Ohayo! a może Brooklyn!
Witam w kolejnym wpisie na moim blogu. Z powodu, że mój promotor kazał nam nastawiać się psychicznie na rzeczy, o których piszemy prace magisterskie, postanowiłem skorzystać z tego, że obecnie przepracowuję pewne kwestie i napisać o tym wpis na blogu.
Tym bardziej, że teraz znowu czuję, że mam za mało wpisów. Tylko pięć w zapasie, rozumiecie?! A więc te wpisy powinny mi podejść jakoś szybciej, bo research mam już zrobiony i wystarczy to jedynie przelać na wirtualny papier.
Jednak wpis ten może być kontrowersyjny (i to nie tylko dlatego, że stanowi sposób na udawanie, że zajmuję się magisterką, jednocześnie tego nie robiąc). Chodzi mianowicie o sprawy rasy, a więc i tej kontrowersyjnej sprawy z reprezentacją w fantastyce.
Opowiem, co o tym sądzę, jak do tego pochodzić i w ogóle, czym jest ta rasa realistyczna.
Here we go! (Again!)
Rasa - czyli coś, co nie istnieje
Zacznijmy może od tego, czym rasa miała by być. W Małym słowniku antropologicznym usłyszymy, że jest to jednostka taksonomiczna niższego rzędu niż gatunek.
Ale co miałoby stanowić wyznacznik tego, że jest to dana rasa?
W ciągu jakichś 300 lat rozważań nad rasą, powstały różne modele. Na przełomie XIX i XX wieku ukształtowały się pewne koncepcje dotyczące tego, jak miały wyglądać relacje rasowe. Koncepcje te następowały po sobie, zastępując siebie i czasami siebie rozwijając. W książce Radosława Tyrały zostały przedstawione cztery z nich:
- koncepcja rasy geograficznej - wyznaczana przez kryterium geograficzne, czyli gdzie dani ludzie żyją. Przy czym ta koncepcja jest bardzo daleka genetyce i nie definiuje zbyt dobrze tych jednostek taksonomicznych.
I myślę, że świetnie to wychodzi na jaw w przypadku Azjatów. Bo mieszkańcy Azji są bardzo różnorodni i naprawdę, w ich wypadku możnaby wyszczególnić kilka poszczególnych ras (porównajmy chociażby typowych Azjatów z Dalekiego Wschodu i Hindusów, przy czym także Indie są same w sobie bardzo różnorodne.) - koncepcja r. typologicznej - wyznaczana poprzez zespoły cech morfologicznych, na podstawie których skonstruowano typy rasowe.
I byłoby to całkiem fajne, gdyby tylko pozostawiono te typy jako konstrukty mające ułatwić klasyfikację ludzi. (Choć po co nas klasyfikować?) Jednak zwolennicy tej koncepcji uznawali ją za w pełni biologiczną, a do tego niezmienną typologię. - koncepcja r. populacyjnej - zakładająca, że różne populacje ludzkie różnią się częstotliwością występowania pewnych genów. Jednocześnie ta koncepcja rasy zakładała coraz to większą umowność ras. To był pierwszy krok do stwierdzenia, że rasa nie istnieje.
- koncepcja zmienności klinowej - zakładająca, że można przedstawić pewną zmienność występowania cech kojarzonych z rasą w postaci gradientu zwanego kliną. Koncepcja ta burzy granicę ras, które nadal pozostawały w koncepcji populacyjnej.
Innymi słowy, koncepcja ta mówiła rasie dość wyraźnie "bye-bye!".
Do tego można również dodać to, że nie jesteśmy pewni, jak powstała taka różnorodność ludzi. Czy to wynik szerokości geograficznej czy czegoś jeszcze innego?
Ba! Nawet nie wiemy, kiedy to zaczęły się wyszczególniać te różne odmiany ludzi!
Niestety, nie oznacza to, że podziały rasowe przez to zniknęły. Nadal mamy do czynienia z rasizmem, nawet w Europie.
I jednym z przejawów tego rasizmu był brak reprezentacji lub zabierania tej reprezentacji poprzez akty blackface'u czy yellowface'u (czyli dawania ról osób czarnych i Azjatów aktorom białym, których charakteryzowano jako właśnie takie osoby). Albo ogólnie, następuje ich whitewashing!
Wiele osób uznaje, że potrzebna jest reprezentacja osób, które dotychczas były marginalizowane!
I nie można się nie zgodzić! Bo, choć można się zachwycać, jakim kameleonem potrafi być Tilda Swinton (widać to po Suspirii), tak to, że gra ona postać Tybetańczyka w Doktorze Strange'u, sprawia, że otwiera się nóż w kieszeni!
Fantastyka jest dość eurocentryczna
To wie każdy, kto umie myśleć i posiada w zasobie rozumianych słów pojęcie eurocentryczności. W końcu fantastyka jest mocno związana z pewnymi schematami z europejskiej kultury, jak mitologie grecka, rzymska, nordycka czy celtycka, a także romanse rycerskie itd. Nawet jeśli są odpowiedniki tych dzieł poza Europą (a są!), nie są one tak często wykorzystywane.
Dlatego też większość dzieł fantasy dzieje się w alloeuropejskich krainach z dominującą ilością bohaterów, których można określić jako białych.
Po prostu, światy fantasy zazwyczaj obejmują allotopijną wersję Europy w okresie średniowiecznym, więc wszystkie ludy nieeuropejskie są zazwyczaj niepokazywane albo chociaż marginalizowane. Oczywiście, Europejczycy byli bardzo różnorodni i mieli kontakty z ludami spoza naszego kontynentu. Dlatego też Hiszpanie są podobni genetycznie do mieszkańców północnej Afryki ("dzięki" arabskiemu podbojowi Półwyspu Iberyjskiego), a niektórzy Słowianie i Finowie mogą trochę przypominać Azjatów. (Trochę!) Niemniej, wciąż na Europejczyków narzucana jest łatka białych.
I mam jedno rozwiązanie, które ucieszy tylko nielicznych: może spróbujmy pisać nie o Europie! Ale o tym już pisałem kiedyś, więc mogę co najwyżej podać linka do tego wpisu. A dziś chciałbym bardziej się skupić na problemie rasy.
I tutaj dochodzimy do kontrowersji, gdyż bardzo często słyszy się głosy komentujące różnorodność w fantastyce. Że niby tej różnorodności nie ma! Albo że jest robiona na siłę! Oczywiście, to też wiąże się z problemem adaptacji światów bardzo mocno już zakorzenionych w kulturze fanowskiej, które powstały na długo przed tym, jak potrzeba reprezentacji stała się głośna i autorzy chcieli jej słuchać. Z takich klasyków fantasty tylko Czarnoksiężnik z Archipelagu Ursuli K. Le Guin posiada wyraźniejszą reprezentację osób niebiałych (niejako jest to w warunkach nieeuropejskich), a poza tym raczej jest z tym kiepsko. I nagle ktoś próbuje zrobić serial o Śródziemiu, chcąc wprowadzić tam reprezentację, trochę wbrew temu jak ten świat był budowany.
Jeśli jednak spróbowano by zekrainozować Dziedzictwo Oriszy, Wojny Makowe czy inne dzieło nowsze, nie trzeba by było już nawet wprowadzać dodatkowej reprezentacji, bo ona by już tam była!
A więc porozmawiajmy trochę o reprezentacji ras w fantastyce i tym, jak do niej doprowadzić.
Rasy realistyczne - co to?
Ale najpierw chciałbym powiedzieć co nieco o pojęciu rasy realistycznej, którą to wprowadzam w swojej magisterce. Chodzi ogólnie o to, że rasa fantastyczna jest czym innym niż to, co uznajemy za rasę w naszym świecie. Dlatego też wymaga trochę innych narzędzi niż ta nasza rzeczywista.
I tą rzeczywistą, która w, nomen omen, rzeczywistości nie istnieje, chciałbym dla odróżnienia nazwać realistyczną. Rasa taka często nie ma zbyt wielkiego znaczenia w świecie dzieła i swe znaczenie zdobywa dopiero w odbiorze. Rasa taka może również występować ponad podziałami ras fantastycznych. To znaczy, czarny elf i czarny niziołek są tą przez nas utożsamiani jako ta sama rasa realistyczna (odczytujemy ich jako osoby czarnoskóre), ale są przedstawicielami dwóch różnych ras fantastycznych.
Jak mówiłem, rasa realistyczna ma mniejsze znaczenie w dziele, bo gdy mamy rasy fantastyczne, podziały ze względu na kolor skóry czy kształt oczu są mniej ważne niż podziały między elfami, ludźmi, krasnoludami i orkami.
Jak to napisał Terry Pratchett:
„Rasizm na Dysku nie stanowił problemu, ponieważ - przy wszystkich trollach, krasnoludach i innych - gatunkizm był o wiele ciekawszy. Biali i czarni żyli w doskonałej zgodzie i wspólnie prześladowali zielonych."
Dobrze widać to chociażby na przykładzie Katolis ze Smoczego Księcia, gdzie mamy czarnoskórego króla i jego bladego jak tynk doradcę.
Stosunkowo rzadko kiedy rasy realistyczne są podziałem, który istnieje w świecie. A już na pewno, nie gdy mamy do czynienia z innymi rasami fantastycznymi niż ludzie.
Przykładem ciekawym jest jednak The Elder Scrolls, gdzie mamy podział na:
- Nordów - białych, alloskandynawów
- Imperialnych - również białych, ale już ciemniejszej karnacji, sugerującej bardziej śródziemnomorski klimat
- Redguardów - czarnoskórych
Są również Bretoni, którzy są ludźmi z dalekimi przodkami wśród elfów.
Jednak co do zasady, w fantasy wszyscy ludzi to ludzie, wszystkie elfy to elfy i jeśli dwie rasy fantastyczne będą występować obok siebie, nie będzie już takich podziałów rasowych wewnątrz nich.
Podrasy, jak elfy morskie czy mroczne, trochę komplikują to, ale załóżmy, że i one stanowią odmianę osobnych ras fantastycznych.
Różnorodność teraz i dawniej
Skoro mówimy o różnorodności, warto wspomnieć, jak to wyglądało w historii.
(Nie jestem historykiem. Niniejszy fragment przedstawia to, co udało mi się skleić z tego, co kojarzę i co udało mi się wykoncypować. Przyjmijcie to więc z dozą dystansu.)
Już wspomniałem, że Europa nie była tak jednolita, jak się o tym mówi. Oprócz gradientu koloru skóry i włosów oraz okazyjnych cech kojarzonych z Azją na wschodzie, w Europie mieliśmy definitywne mniejszości nie-białe:
- Romów, ludzi pochodzących z Indii, ciemnoskórych
- Tatarów i Hunów, ludzi pochodzenia mongolskiego
- a także i pewnie jakieś inne, o których nie wspomniałem, bo nie wiedziałem o nich albo o nich zapomniałem
Niemniej to były raczej małe grupy. Tatarzy w Polsce całkiem dobrze się zintegrowali z innymi ludami i chyba nie poznalibyśmy Tatara po twarzy. W końcu przynajmniej o jednym uczymy się w szkole, a nikt zbytnio nie mówi, że Sienkiewicz był pochodzenia tatarskiego.
Z kolei Romowie... Oni się nie zintegrowali. Doświadczali ciągłych prześladowań, przez co wiecznie uciekali, więc raczej mało było szans, żeby mieć rodziny z "localsami". Wyjątkiem byłaby chyba Rumunia, jednak nie dlatego, że było tam cudownie: wręcz przeciwnie, Romowie byli tam niewolnikami i niektóre romskie kobiety spotykały gwałty z strony ich białych panów.
Większa różnorodność (z której później będzie mógł się wykształcić multikulturalizm) zaczęła pojawiać się więcej dopiero w czasach niewolnictwa, gdzie biali szlachcice czasami przywozili swoich niewolników do Europy. Przybywali tam także inni pracownicy z dalekich stron, jak chociażby mieszkańcy Indii, którzy zatrudniali się na statkach i przybywali chociażby do Londynu.
Gdy jednak imperia powoli upadały, zaczęli pojawiać się wolni ludzie z krajów dalekich. Kojarzycie może tą historię o jazzmanie z Nigerii, który walczył w powstaniu warszawskim? No i oczywiście pojawiali się gościnni robotnicy, na przykład z Wietnamu czy Turcji, którzy nie zawsze pozostawali gośćmi.
Z kolei w Ameryce różnorodność polegała na tym, że był to kraj imigrantów. Ludność lokalna została wysiedlana, a na jej miejsce przybywali biali kolonizatorzy i czarni niewolnicy. Później niewolnictwo zostało obalone, a do Ameryki przybywali kolejni imigranci. W pewnym momencie, przestali to być jedynie Europejczycy, a zaczęli być to również Azjaci i Afrykańczycy.
Jaki jest tego morał?
Różnorodność = nowoczesność!
Dosłownie, im bardziej nowoczesna era, tym większa będzie różnorodność w świecie. Wraz z rozwojem cywilizacji, populacje różnych krajów przestają być aż tak bardzo homogeniczne. Po prostu świat robi się mniejszy niż te 500 lat temu! Ludzie podróżują do różnych krajów i do nich emigrują. W ten sam sposób ja, jeśli bym tylko chciał, mógłbym wyjechać do Zimbabwe.
Nawet w Polsce, o której wciąż mówi się jako o kraju homogenicznym, znajdziemy całkiem liczne przykłady nie tylko białych osób. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie miast z uniwersytetami, gdyż edukacja jest jednym z powodów emigracji, czasami na jeden semestr, czasami na całe życie.
Oczywiście, możemy mówić tu o różnych różnych poziomach różnorodności. Niektóre z nich opierają się na tym, czy w ogóle były osoby nie-białe w Europie (i oczywiście były), a inne by się pytały, jak te osoby są popularne. Jaka jest szansa, że idąc ulicą spotka się osobę białą, czarną i o cechach azjatyckich?
Tylko że fantasy zazwyczaj czerpie inspiracje z tych starszych okresów, gdy świat był większy, gdy wielkie odkrycia geograficzne jeszcze nawet nie zostały dokonane. Gdy większość osób była bardzo mocno przywiązana do terenów, na których żyli (chociażby pańszczyzną).
I sytuacja, gdy wszystkie możliwe fenotypy rasowe ludzi żyją obok siebie, raczej nie jest zbyt dobrym rozwiązanie, choć wydawałoby się najprostszym.
Nie wiemy do końca, co sprawiło, że wykształciła się taka różnorodność wśród ludzi, która z kolei doprowadziła do wykształcenia się umownych typów, jakimi są rasy, ale raczej było to spowodowane pewnego rodzaju odizolowaniem od siebie tych skrajnie różnych od siebie krańców gradientu. Jeśli od początku wszyscy ludzie żyliby razem, prawdopodobnie rasy by się nie powykształcały.
A nawet, gdyby jakimś cudem (nie wiem, może poligeneza i kreacjonizm weszły w ruch) nagle wykształcone już rasy wszystkie znalazłyby się obok siebie w jednej krainie, prawdopodobnie szybko (powiedzmy, kilka do kilkunastu pokoleń) by się wymieszały i nie pozostałoby zbyt wiele osób, które możnaby było odczytać jako znane nam typy rasowe rasy czarnej, białej, azjatyckiej. Działoby się tak, jeśli nie istniałyby między nimi żadne bariery. Bariery geograficzne lub kulturowe.
(Choć może trochę przeceniam egalitaryzm ludzi i to, że nie chcieliby poślubiać osób do siebie podobnych bardziej niż tych od siebie różnych.)
To, jak wyglądałaby wtedy ludzkość, pozostaje już tylko kwestią zastanawiania się, gdyż czasami uważa się, że ludzkość w przyszłości, kiedy wreszcie wyzbędzie się rasizmu, będzie w całości złożona z osób rasy mieszanej.
I w sumie coś takiego widzimy w książce Veronici Roth, Naznaczeni śmiercią, gdzie dwójka bohaterów jest tak bardzo mieszanej rasy, że teoretycznie każdy możliwy zestaw cech mógłby się u nich pojawić. (Jest to ważna rzecz dla fabuły. Ci, którzy czytali drugi tom, to wiedzą.)
Poradnik różnorodności w allomediewalistycznej fantastyce
Ale dobra, powiedzmy, że chcemy jednak zrobić allotopijne, inspirowane średniowieczem dzieło fantasy, w którym będziemy mieli dużą różnorodność. Jest na to kilka sposobów:
Sposób #1: Podróżnicy
Jeśli bohaterowie podróżują po całym świecie (albo nawet po jego części) mogą natykać się na przeróżne osoby. I to jest bardzo dobry sposób na wprowadzanie reprezentacji!
Bohater może być biały, pochodzić z alloeuropejskiej krainy, ale przybyć do krainy alloazjatyckiej itd.
Albo na odwrót: bohater może spotykać podróżników z różnych stron świata. To idealny sposób, by wprowadzić nagle osobę czarnoskórą czy alloazjatycką do typowego, białego, alloeuropejskiego miasteczka.
Sposób #2: Kraina imigrantów
Kolejnym wyjściem jest odtworzenie sytuacji związanej z Ameryką. Była to bowiem kraina imigrantów, kraj, do którego przybywali przeróżni ludzie ze wszystkich stron świata.
Taka kraina rzeczywiście, może być zbudowana przez ludzi mających nadzieję, że spotka ich lepsze życie, ale równie dobrze może to być kolonia karna (jak Australia) albo miejsce wygnania.
Tak, coś takiego ma miejsce w Smoczym Księciu, gdzie ludzie zostali wygnani z Xadii. W końcu, jeśli cały gatunek, który utożsamilibyśmy z przynajmniej tymi najbardziej charakterystycznymi typami rasowymi, musiał się przenieść, raczej bardzo prawdopodobne, że ludzie by się trochę przemieszali. Nawet jeśli wcześniej nie spotkali się, w czasie podróży zapewne powstały liczne sojusze, przyjaźnie czy romanse.
A już po dotarciu do celu, prawdopodobnie ludzie nie pogrupowali się na populacje w ten sam sposób, w jakim żyli wcześniej. O ile w ogóle wcześniej, gdy żyli w Xadii, funkcjonowali w takich grupach.
Sposób #3: Multikulturowe miejsce
Inną, podobną sytuacją jest stworzenie miejsca, które pierwotnie nie ma być mekką imigracji, lecz powoli się nią staje ze względu na swoje położenie lub/i funkcję.
Najprostszym tego przykładem jest miasto handlowe lub port, które z uwagi na swoją rolę w handlu zwabiają duże ilości różnych osób z różnych stron świata. Tak, prawdopodobnie część będzie przejazdem, jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto tam został. Wiecie, taki marynarz z odległego kraju, który znalazł swoją drugą połówkę w porcie innego kraju i wraca do niej za każdym razem.
Podobnie będzie działać międzynarodowa szkoła z internatem, taka jak na przykład Niewidoczny Uniwersytet. A więc, jeśli robicie dzieło z międzynarodową szkołą, możecie wpakować tam tyle różnorodności ras realistycznych, ile się wam podoba.
Sposób #4: Poligeneza
Jak mówiłem, można teoretycznie wykorzystać poligenezę jako sposób na wprowadzenie wielu ras realistycznych. Poligeneza to założenie, że rasy ludzkie powstały niezależnie od siebie jako osobne gatunki. Jest to oczywiście błędna teoria, sprzeczna z teorią ewolucji Darwina, jednak w fantastyce możnaby to było wykorzystać.
Powiedzmy, że demiurg stworzył różne plemiona ludzi i one się zbytnio ze sobą nie mieszały. Każde z tych plemion byłoby innym typem rasowym.
Tylko tutaj, gdy mówimy o typach rasowych, łatwo popaść w pułapkę wykluczenia lub nadmiernej inkluzywności. Bo, wbrew temu, co twierdzili zwolennicy koncepcji typologicznej rasy, typy są konstruktami. Trzy najpopularniejsze rasy: czarna, biała i żółta, nie obejmują zbyt dobrze takich grup jak ludność bliskowschodnia czy indyjska, a także Papuasi czy Aborygeni. No i wsadza się wszystkich Europejczyków do jednego pudełka z łatką "biały", gdzie w rzeczywistości pod wieloma względami można wyróżnić wiele różnorodności w populacji Europy, nawet wykluczając wszelkich imigrantów.
A więc albo pójdziemy w minimalizm i stworzymy 3 grupy, albo będziemy mnożyć te plemiona w nieskończoność.
No i oczywiście pojawia się tutaj pewnego rodzaju tendencja do tworzenia stereotypów rasowych, jeśli rasy mają być tak homogeniczne.
Sposób #5: Rasy realistyczne = rasy fantastyczne
Kiedyś chyba dawałem taki pomysł na tym blogu, by dać rasom fantastycznym wygląd osób z różnych ras ludzkich. (Nadal mi się podoba wizja azjatyckich elfów. Może to wynik azjatyckiego Legolasa w MtG.)
Jest to dość łatwy sposób na wprowadzenie różnorodności ras realistycznych, gdyż jesteśmy dość przyzwyczajeni do tego, że elfy, krasnoludy i ludzie mogą występować blisko siebie. Tak samo jak lisy i wilki, oba blisko spokrewnione, ale od siebie różne.
Oczywiście, może to wydawać się bardzo kontrowersyjne. W końcu przynajmniej jedna z ras realistycznych będzie uznana za nie ludzi.
Sposób #6: Mniejszość
Dość naturalnym sposobem na wprowadzenie osób innych od reszty, jest wprowadzenie ich jako przedstawicieli mniejszości etnicznej, odpowiedników Romów, Żydów, Tatarów itd. Grupy te różniły się kulturowo, a czasami także i wyglądem od reszty krajów, które zamieszkiwali. Działo się tak, gdyż przywędrowywali oni z dalekich stron.
Mniejszości takie jednak zawsze się skądś wywodzą i mają powody, by być tam, gdzie są obecnie. Przykładowo, w wypadku Żydów i Romów chodziło prześladowania, przed którymi uciekli do Europy. Ale to może być również jakiś inny powód trafienia na te tereny, jak próba podboju (Skandynawowie, wyobraźcie sobie, mieli odbić od Maurów Półwysep Iberyjski, ale ostatecznie tego nie zrobili i się osiedlili tam, wmieszając się w lokalną ludność)
Sposób #7: Globalizacja!
Ostatnim sposobem na wprowadzenie różnorodności rasowej jest jednak wykorzystanie tej globalizacji.
Racja, w historii ludzkość była o wiele bardziej uwiązana do jednego miejsca, jednak nadal były podróże. W fantasy dość często podróże są jeszcze popularniejsze, a więc w sumie, szansa na zminimalizowanie dystansów w świecie rośnie.
Czemu więc nie stwierdzić, że proces ten jest większy niż to było w średniowieczu. Szczególnie, gdy istnieją jakieś teleporty. Bardzo prawdopodobne, że wtedy podróże byłyby jeszcze popularniejsze niż to się dzieje u nas w dzisiejszych czasach.
Ale to tylko przy założeniu, że jednak te podróże były na tyle powszechne, żeby ludzie się bardziej przemieszali.
A więc chyba już wykorzystałem moje pomysły na to, jak wprowadzić różnorodność w fantasy.
Jednak mam jeszcze jedną kwestię do przekazania.
Rasy niemożliwe
Nim zakończę, chciałbym powiedzieć wam o czymś, co sprawi, że ten wpis, tak mocno zakorzeniony w poczuciu realizmu, zakończy się jednak czymś fantastycznym, ale nie do końca niemożliwym.
Jak wiadomo, pewne kombinacje cech raczej ze sobą nie występują w rzeczywistości. Ale mogą występować w fantastyce. Takie rzeczy nazwałbym rasami niemożliwymi.
Przykładem tego może być ciemna karnacja i rude włosy. To raczej nie występuje, a osoby rude są zazwyczaj blade z jasnymi oczami i piegami. Kiedyś słyszałem, że nie powinno się zbytnio przedstawiać ich z ciemniejszą karnacją, bo to nierealistyczne.
Ale ruda osoba w fantastyce może mieć nawet czarną skórę. Kto nam zabroni?
Podobnie będzie z blond włosami, chociaż ich kombinacja z ciemną skórą występuje jak najbardziej w rzeczywistości: chodzi o Melanezjan.
To samo możemy zrobić z jakąkolwiek inną kombinacją:
- koloru skóry
- rysów twarzy
- koloru i struktury włosów
- innych cech morfologicznych.
A w wypadku elfów czy innych ras fantastycznych, możemy mówić nawet o cechach, które w ogóle nie występują w rzeczywistości, takich jak naturalnie zielone włosy czy niebieska skóra.
Nie dajcie sobie wmówić, że wszystko ma być dokładnie tak, jak było w rzeczywistości.
I to by było na tyle.
Mam nadzieję, że ten wpis wam się do czegoś przydał. I że moje obijanie się zamiast pisania magisterki dało mi trochę odpoczynku.
Bibliografia:
- Knapman Gareth, Race, polygenesis and equality: John Crawfurd and nineteenth-century resistance to evolution [w:] „History of European Ideas”, tom 42, nr. 7, 2016, s. 909-923.
- Mały słownik antropologiczny, red. Tadeusz Bielicki, Wiedza powszechna, Warszawa 1976.
- Tyrała Radosław, O jeden takson za dużo : rasa jako kategoria społecznie problematyczna, Oficyna naukowa, Warszawa 2005
- Young Helen, Race and Popular Fantasy Literature. Habits of Whiteness, Routledge, Taylor and Francis, Nowy Jork 2016.
I oczywiście, wiele rzeczy pochodzi z anegdotek, które zasłyszałem tu i tam.
Komentarze
Prześlij komentarz