Dziki jest dziki, ale czy jest zły? - O przedstawianiu "dzikich ludów"

 Ohayo! a może Mesa Verde!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu. Jestem obecnie (w momencie pisania tego posta) totalnie zestresowany z powodu mojej magisterki.

Co więc należy zrobić (oprócz wypróbowania Daggerhearta w sobotę)? Oczywiście, że wykorzystać to, czego się nauczyłem, pisząc magisterkę, w tym wpisie.

Trwa bowiem mój maraton wakacyjny, który ma zabrać was w tropiki, do ciepłych krajów, gdzie tak bardzo przyjemnie się spędza wakacje. A tropiki to tereny poza Europą! Powiem więcej, o mieszkańcach tropików krążą różne stereotypy, a ich samych (przynajmniej w kontekście historycznym) nazywa się dzikimi. Pomyślałem więc, że warto by było powiedzieć trochę o "dzikich".


A więc weźcie mapę, dzidę (z przeddzidziem, śróddzidziem i zadzidziem) i wyruszmy razem na pogadankę o tych dzikich ludach.

Europa nie istnieje - czyli o granicy, która jest umowna

Najpierw chciałbym jednak zauważyć pewien problem z Europą, gdyż... tak naprawdę nie jest ona kontynentem. Większe prawo do autonomii względem Azji ma Półwysep Indyjski!
Tak, Europa i Azja zawsze stanowiły Eurazję, jeden kontynent. Czasami mówi się także o Afryce i Eurazji jako jednym kontynencie, jednakże nie oszukujmy się: połączenie między Afryką a Azją (Półwyspem Arabskim dokładniej mówiąc) jest dość małe.
Tymczasem granica między Azją a Europą jest umowna. Ktoś mógłby powiedzieć że znaczy ona mniej niż arbitralne granice państw, bo one chociaż coś znaczą. Tymczasem granica Europa-Azja przecina niektóre kraje, co pokazuje ów brak znaczenia.
Ale ktoś mógłby stwierdzić, że rozróżnienie między Europą a Azją jest kulturowe. Mam wrażenie, że tak właśnie się myśli najczęściej, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Problem jednak polega na tym, że kultury to nie systemy zamknięte, ale co najmniej połączone ze sobą naczynia, które wpływają na siebie, dość wyraźnie rozmywając granice między sobą.
Weźmy kilka kryteriów, które mogą decydować o europejskości, żeby pokazać, że to niekoniecznie tak działa:
  1. Wpływ kultury grecko-rzymskiej...
    Czy w takim razie Turcja jest w Europie? Przez większość naszej ery tereny Turcji były częścią Imperium Rzymskiej, najpierw całego, a później Bizancjum, czyli Rzymu Wschodniego. Podobnie można mówić o Egipcie.
    Poza tym, można się zastanawiać, jak bardzo na na przykład kraje skandynawskie wpłynęła kultura z drugiego krańca kontynentu!
  2. Chrześcijaństwo...
    Jak wiadomo, religia chrześcijańska spajała mocno kulturę europejską, a przez to papież trzymał w garści europejskich władców... No, tylko że w Europie są również kraje w dużej mierze islamskie (Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo...). Poza tym część Bałkanów przez setki lat była pod okupacją islamskiego mocarstwa, jakim była Turcja. Czy w tym czasie nie byli oni Europejczykami?
  3. Rozwój i racjonalność...
    A to już woła o pomstę do Nieba! Przecież w innych krańcach świata również istniał rozwój nauki! Powiem więcej, to z Indii i Bliskiego Wschodu przyszły do nas liczna nauki, takie jak matematyka, astronomia czy wczesna chemia. To w Indiach powstały pierwowzory naszych arabskich cyfr.
    A o racjonalności w Europie można mówić dopiero od okresu oświecenia (XVIII wiek), kiedy to racjonalność stała się czymś kultowym! Przy okazji ta racjonalność wprowadziła wiele dziwnych rzeczy, jak na przykład uznanie za naukową kalokagatię, czyli utożsamianie piękna z dobrem, co naprawdę było szkodliwe.
Oczywiście, znęcam się trochę nad konceptem europejskości, żeby pokazać, jak łatwo go podważyć.
Poza tym europejskość była wykorzystywana albo w próbach podboju (paneuropeizm, na który miał ochotę niemiecki cesarz Otto), albo w próbach wykluczenia. Obecne przeciwstawianie Rosji Europie nie jest bowiem zjawiskiem nowym, choć moim zdaniem Rosja wpasowuje się w tą całą europejskość.

Ale czemu to wszystko tutaj piszę? Bo ta dzikość w pewien sposób jest stawiana w opozycji do europejskości. Europa miała być tą cywilizowaną, podczas gdy całą resztę świata miały zamieszkiwać dzikusy.
Oczywiście, to jest uproszczenie jak stąd do Warszawy, jednakże bardzo częste. To, co uznaje się za nasze, za udomowione lub, jak kiedyś sobie żartowaliśmy na zajęciach z gotycyzmu, umojone, jest cywilizowane, podczas gdy całe reszta jest dzika, złowieszcza i niezbadana. Jednakże "to, co nasze" może oznaczać bardzo różne kręgi. Na przykład dla Brytyjczyków w XIX wieku tymi dzikimi rejonami była Europa Wschodnia! (Przypominam, Drakula pochodził z dzikich terenów ówczesnej Austrii, a obecnie Rumunii.)

To w takim razie, kim są dzicy?

Dzicy to po prostu grupy ludzi, którym przypisywany jest brak cywilizacji. Łatwo to powiązać z napiętnowaniem jako tych gorszych.
Jednakże z czym się wiąże cywilizacja? Jest kilka takich wyznaczników:
  • rozwinięte miasta
  • wyspecjalizowani robotnicy
  • handel
  • pismo
  • monumentalne obiekty sakralne
  • itd.
W ten sposób przynajmniej część kultur pozaeuropejskich można by wykluczyć z kategorii tych dzikich, gdyż, co jak co, ale braku pisma czy monumentalnych budowli sakralnych nie można zarzucić ludom Bliskiego Wschodu czy Chin... Przynajmniej w teorii, bo zawsze można było łatkę dzikiego im przypiąć. Cywilizacja nie jest bowiem tak całkowicie zero-jedynkowym.
Ktoś mógłby stwierdzić, że Aztecy mieli cywilizację, jednakże praktykowali również zachowania barbarzyńskie (nomen omen "barbarzyńca" pochodzi od greckiego słowa na "obcokrajowca"): kanibalizm (okazyjnie, u kasty kapłańskiej), ofiary z ludzi itd. Chociaż w sumie, to samo można byłoby przypisywać niekiedy antycznym Grekom (#Arkadia)!
Co jednak ciekawe: Aztecy zbudowali całkiem niezłe imperium, żyjąc de facto w stanie ery kamienia łupanego. Ale jak oni to łupanie kamienia opanowali do perfekcji! Słyszeliście może macahuitl, czyli broniach z obsydianowymi ostrzami? No właśnie, to były zabójcze bronie!

Jednakże, do czego zmierzam?
Chodzi o to, że czasami niełatwo postawić granicę cywilizacji czy dzikości, gdyż są to pojęcia arbitralne. Co więcej, tak skonstruowana myśl zakłada, że wszystkie kultury dążą do jednego punktu rozwoju, co prawdą nie jest. Czasami chatka z błota, która nie wydaje się zbytnio kojarzyć z tą całą cywilizacją, jest mądrzejszym rozwiązaniem niż budowla z wielkiej płyty. Zresztą, niektóre rozwiązania związane z cywilizacją wcale nie są tak optymalne w porównaniu z tymi "niecywilizowanymi praktykami", jak mogłoby się to wydawać, co widać chociażby na przykładzie rolnictwa.
Inaczej mówić, nie możemy mówić o całkowitej binarności cywilizacji i dzikości.

Co nie zmienia faktu, że w historii były ludy za dzikie uważane. Chodzi przede wszystkim o wcześniej wspomniane ludy pozaeuropejskie, ale podobnie byli traktowani także i ludzie w Europie. Kojarzycie może historie o tym, jak Celtowie mieli walczyć na golasa, wzbudzając lęk u Rzymian? Albo berserków wśród wikingów? Zresztą, przez pewien czas w Europie wikingowie byli traktowani jako ci dzicy najeźdźcy z północy.

I oczywiście, są też ludy pierwotne, które nie zmieniły się jakoś bardzo od okresu prehistorii. Ktoś uszczypliwy mógłby powiedzieć, że dzieje się tak, gdyż one mogą nadal żyć w prehistorii, czyli okresie, gdy nie prowadzono zapisków historycznych, przed historią. I można się tu zastanawiać, czy te kultury naprawdę nie zmieniły się od czasów prehistorycznych.
Być może te ludy pierwotne to termin, który jest zbyt wąski.

Czym więc są te dzikie ludy?

Dzikie ludy to określenie, które można by było stosować do kultur, które cechują się:
  • porównywalnie mniejszym rozwojem cywilizacyjnym (pismo, budowle, dywersyfikacja robotników itd.) niż inna, często stanowiąca punkt widzenia kultura. Trudno bowiem myśleć o tych dzikich, gdy wszyscy żyją w epoce kamienia łupanego!
  • bliskość z naturą, często przejawiająca się zarówno w praktykach religijnych (totemizm, szamanizm, animizm), jak i tym, że żyją w środku dziczy.
Za przykłady takich grup "dzikich" z prawdziwego świata można uznać takie grupy jak:
  • Aborygeni (dla Europejczyków)
  • Afrykańczycy (dla Europejczyków)
  • Ajnowie (dla reszty Japończyków)
  • Celtowie (dla Rzymian)
  • Polinezyjczycy (dla Europejczyków)
  • Rdzenni Amerykanie (dla Europejczyków)
  • Szkoci (w historii Anglii)
  • tubylcze ludy Azji Południowo-wschodniej (dla Europejczyków)
  • Wikingowie (dla całej reszty Europy w pierwszym tysiącleciu n.e.)
Jak więc widać prawie każda kultura mogła być widziana jako dzika z punktu widzenia jakiejś innej kultury w swoich czasach. Wiąże się z tym oczywiście stygmatyzacja tych kultur jako gorszych, tych barbarzyńców, tych innych.
Te grupy dzikich są specyficzne, bo... ISTNIEJĄ NAPRAWDĘ!!!!! Dlatego też zamiast traktować ich jako dzikich, można po prostu dowiedzieć się o nich więcej i przedstawić ich takich, jakimi byli naprawdę.
Tak się bowiem składa, że gdy w jakieś opowieści historycznej albo dziele dziejącym się dziś pojawiają się jacyś przedstawiciele ludów z powyższej listy, nie można ich przedstawić całkowicie, jak się chce. Te postaci fikcyjne byłyby reprezentacjami prawdziwych grup, a sądy wypowiedziane o nich stanowiłyby quasi-sądy o tych grupach.
Dlatego też sprowadzanie ich do roli "tych dzikich" nie jest zbyt przyjemne. Wyobraźcie sobie, że ktoś tak mówi o Polanach z IX wieku!

Nie słuchajcie Ratcliffa!


Tymczasem ludy w fantastyce, które niejako należy stworzyć własnoręcznie, to trochę inna para kaloszy. Przykładami takich dzikich ludów są:
  • Cymeryjczycy (książki o Conanie Barbarzyńcy)
  • plemię Dara (Beastmaster)
  • Klany Grull (Magic the Gathering)
  • Kelidowie (Pathfinder)
  • N'avi (Avatar Camerona)
  • orkowie (niemalże dowolne dzieło z orkami z wyjątkiem Władcy Pierścieni, Brighta i fantastyki świata prymatnego)
  • Tuskeni (Gwiezdne Wojny)
  • Wolni Ludzie (Gra o Tron)
W ich wypadku myślę że wyjście od pewnego archetypu/stereotypu może być przydatne.

Szlachetni vs. Nieszlachetni - Dwa archetypy dzikich

Przejdźmy wreszcie do tego, o czym pisałem w magisterce. To znaczy, bardziej wspominałem, choć kontekst ten był niezwykle ważny.
Otóż, istnieją dwa stereotypowe przedstawienia dzikich ludów: szlachetni i nieszlachetni dzicy. Stereotypy te wykształciły się w trakcie trwających od XVI wieku dyskusji na temat Rdzennych Amerykanów, chociaż obecnie myślę, że można by było te stereotypy stosować także do innych "dzikich" ludów. Chodziło mianowicie o to, jak powinno się ich traktować. Niektórzy (zwani modernistami) uznawali ich za istoty zwierzęce i przypisywali im wszelkie złe cechy, takie jak:
  • brak inteligencji
  • brutalność
  • kanibalizm
  • zdradzieckość
Z kolei inni (prymitywiści) widzieli w Rdzennych Amerykanach ludzi lepszych niż my, bo żyli oni w świecie nieskażonym cywilizacją, wolni, niewinni. To wszystko ładnie łączyło się z ideami powrotu do natury, które głosił chociażby XVIII-wieczny filozof, Jean Jacques Russeau.



Ostatecznie jednak oba te sposoby myślenia są zbyt upraszczające. Rdzenni Amerykanie, podobnie jak wszystkie inne ludy, mieli własną kulturę, zachowania itd. Rzeczywiście, żyli bliżej przyrody, gdyż ich religie nadal pozostawały często animistyczne, totemistyczne czy szamańskie (o ile nie zawęża się szamanów jedynie do terenów Azji). Jednak nie oznacza to, że są moralnie lepsi. Pamiętam, jak nauczyciel na biologii kiedyś opowiedział nam, jak Rdzenni Amerykanie z Wielkich Równin zmienili lasy w prerie, by zwiększyć ilość bizonów, na które polowali, a które lepiej czuły się na otwartej przestrzeni.
Zaś negatywne wizerunki łatwo sobie wytłumaczyć demonizacją przeciwnika. Czasami bowiem zdecydowanie zdarzały się konflikty między Rdzennymi Amerykanami a Europejczykami, gdzie ci drudzy zdecydowanie odczłowieczali tych pierwszych. W końcu bardzo się od nich różnili - wyglądem, kulturą, językiem itd. - więc łatwo było ich posądzić o całe zło świata.
Do tego warto także dodać, że niektóre praktyki innych kultur mogły być niezrozumiane, jak chociażby kanibalizm. To wcale nie musiało być tak, że dane kultury aktywnie polowały na ludzi, by wrzucić ich do tego typowego kotła. Czasami kanibalizm miewał formę uhonorowania zmarłych, co miało miejsce na Papui-Nowej Gwinei. Niestety, w wyniku tego rozprzestrzeniła się bardzo groźna choroba prionowa. Ale rozumiecie, o co chodziło, prawda?
Poza tym warto pamiętać, że na przykład w D&D jaszczuroludzie zjadają swoich poległych, bo to wynika z ich podejścia do surwiwalu. Czemu składniki odżywcze mają się marnować?

Nie mówię oczywiście, że niektóre ludy nie były wcale złe. Aztecy składali ofiary z ludzi! Mógłbym nawet założyć, że do momentu gdy do Ameryki przybył Kolumb, to właśnie Aztecy byli najbardziej złowieszczą grupą na terenie Nowego Świata. Niemniej, Kolumb ich w tej kwestii szybko zdetronizował. Bo to Kolumb!
Co więcej, nadal są pewne grupy ludzi, które żyją w odizolowaniu od reszty świata, bo trudno się nawet do nich zbliżyć bez bycia zaatakowanym. Jednak czasami mają ku temu powody, bo nie chcą, żeby ktoś im wchodził na teren, albo mieli wcześniej kontakt ze światem zewnętrznym i ten kontakt się im nie spodobał.


A więc czemu mówię wam o tych stereotypach? Bo to jedna wielka kupa gnoju! I z tego gnoju można zrobić nawóz!
Mianowicie, myślę, że można od tych stereotypów/archetypów wyjść przy tworzeniu jakiejś kultury tych dzikich:
  • Czy ten lud jest głęboko uduchowiony czy raczej religia nie wychodzi tak na pierwszy plan?
  • Czy są bardziej łagodni czy agresywni? Czy są tolerancyjni 
  • Czy w ich praktykach kulturowych znajdują się takie, które są postrzegane jako szczególnie złe, jak ofiary z ludzi i kanibalizm?
  • Czy są przedstawiani jako bardzo chutliwi czy też może ich życie seksualne nie jest zbytnio tematyzowane, np.: poprzez próbę wzięcia kogoś siłą za żonę/męża?
  • Czy ich bliskość z przyrodą jest widziana jako źródło głębszej wiedzy o naturze czy raczej brak wiedzy technologicznej? A może oba: głębsze zrozumienie działania praw natury, ale już niekoniecznie niektórych wynalazków technologicznych?
  • Czy żyją w świecie idyllicznym/utopijnym czy jednak muszą ciągle walczyć o przetrwanie?
Te pytanie sprawiają, że mamy już pewne podstawy do tego, jak chcemy przedstawiać nasz dziki lud. Nie chodzi jedynie o to, czy są szlachetni czy nieszlachetni, ale i o pewną kombinację cech tych stereotypów. Nie trzeba być łagodnym, żeby nie praktykować kanibalizmu (Algonkinowie często zadzierali z Europejczykami!) ani nie trzeba być agresywnym, żeby ciągle musieć walczyć o przetrwanie w środowisku, w którym żyją.
Krótko mówiąc, zastanówmy się poprzez to, w jaki sposób chcemy widzieć ten lud. Czy ma być to taka wyidealizowana, ekologiczna społeczność z czasów przedindustrialnych? A może grupa barbarzyńców, która jest agresywna i waleczna?

Ciekawym przykładem pozytywnego przedstawienia dzikiego jest Conan Barbarzyńca. Osobiście, lektura książki Helen Young, Race and Popular Fantasy. Habits of Whiteness, sprawiła, że zacząłem nie lubić Conana, ale moja ulubiona autorka romansów fantasy (których nigdy nie czytałem, bo nie ma ich po polsku), Elizabeth Wheatley, zauważyła coś ciekawego. Conan jest barbarzyńcą, dzikim, ale nie typowo szlachetnym dzikim. Jednakże można w jego wypadku mówić, że jego brak ucywilizowania jest czymś pozytywnym. Jego zachowanie jest czymś naturalnym, podczas gdy wrogowie, z którymi się mierzy, są cywilizowani, przez tą cywilizację skorumpowani, a ich złe intencje mogą ukrywać się za manierami.

Oczywiście, te archetypy mają za zadanie jedynie pomóc zacząć tworzenie tych dzikich ludów. Po określeniu tego wszystkiego, należy to rozwinąć.
Jaką oni mają rolę w historii? Jak dokładnie wygląda ich religia? Jak wygląda ich kultura? I inne pytania!

I to by było chyba już na tyle. Musiałem się dziś trochę pośpieszyć, bo ostatnio strasznie ślimaczyłem się z pisaniem bloga, a chciałbym mieć pewien zapas.
Dlatego też mam nadzieję, że to wam wystarczy, że was to zainspirowało w jakiś sposób i że się wam to spodobało. Napiszcie o tym w komentarzu i udostępnijcie tego posta, by mój blog mógł się rozwijać.
Do przeczytania!

Bibliografia:

Komentarze

Popularne posty