Nie tak było w podręczniku! - Czyli problem poprawności historycznej w fantastyce

 Ohayo! a może Westeros!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu.

Dziś przychodzę do was z wpisem dość problematycznym. To znaczy, wpis ten dotyczy problemu, który nie powinien mieć jednej, ustalonej odpowiedzi. Jest to dylemat, na który warto zwrócić uwagę, gdy piszemy fantastykę allotopijną.

A więc zastanówcie się razem ze mną o wartości historii w fantastyce i tym, czy poprawność historyczna jest ważna w fantastyce?

Dwa rodzaje fantasy

Fantastykę można podzielić na dwie kategorię. Jest to twierdzenie, przy którym upieram się od dłuższego czasu.
Chodzi mi o podział na fantastykę świata pierwotnego i świata wtórnego.
Świat pierwotny to nasz świat, a więc fantastyka świata pierwotnego obejmuje modele światów takich jak społeczeństwo konsensualne i boazeryjne (czyli to, co nazywałem niegdyś światem typu 2), a także uchronię (historię alternatywną) czy metachronię (przyszłość). Można tu także wyróżnić gatunki fantastyki współczesnej, miejskiej, historycznej czy też realizm magiczny.
Z kolei świat wtórny to świat całkowicie stworzony przez autora, a więc zazwyczaj jest to allotopia lub, w rzadszych wypadkach, metatopia, czyli kosmos zawierający w sobie Ziemię.
Oczywiście, jest to uproszczenie, a do tego zakłada, że uznajemy te koncepty jako coś całkowicie oddzielnego od siebie. Inaczej myśli chociażby Mark J.P. Wolf w Building Imaginary Worlds, gdzie zakłada on, że świat wtórny może być fragmentem świata pierwotnego lub być od niego większym i go w sobie zawierać.

Nie piszę jednak tego, by licytować się, kto ma rację. Z pewnością, wersja Wolfa ma poniekąd sens, jeśli nie zależy nam na budowaniu rozróżniania na fantastykę świata pierwotnego i wtórnego, które to nie jest jednak całkowicie przeze mnie wzięte z eteru. Pojęcia te (lub ich sugestie) znajdziemy chociażby u Grzegorza Trębickiego (Fantasy. Ewolucja gatunku) czy Stefana Ekmana (Urban fantasy - Literatura Niewidocznego). 
No i warto zacząć od tego rozróżnienia, bo... Fantastyka świata pierwotnego powinna być poprawna historycznie i to jak najbardziej. Przynajmniej do pewnego momentu (np.: punktu rozbieżności w alternatywnych historiach).
Ale w sumie, co oznacza poprawność historyczna?

Poprawność historyczna

Poprawność historyczna może przybierać kilka form. W swej najprostszej formie, oznacza ona zgodność z wydarzeniami historycznymi. Wydarzenia te mogą stanowić zarówno tło, jak i rdzeń wydarzeń w dziele. Na przykład w W pustyni i w Puszczy Sienkiewicza czy Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell fabuła dzieje się w okolicach powstania Mahdiego i wojny secesyjnej. Z kolei Napoleon Ridleya Scotta czy serial Wielka Woda opowiadają o danych wydarzeniach historycznych: życiu Napoleona i powodzi wrocławskiej z 1997.
Po prostu patrzymy na listę wydarzeń i sprawdzamy, czy zgadzają się z tekstami historioznawczymi i źródłami historycznymi.

Ale fantastyka allotopijna nie dzieje się w naszym świecie! Nie można więc sprawdzić, czy król Ludwik XVI żył w czasie wydarzeń przedstawionych w dziele, bo odpowiedź jest prosta: nie żył. Cały ten świat jest fikcją stworzoną przez autora, celowo niemimetyczną.
Jednak możemy nadal mówić, czy jakieś elementy w fantastyce są historycznie poprawne czy nie.
Otóż, mamy pewne wyobrażenia o rzeczywistości historycznej, czy to wywodzące się z innych dzieł popkultury czy też prosto ze źródeł historycznych. Możemy założyć, że maszyna parowa nie istniała w X wieku n.e., ani że kobiety w starożytnej Grecji nie nosiły dżinsów. Takie elementy mogłyby wytrącać nas z immersji.
Inaczej mówiąc, taka zgodność historyczna opierałaby się na pewnej kompetencji historycznej, ogólnej wiedzy o tym, jak wyglądał świat w przeszłości, z którą można by było skonfrontować dzieło, wykazując, czy coś jest zgodne w historią.
I bardzo często okazuje się, że nie jest tak całkowicie. I jest tego wiele nagminnych przykładów:
  • Niektóre bronie i zbroje nie były używane jednocześnie
  • Starożytny Egipt nie istniał w tym samym czasie co Święte Cesarstwo Niemieckie - to przytyk do Warhammera, gdzie mamy alloniemieckie cesarstwo i inspirowane starożytnym Egiptem Khemri, ale podobne przypadki znajdziemy także w wielu innych uniwersach, jak chociażby Świat Dysku
  • itd.

Podobną kwestią jest również rasa. Raczej nie zwykliśmy oczekiwać osób nie przypominających Europejczyków w światach alloeuropejskich. Oczywiście, mniejszości niebiałych osób w Europie były, jednak nie do tego stopnia jak dziś.
Pozostaje jednak pytanie, do jakiego stopnia możemy to zniekształcić? Zwolennicy większej różnorodności mówią takie kwestie jak "Czemu uważasz, że osoby czarnoskóre są mniej prawdopodobne w tym świecie niż smoki?".
No, właśnie, czemu!?
To nie są Bridgertonowie, gdzie można się oburzać, że to zakłamuje rzeczywistość! Może nie było takiego rasizmu w alloregenckim świecie, a przez to sceny jak z tego serialu miałyby w takim świecie sens.
Rzeczywistość allotopijna jest taka, jak ją autor opisze!

Ale zostawmy to jeszcze przez chwilkę.

Prawda jest taka, że ten post został zainspirowany moją reakcją na jeden z filmów The Tale Tinkerera, gdzie omawiał on sposoby, jak pisać fantastykę polityczną. Jedną z pułapek, które wymieniał, jest używanie współczesnej perspektywy na pewne kwestie. Prawa człowieka, jakie znamy, nie były określane w ten sam sposób w średniowiecznej Europie, więc opieranie się na współczesnych perspektywach w fantastyce inspirowanej średniowieczem byłoby błędem, prawda?

I to właśnie to mnie skłoniło do napisania tego posta!

Bo czy naprawdę używanie takiej współczesnej perspektywy na chociażby prawa kobiet czy mniejszości jest złe? Czy od razu wyrzuca z immersji?
I nie chodzi o to, że trzeba to ubrać w kostium średniowieczny! Nadal możemy mieć do czynienia z osobą, która ceni sobie wartości współczesne, jak równość, nie dlatego, że z tym wiążą się jej jakieś obowiązki!

I oczywiście, możemy tutaj mówić także o tym, że w fantastyce dość często mamy do czynienia ze społeczeństwami, które choć technologicznie są wciąż w średniowieczu, ich społeczny rozwój przypomina już ten po rewolucji feministycznej. Albo osoby LGBTQ+ nie są demonizowane, podczas gdy w historii było mnóstwo takich przykładów, gdzie takiej tolerancji nie było.

Czy poprawność historyczna jest dobra czy zła?

I teraz możemy się zastanawiać, czy poprawność historyczna jest czy nie jest dobra.
Z jednej strony zdecydowanie ułatwia to immersję. Nie jesteśmy wybijani całkowicie z pewnych założeń na temat historii...
Tylko że te założenia nie muszą być w pełni prawdziwe. Użyte przeze mnie pojęcie kompetencji sugeruje bowiem, że ktoś może być bardziej lub mniej kompetentny. Jeśli nie jest się historykiem danego okresu ma się pełne prawo czegoś nie wiedzieć, a nawet jeśli się jest, znajdą się kwestie, o których się nie wiedziało. Zdecydowanie problematyczne mogą się również okazać fake newsy czy inne próby kontroli narracji historycznej.
Chociażby niech będzie ta dyskusja o tym, czy Europa była w średniowieczu wyłącznie biała. Nie, nie była, ale też nie przypominała współczesnego Brooklynu, jeśli chodzi o różnorodność!
Albo to, że powszechne przeświadczenie twierdzi, że ideał kobiety w średniowieczu to podporządkowana matka wielu dzieci. W rzeczywistości, ideałem była Maryja Dziewica, więc... Mam wrażenie, że Tolkien z postacią Galadrieli nie był tak daleko od prawdy!


I, gdy zrobimy coś zgodnego ze źródłami historycznymi, ale niezgodnego z wiedzą odbiorcy, również może to wybić kogoś z immersji czy w jakiś inny sposób wzburzyć. Albo może to przejść bez większego echa.

No, ale wróćmy do tego hasła, które w pewien sposób stawia ludzi wygłaszających je w opozycji do poprawności historycznej. Czemu smoki, czarodzieje czy inne elementy fantastyczne mają być bardziej akceptowalne w tej niemimetycznej historii niż inne odstępstwa od poprawności historycznej czy innego mimetyzmu?
Ogólnie, w fantastyce wszystko jest możliwe. Granice fantastyki ustalają sami jej twórcy, a rzeczywistość w fantastyce może być bardzo przekształcona względem tej, z którą mamy do czynienia w realu, bardzo mocno. Nikt nie broni łączyć ze sobą elementów pochodzących z różnych czasów, tak samo jak nikt nie broni łączyć elementów z różnych części świata. Jeśli więc przedstawiamy świat dzieła jako allotopię, świat zupełnie różny od naszego, mamy całkowite prawo porzucać poprawność historyczną, zarówno celowo, jak i przypadkowo.

Choć należy zauważyć, że poprawność historyczna może pomóc w zaznaczeniu spójności dzieła. Bo zakładamy, że jeśli coś będzie wzięte z tego samego miejsca w czasoprzestrzeni, będzie to ze sobą spójne.
No i oczywiście, niektóre zaskakujące fakty historyczne mogą przyczynić się do zbudowania całkiem zaskakującej historii.

Ale zdecydowanie, taka poprawność będzie zła, gdy zacznie wiązać się z nią swoista obsesja. Nawet w momencie, gdy piszemy dzieła historyczne, dziejące się w świecie pierwotnym, pragnienie odwzorowania wszystkiego co do joty może okazać się paraliżujące. A w fantastyce allotopijnej możemy tego uniknąć. Nie musimy wyszukiwać, jak wyglądała bielizna w X wieku, gdyż moglibyśmy to z łatwością zastąpić czymś, co sami byśmy wymyślili. Mamy do tego prawo.
Choć niektóre rzeczy bardziej nowoczesne mogą wyrzucać z immersji.


Z drugiej strony jednak niektórych udogodnień współczesności trudno jest się nam wyrzec. Kij z telefonami, internetem czy telewizją... Jak można żyć bez kanalizacji? W fantasy, nawet jeśli zamek miałby być średniowieczny, może być tam kanalizacja. Szczególnie, gdy dochodzi do tego magia.

Ogólnie, cały ten problem z poprawnością historyczną opiera się na tym, by jakoś pogodzić ograniczane jedynie wyobraźnią autora niemimetyczne możliwości fantastyki i uziemiające, trochę uwiarygadniające to wszystko elementy związane z naszą wiedzą historyczną. Trzeba znaleźć w tym wszystkim balans, a ten wbrew pozorom nie występuje zawsze w dawce 1:1. Wszystko zależy od dzieła.

Jak nie być poprawnym historycznie, by uszło to z płazem?

Skoro już ustaliliśmy, że można nie być poprawnym historycznie, warto się zastanowić, jak to zrobić, by dzieło nie było dziwnie niespójne...
Zacznijmy może od tego, z czego się bierze ta kompetencja historyczna możliwa do zastosowania w fantastyce. Chodzi o wspomniane już tu wcześniej domniemanie mimetyzmu. Dopóki nie dowiemy się, jak wygląda świat dzieła, najbezpieczniej założyć, że jest on taki sam jak nasz. (Choć chyba nie zdarza się tak, żeby nie wiedzieć nic.) Im więcej się dowiadujemy, tym mniej doszukujemy się tej rzeczywistości nam znanej.

Są elfy? No, to znaczy, że  coś...
Są zaklęcia teleportacji? To znaczy, że...
ITD.

Możemy więc powiedzieć, że założenia związane z kompetencją historyczną (czy też encyklopedyczną, która wiąże się z założeniami o pewnych pojęciach, jak chociażby "księżniczka") są zastępowane lore (tudzież, kompetencją ksenoencyklopedyczną, która mogłaby w sumie stanowić bardziej naukową nazwę na lore).
Czy już wiecie, do czego zmierzam?
Jeśli robimy jakieś odstępstwa od poprawności historycznej, warto pokazać, że wynikają one ze świata.
Czemu kobiety mają takie same prawa co mężczyźni, skoro nie było rewolucji feministycznej? Może, np.: od początku patriarchat nie wszedł tak mocno, więc obie płcie były traktowane równo.
Czemu na ulicach widać różnorodność ras realistycznych (ale i może także fantastycznych), której nie powstydziłby się ten memiczny Brooklyn? Mam kilka możliwych odpowiedzi:
  • portale
  • vimany
  • uchodźcy
  • imigranci
  • wcześniejsza przeszłość kolonialna
  • itd.
Albo, co najbardziej jest widoczne i jednocześnie nie aż tak polityczne jak wcześniejsze przykłady, jakim cudem jeden kraj jest w średniowieczu, inny w starożytności, a jeszcze inny przeżywa rewolucję przemysłową? Można wymyśleć ku temu wiele wytłumaczeń. Spróbujcie sami.

Inaczej mówiąc, jeśli widzimy jakąś wielką rozbieżność między tym, jak przedstawiamy świat w dziele i tym, jak wyglądała historia (tym, co o niej wiemy itd.), wystarczy załatać ją wytłumaczeniem z rejestru fantastycznego. Czasami to wytłumaczenie będzie wspomniane, a czasami nie jest ono zbytnio potrzebne, gdyż wystarczy ruszyć pojedynczą szarą komórką, żeby do niego dojść.
Chociażby, teraz czytam sobie trylogię Smoczych Kryształów i tam dziedziczy najstarsze dziecko, niezależnie od płci. Od razu więc zakładamy, że w społeczeństwie tam była większa równość.
Albo w Fourth Wing to, że kobieta może był generałem (tudzież generałą) wynika z tego, że wszyscy mieszkańcy Navarry uczestniczą w jakiś sposób w misjach wojskowych, będąc żołnierzami, medykami albo skrybami. (Swoją drogą, taki podział społeczeństwa, zupełnie pozbawiony grup produkujących zasoby, wydaje się mi problematyczny...) Ów akt równouprawnienia może być widziany zarówno jako cel, do którego dopisujemy przyczyny, jak i być wynikiem tych przyczyn.

Ale to też wiąże się z pewnymi konsekwencjami! Każda zmiana będzie niosła za sobą kolejne.
Chociażby, jeśli relacje jednopłciowe będą uznawane za normalne w świecie, będzie to wpływać na pewne zasady dotyczące małżeństw i znaczenia biologicznego potomstwa. Jeśli dwie kobiety wezmą ślub, nie mogą mieć razem dzieci biologicznych. W najlepszym wypadku jedna z nich zaszłaby w ciążę, ale wtedy byłoby to tylko jej biologiczne dziecko. W warunkach historycznych byłoby to raczej dziecko z nieprawego łoża, bękart albo w warunkach królewskich bastard, jednak tu musiałoby zostać uznane. Innym wyjściem byłaby adopcja.
(Pomińmy możliwość połączenia magicznie materiału genetycznego dwóch osób tej samej płci... To bowiem rozwala cały sens tego problemu.)
Aby uznać takie dziecko za prawowitego dziedzica, społeczeństwo musiałoby być mniej zainteresowane więzami krwi. Nie byłoby tych wszystkich afer, że Cersei zdradziła Roberta albo Rheanyra Laenora.
To też zmniejszałoby sensowność małżeństw politycznych, które miały przede wszystkich wyprodukować dziedzica jakiemuś rodowi. Czemu by to robić, jeśli można wziąć dziecko z sierocińca? Ba! Czemu władcy musieliby brać ślub, jeśli nie czuliby takiej potrzeby?
No, chyba że część społeczeństwa (tej, której bardziej by zależało na biologicznym potomstwu, to znaczy szlachcie) traktowałaby relacje homoseksualne jako mniej wartościowe (bo nie dają dzieci), choć nadal nie zakazane. Wtedy też relacje jednopłciowe przypominałyby takie, jak to było chociażby w Grecji: brano by śluby z osobami drugiej płci, ale nadal można było mieć kochanków. Tak robił chociażby Aleksander Macedoński, który podobnież niezbyt był zainteresowany płcią piękną, ale za to bardzo swoim przyjacielem, Hefajstiosem.
Albo ogólnie traktowanoby relacje takie jako coś pobocznego, podczas gdy ślub brano z poczucia obowiązku związanego z rodziną.

Widzicie, jak wiele rozważań pochodzi z próby zrozumienia konsekwencji relacji matek królowej Aanyi ze Smoczego księcia?
Oczywiście, to było takie bardzo głębokie spojrzenie na ten jeden wątek i jego konsekwencje. Być może, gdyby się nad tym tak nie sfokusować, można by było pominąć te wszystkie rozważania. Choć z drugiej strony, zawsze może się znaleźć natrętny odbiorca mojego pokroju, który by drążył dziurę w całym, więc warto mieć sposób na wytłumaczenie tego, nawet jeśli nie zdradzałoby się tego wszystkiego w dziele.

Podobne sytuacje to chociażby to, co by się stało z równouprawnieniem. Równouprawnienie płci jako coś, co było zawsze, może sprawić, że postaci kobiet, które osiągnęły sukces, nie będą podkreślały aż tak bardzo pracy włożonej w ten sukces, by wybić się ponad mężczyzn, bo to samo próbowały zrobić także i inne kobiety. Po prostu nie miałyby takiej mentalności walki płci, dążenia do pokazania swojej wartości, przebijania szklanego sufitu, które u nas wynikają z patriarchalnej przeszłości czy nawet teraźniejszości.

A więc, reasumując, w fantastyce można być niepoprawnym historycznie! W końcu to nasz wymyślony świat! Jednak, gdy konsekwencje jakichś zmian mogą mieć duży wpływ na rzeczywistość tego świata, warto je przemyśleć.

I to już koniec.
Mam nadzieję, że ten wpis się wam spodobał. Napiszcie komentarze i udostępnijcie tego posta, by mój blog się rozwijał.
Do przeczytania.

W tym tekście nawiązywałem do prac naukowych:

  • Eco Umberto, Lector in fabula. Współdziałanie w interpretacji tekstów narracyjnych, tłum. Piotr Salwa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994.
  • Eco Umberto, Światy science fiction [w:] tegoż, Po drugiej stronie lustra i inne eseje, tłum. J. Wajs, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2012, s. 233 -241.
  • Ekman Stefan , Urban Fantasy – Literatura Niewidocznego, tłum. M. Wąsowicz [w:] „Creatio Fantastica”, Ośrodek Badawczy Facta Ficta, Kraków 2018, nr. 1 (58), s. 7-27.
  • Maj Krzysztof M., Allotopie: topografia światów fikcjonalnych, Kraków: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, 2015.
  • Trębicki Grzegorz, Fantasy. Ewolucja gatunku, Universitas, Kraków 2009.
  • Wolf Mark J. P., Building Imaginary Worlds. The Theory of Subcreation, Routlegde, Nowy Jork 2012.

Komentarze

Popularne posty