrzeć na Australię, która ma problemy z ropuchami, królikami, wielbłądami i w sumie nie wiadomo, czym jeszcze. A przypominam, to jest Australia, gdzie wszystko próbuje cię zabić!
A z drugiej strony, gdyby zwierzęta te istniały i wyewoluowały obok siebie, uczestniczyłyby w wyścigu zbrojeń i już tak bardzo normalne być by nie mogły.
Ten, kto wymyśli sposób, w jaki krowa miałaby się bronić przed powietrznym atakiem ze strony smoka, wygrywa nagrodę mojego uznania!
Problemy robią się wyraźniejsze, im bardziej takie stworzenia w świecie są popularne. O ile nieliczne smoki w Westeros, które możnaby uznać za zwierzęta Targaryenów, można w miarę wybaczyć, tak w różnorodnych potworach z Wiedźmina czy D&D można by upatrywać katastrofy ekologicznej!
Ale jak temu zaradzić?
Cóż, można zostawić wszystko tak, jak jest, tworząc wrażenie, że niektóre stworzenia są nienaturalne. Zwiększa to wrażenie, że to potężne istoty, które stanowiłyby zagrożenie dla ludzkości. Jeśli chcemy pozostawić dane stworzenia abominacjami, jest to idealne rozwiązanie.
Ale można również dopasować faunę (i florę), by stała się bardziej spójna.
Dobrym tego przykładem jest sytuacja z dinozaurami. Jeśli mamy krainę dinozaurów, nie mamy tam jedynie tyranozaura, ale i inne stworzenia dopasowane do ogólnego zamysłu, inne dinozaury, o których myślimy, że mogłyby obok siebie istnieć. Myślimy, bo w rzeczywistości to my jesteśmy bliżej T-Rexia niż on stegozaura!
Innym, choć pewnie nadal bardzo dinozaurzym, przykładem jest wcześniej już wychwalany przeze mnie pod niebiosa Monster Hunter. Tam ekosystem posiada wielkie bestie, ale żywią się one sobą nawzajem. Nawet jeśli w świecie są normalne zwierzęta (podobnież są, ale ich raczej nie widziałem), widzimy ekosystem oparty na tej cudownej megafaunie pokroju Diablosa, Pukey-Pukey czy innych stworów.
I tak byłoby idealnie!
Inaczej mówiąc, najlepszym rozwiązaniem, jeśli chcemy świat z wieloma fantastycznymi zwierzętami, byłoby pójście dalej tą ścieżką i zapełnienie nimi być może nawet całego ekosystemu.
No, bo czemu "potwory" mają być tylko przeciwnikami ludzkości? Czemu nie można ich także udomawiać?
Co, jeśli nie ma krów, owiec czy innych zwierząt, które uznajemy za towarzyszy ludzkości? Wtedy być może okazałoby się, że ludzie udomowiliby inne zwierzęta, w tym te uznawane przez nas za fantastyczne.
Warto pomyśleć o kilku niszach, które warto zająć takimi stworzeniami, jeśli chcemy myśleć o udomowionych istotach fantastycznych:
- zwierzę produkujące jedzenie, będące odpowiednikiem mlekodajnych krów czy kóz
- zwierzę hodowane na mięso
- zwierzę dające materiał na włókna wykorzystywane do tworzenia ubrań, odpowiednik owiec i lam
- w miarę mały drapieżnik wykorzystywany do polowania na szkodniki, będący odpowiednikiem kota
- zwierzę stróżujące, odpowiednik psa.
Poza tym warto zastanowić się nad dzikim ekosystemem. Co jest roślinożercą? Co zjada tych roślinożeców, a co zjada tych zjadających?
Oczywiście, można również dać niektóre zwierzęta dla nas normalne, ale zawsze warto się zastanowić, jak to się dzieje, że mogą one w ogóle przetrwać w świecie ze smokami, wiwernami, bazyliszkami czy innymi gryfami.
Roślinożercy są cool!
A teraz kolejna sytuacja dotycząca przedstawiania pewnych grup istot.
Smoki, gryfy, hydry, chimery... Wszystkie te popularne potwory łączy fakt, że są przedstawiane jako mięsożercy. Są potężne, pobudzają naszą wyobraźnię jako drapieżniki, potencjalne zagrożenie.
Jednak, nie oszukujmy się, drapieżniki są groźne głównie wtedy, gdy chcą nas zjeść. Jeśli zagrożenie, które stanowią ludzie, jest większe niż potencjalne korzyści, które mogą z podjęcia się tego ryzyka wyniknąć, drapieżnik, który musi oszczędzać siły, nie będzie próbował nas gonić. W końcu lepiej zaatakować zwierzę większe, ale za to bardziej kaloryczne.
Dlatego też wiele mięsożerców, o ile są oni najedzeni, nie jest aż takim zagrożeniem, jak się wydaje zazwyczaj. Tyranozaur nie powinien zawracać sobie swojej królewskiej główki małymi ludzikami. Podobnie dzieje się z rekinami-ślepokami, które to mylą surferów z soczystymi, tłustymi fokami. Gryzą surfera i wypluwają z obrzydzeniem, zaskoczone opcją niskokaloryczną.
Oczywiście, są drapieżniki, którym opłaca się polować na ludzi (np.: tygrysy), a także sytuacje, gdy normalnie nie polujące na nas zwierzęta próbują włączyć do swego jadłospisu ludzinę (głównie z powodu desperacji), jednak najedzony mięsożerca to spokojny mięsożerca. O ile nie będzie się stanowiło dla niego zagrożenia.
Z roślinożercami jest podobnie, gdyż roślinożercy nie będą chcieli nas zjeść, a będą agresywni jedynie w obronie siebie lub swojego stada. Tylko roślinożercę, szczególnie dużego, o wiele łatwiej jest sprowokować, bo nie wie on, czy jesteśmy tylko przechodniem na sawannie, czy też chcemy go upolować. Roślinożerca też nie będzie tak kalkulował za i przeciw, bo tym, czym ryzykuje w wypadku braku reakcji, nie jest potencjalnym obiadem, ale jego życiem.
Co więcej, niekiedy roślinożercy stosują agresję prewencyjną i mordują swoich drapieżników, gdy tylko ich znajdą.
Poza tym wiele roślinożerców staje się agresywna w okresie godowym, gdy samce chcą pokazać swoją siłę, i po nim, gdy trzeba chronić młode. Zresztą, okres godowy wielu roślinożerców wiąże się z walkami samców, więc roślinożercy są naturalnie przystosowani do walki.
Walki, niekoniecznie zabijania. Drapieżniki bowiem chcą zabić swoją ofiarę jak najszybciej, dzięki czemu stracą mniej energii na walkę. Z kolei niektórzy roślinożercy konkurują ze sobą poprzez walkę, która wymaga od niech nie tylko siły, ale i wytrzymałości. To tak, jakby walczyć z czołgiem.
Poza tym, istnieje instynkt walki lub ucieczki. A większość tych agresywnych roślinożerców jest za wielka, by skutecznie uciekać.
A to czyni niektórych roślinożerców stworzeniami, z którymi warto się liczyć.
A więc, Panie i Panowie, i osoby niebinarne, koniec z pytaniem: mężczyzna czy niedźwiedź! Czas na pytanie: hipopotam czy suchomim!
A tak bardziej na serio, chciałem zwrócić uwagę, że roślinożercy mogą być ciekawsi niż drapieżniki. Dzieje się tak, gdyż często cechy uznawane przez nas za ciekawe u zwierząt są wynikiem adaptacji do obrony. Chodzi o takie cechy jak:
- rogi
- poroża
- trucizny
- wielkie rozmiary
- pancerze
- kolce na grzbietach
- maczugi na ogonach
Do tego roślinożercy zazwyczaj mają pewne cechy ekstrawaganckie, które nie pomagają im przetrwać, a nawet mogą im w przetrwaniu szkodzić, jednak bywają przydatne w czasie godów, jak ogony samców pawi. Utrudniają one ucieczkę i ułatwiają zauważenie przez drapieżnika, jednak zwiększają szanse na znalezienie partnerki.
Poza tym wiele elementów zazwyczaj kojarzonych z drapieżnikami również może pojawiać się u roślinożerców:
- ostre pazury - dobre nie tylko do chwytania ofiar, ale także i do wspinaczki
- kamuflaż - bo może on służyć zarówno ukryciu przed ofiarą, jak i drapieżnikiem
W sumie, jedyną cechą uznawaną za cool, której nie można przypisać roślinożercom, są kły przystosowane do polowania i szybkiego zabijania. Ale wielgaśne kły, którymi możnaby wyrządzić poważną krzywdę wszystkiemu, co by się znalazło w ich zasięgu, są opcją. Wystarczy spojrzeć na hipcia lub, jak ja wolę go nazywać, hipciopotama.
No i są jeszcze oczy, które u roślinożerców zazwyczaj są położone bardziej z boku głowy, co daje im szerokie pole widzenia do zlokalizowania zagrożenia. U drapieżników (a dokładnie, drapieżnych ssaków) zazwyczaj oczy są skierowane do przodu, co umożliwia widzenie przestrzenne i ułatwia zlokalizowanie ofiary.
I do czego tu zmierzam?
Że możemy stworzyć całkiem ciekawe, potężne i niebezpieczne istoty będące roślinożercami.
Weźmy chociażby takiego diablosa z Monster Huntera, gatunek wielkich, skrzydlatych wiwern słynących ze swojej agresji i wielkich rogów. I jest wegetarianinem!
Czemu więc, dla dobra stworzonego przez nas w dziele ekosystemu, nie przeznaczyć kilku miejsc potworów dla roślinożerców, którzy byliby zdolni do rozróby nie gorszej niż co po niektóre mięsożerne smoczydła!
Zresztą, w fantasy rośliny nie zawsze są tak pasywne jak w świecie mimetycznym. Czasami, żeby zjeść, powiedzmy, taką kelpie, roślinożerca musiałby się troszeczkę namęczyć.
I ty możesz zostać kurczakiem - teoria gry ewolucyjnej i konkurencja
Na koniec fragmentu ekologicznego, warto zająć się problemem konkurencji międzygatunkowej. Wszakże konkurencja jest jedną z relacji, które pojawiają się między gatunkami, która nie zakłada, że jedno zjada drugie.
Do obrazowania konkurencji stosuje się zazwyczaj prostą grę w kurczaka lub tchórza, zwaną również gołębiem i jastrzębiem. Gra ta polega na tym, że dwie osoby wybierają, czy chcą podjąć konflikt (jastrząb) lub podejść do sytuacji ugodowo (gołąb). Jeśli jastrząb natrafi na gołębia, wygrywa całą stawkę (w ekologii: zasoby), lecz gdy natrafi na drugiego jastrzębia ma 50% szans na wygraną. Z kolei gołąb oddaje jastrzębiowi swoje zasoby, jednak dzieli się z drugim gołębiem.
I na tym właśnie polega cała ta gra, na szacowaniu ryzyka i wyborze odpowiednich rozwiązań. Oczywiście, w przyrodzie graczami są gatunki zwierząt i mają z góry ustalone role gołębi albo jastrzębi. Dzieje się tak, gdyż pewne strategie zapewniają zwierzętom przetrwanie, a więc są przekazywane dalej w sposób genetyczny.
Oczywiście, to jest wielkie uproszczenie i zwierzęta nie działają tylko w trybie dręczyciela i popychadła. Chociażby lamparty nie mogą mierzyć się w równej walce z lwami i hienami jednak mogą spróbować znaleźć sposób na ochronę siebie samych. Mogą spróbować uciec lub przechytrzyć konkurenta, a jeśli ich nisze się różnią, mogą również spróbować skupić się bardziej na tych zasobach, o które nie muszą konkurować.
Zresztą, nie zawsze konkurencja jest tak zaciekła. W momencie, gdy zasobów jest dużo, łatwiej jest zrezygnować z jednej zdobyczy, bo za chwilę może być następna. Z kolei, gdy zasobów jest mniej, konkurencja staje się zacieklejsza.
Jednocześnie jednak zawsze warto zwrócić uwagę na konkurencję wewnątrzgatunkową. W końcu jako przedstawiciele tego samego gatunku, mają taką samą niszę, więc konkurują o wszystko.
Jak to się dzieje, że konkurencja ta nie doprowadza do zniszczenia tegoż gatunku?
Jak zaprojektować swoje fantastyczne zwierzęta?
A teraz to, na co prawdopodobnie tu przyszliście!
Czas na kilka porad dotyczących tego, jak projektować fantastyczne zwierzęta!
Porada #1: Zawsze zaczynaj od największych
Warto zacząć od wymyślania stworzeń, które byłyby największe lub najwyżej położone w piramidzie troficznej.
Jeśli w okolicy ma żyć smok-drapieżnik szczytowy, warto zacząć od niego. Jakie on ma zdolności? Na co poluje? Jak oszczędza energię? Jak dużo ich jest na danym terenie?
Następnie spróbujmy wymyśleć to, jak inne stworzenia radzą sobie z tym drapieżnikiem:
- Jak próbują nie stać się jedzeniem tego smoka?
- Jak konkurują o pożywienie ze smokiem, jeśli żywią się podobnymi rzeczami?
- Jak te stworzenia się wyżywiają?
Warto również założyć, że nastąpił pewien wyścig zbrojeń i ofiary nie są bezradne wobec drapieżników, a drapieżnicy znajdują sposoby, by jednak te ofiary dopaść.
Jeśli jednak nie zrobimy w epicentrum ekosystemu drapieżnika szczytowego, ale powiedzmy wielkiego stwora, jakiegoś latającego lewiatana albo innej roślinożernej megamegafuany. Tu również warto pomyśleć, jakie potrzeby ma dana istota, a następnie budować ekosystem wokół niej.
- Jakie stworzenia potrzebne są do jej istnienia? Latające rośliny, wielkie lasy czy jeszcze coś innego?
- W jaki sposób ekosystem korzysta na istnieniu tego stworzenia? Czy roznosi nasiona, daje schronienie innym stworzeniom albo w jakiś inny sposób wchodzi w symbiozę z nimi?
- Co na to stworzenie poluje? Bo w rzeczywistości mało jest stworzeń, które nie mają swoich naturalnych wrogów, szczególnie, gdy mowa o młodych, którym zagrozić mogą nawet znacznie mniejsze od dorosłych osobników zwierzęta.
I w jaki sposób się to stworzenie broni? - Czy konkuruje z jakimiś innymi stworzeniami zajmującymi podobną niszę? W jaki sposób owa konkurencja wpływa na oba gatunki?
W efekcie tego mamy już całkiem ciekawie stworzoną sieć zależności w przyrodzie, która, o ile nie piszemy dzieła bardzo skupiającego się na fantastycznym ekosystemie, będzie nawet powyżej wystarczającej.
Porada #2: Nie bój się chimer, a nawet je twórz
Dobrym sposobem na tworzenie nowych stworzeń w dziele jest połączenie cech różnych stworzeń już nam znanych. Nie jest to żadna nowość. Chociażby sam smok może być określony jako połączenie jaszczurki, węża i nietoperza, tudzież pterozaura i jakiegoś zauropoda. To samo można powiedzieć o wielu innych stworzeniach znanych nam z legend.
I tą samą drogą powinniśmy iść, gdy chcemy stworzyć własne stworzenia fantastyczne.
Zastanówmy się, jakie części znanych nam zwierząt (obejmując łatką "znane" zarówno gatunki żyjące do dziś, jak i te wymarłe) można by ze sobą połączyć. Choć nawet nie trzeba ograniczać się do samych zwierząt, bo niekiedy znajdą się również istoty łączące cechy istot z różnych królestw systematycznych.
A skoro można łamać granice najbardziej podstawowych taksonów, czemu by nie spróbować łamać ich także na innych poziomach. Czemu nie zrobić czegoś, co łączy cechy ssaków i ptaków, płazów i ssaków itd.?
Porada #3: Realizm nie oznacza koniecznie przeciwieństwa fantastycznego
Kolejną kwestią, którą warto tu podnieść jest to, że możemy dodać trochę magii. Jeśli chcemy, żeby nasz smok zionął ogniem, nie oznacza to, że musi mieć zbiorniki z substancjami, które po połączeniu wywołują reakcję chemiczną jak u żuka bombardiera. To równie dobrze może być magia, która działa na swój unikalny sposób.
Poczucie realizmu nie musi być bowiem tożsame z mimetyzmem lub odwzorowaniem jakichś zasad naukowych. Realizm tworzy się poprzez konsekwentne wykorzystywanie sieci powiązań z tym, co jest.
A więc, jeśli jedno z tych założeń brzmi "Są smoki i one zieją ogniem", to należałoby po prostu stworzyć istoty (w tym rośliny), które umieją sobie radzić z ogniem. Może mają zdolności, które pozwalają im nie płonąć, tak jak mityczne salamandry.
A to zaś pozwala, żebyśmy mogli tworzyć stworzenia tak magiczne, jak tylko chcemy!
Porada #4: Uczyń ze środowiska część świata
Nie każde dzieło jest tak mocno zakorzenione w przyrodzie jak Monster Hunter. Niektóre dzieła skupiają się bardziej na polityce, walce dobra i zła czy innych aspektach świata.
Niemniej, dobrą zasadą jest czynienie przyrody czegoś, co wpasowuje się w resztę światotwórstwa. Przyroda powinna być kawałkiem puzzla, który idealnie ma pasować do reszty układanki.
Chociażby weźmy za wzór te już tysiąc razy podnoszone w czasie tego posta smoki. Jeśli zieją one magicznym ogniem, to warto się zastanowić, jak to wiąże się z magią ognia wykorzystywaną przez magów. Czy smoki mają naturalne powiązanie z tym żywiołem i potrafią z niego czerpać energię?
A może są inne stworzenia, które mają magiczne zdolności? W takim razie, jak one wiążą się z praktykami magicznymi ludzi? Czy części ich ciał są wykorzystywane do magicznych rytuałów lub przedmiotów? Chociażby, weźmy przykład parandusa, dużego jeleniowatego stwora z folkloru średniowiecznej Europy, którego sierść zmienia kolor, a więc możnaby z niej zrobić pelerynę niewidkę!
Może wiele stworzeń ma zdolności czerpania z magii żywiołów, co skutkowałoby ich klasyfikacją ze względu na to.
Oczywiście, wszystko zgodnie ze standardami danego świata.
Poza tym dzikie zwierzęta mogą wpływać na ludzkość, chociażby zagrażając jej poprzez atakowanie zwierząt hodowlanych czy zjadanie upraw. W niektórych porach roku podróż może być niebezpieczniejsza, bo dane zwierzęta są bardziej agresywne z powodu młodych czy okresu godowego.
I to byłby już koniec mojego wymądrzania się o tworzeniu fantastycznych stworzeń.
Na koniec jednak chciałbym dodać, że nie trzeba się do tego wszystkiego aż tak bardzo stosować. Jeśli nie robicie dzieła będącego blisko natury i ekosystemu, duża szansa, że nie będziecie mieli nawet miejsca, żeby to wszystko opisać. Co więcej, im bardziej dopasowuje się tą przyrodę do elementów fantastycznych, tym bardziej obca może się wydawać.
Niektóre dzieła mogą wykorzystać ten fakt, a innym będzie to przeszkadzać.
Zawsze dopasowujcie techniki na zamiary.
Mam nadzieję, że ten wpis wam się spodobał. Zostawcie komentarz i udostępnijcie tego posta, żeby mój blog się rozwijał.
Do przeczytania!
Komentarze
Prześlij komentarz