Fantasy potrzebuje Afryki! - czyli o potrzebie innych fantastyk niż ta europejska

 Ohayo! a może Botswana!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu. Obecnie czytam książkę, która będzie bardzo ważna dla mojej magisterki (tematyka orków). Dokładniej chodzi o Race and Popular Fantasy Literature. Habits of Whiteness, gdzie Helen Young zwraca uwagę na pewne rasistowskie elementy obecne już od początków XX-wiecznej fantastyki, zaczynając od obecności ras. Oczywiście, ja mam odrobinkę inne spojrzenie na rasy w fantasy, niejako odcinające się od ras jakie znamy z rzeczywistości, ale nie mogę zaprzeczyć jednej rzeczy - fantastyka jest zdominowana przez Europę!

A tak być przecież nie musi!

Dziś więc chciałbym zachęcić was zarówno do czytania/oglądania fantastyki nieeuropejskiej, ale i do samemu napisania fantasy, która nie dzieje się w allo-Europie.

Fantasy = Europa (?)

Pomyślcie o kilku najbardziej znanych dziełach fantasy. Dodajmy do tego zastrzeżenie, że chodzi nam o fantastykę świata wtórnego, bo przy obecnym amerykanocentryzmie w fantastyce świata pierwotnego większość będzie się pewnie działa w USA. Powiedzmy, że wybiorę sobie:
  • Władcę Pierścieni i Hobbita J.R.R. Tolkiena
  • Sagę Lodu i Ognia George'a R.R. Martina
  • Zwiadowców Johna Flannagana
Co łączy te dzieła?
To, że są w dużej mierze skupione na wizerunkach, które rozpoznajemy jako związane z Europą. Tak, są tam może jakieś krainy nieeuropejskie, ale najważniejsza akcja dzieje się w terenach allo-europejskich (allotopijnej Europy).
Jakie elementy kojarzymy z fantasy?
  • Rycerzy w lśniących zbrojach?
  • Królów?
  • Zamki?
  • Czarodziejów w typowych dla nich kapeluszach?
  • Czarno-białą moralność?
To wszystko wynika z naszych europejskich wyobrażeń o średniowieczu.
Jeśli świat zawiera jakieś inne krainy, zapewne będą one obarczone piętnem spojrzenia orientalistycznego. Osoby niebiałe (tak zwane people of color, POC) są tam często egzotyzowane, ukazywane jako ci Inni, a czasami obarczeni nawet pewnymi rasistowskimi stereotypami.
Oczywiście, zawsze były jakieś odskocznie od tego. Tu może zabłysnąć Ziemiomorze Ursuli K. Le Guin, gdzie Ged, główny bohater, jest przedstawicielem większości osób brązowoskórych! Niemniej nadal, gdy człowiek to czyta, wyobraża sobie pewne elementy dość europejsko.
Bowiem fantasy jest gatunkiem opierającym się często na europejskich elementach! Historia świata, której nas uczą, jest europocentryczna, czego jako Europejczycy możemy się jednak spodziewać. Niemniej niewiele osób zna się na historii nieeuropejskiej (jako Europę tutaj paradoksalnie traktuję również Amerykę pod rządami europejskich osadników/najeżdźców).
To jednak powoduje, że wszystko co nie jest europejskie jest dla nas dziwne, niecywilizowane. Oczywiście, mam wrażenie, że kultura Dalekiego Wschodu jest obecnie widziana w kontekście cywilizacji, głównie za sprawą tamtejszej popkultury. Ale czy znacie jakieś cywilizacje azjatyckie poza Chinami, Koreą i Japonią? Albo czy znacie jakieś cywilizacje afrykańskie (z wyjątkiem Egiptu, który ma więcej wspólnego z Grecją niż z Mozambikiem)?
Może to was zaskoczyć, ale Azja ma całkiem sporo imperiów, które mogłyby stanowić świetny materiał dla fantastyki. Tym bardziej, że pozostały po nich liczne budowle. Jeśli stwierdzicie, że Tadż Mahal albo Angkor Wat zbudowali kosmici, to zacznę krzyczeć tak głośno, że nawet nie-jeleń czający się w mrokach łagiewnickiego lasu ucieknie w popłochu!
Nawet Afryka, której mieszkańców kojarzymy głównie z tym, że zostali ofiarami najsłynniejszego przypadku niewolnictwa na świecie, miała kilka cywilizacji, które można by porównywać z tymi w średniowiecznej Europie i stanowić ich zamiennik w fantastyce: Królestwo Ife, Królestwo Oyo czy D'mt.
I nagle człowiek zaczyna rozumieć, jak bardzo ograniczone było jego spojrzenie na świat.
Ale czemu jest to aż tak ważne?

Bridgetonowie, driady z Brooklinu - dominacji czas dalszy!

Pewnie słyszeliście o sytuacji z być może przesadnym staraniem się o reprezentowanie wszystkich możliwych grup w fantastyce (poza tymi co trzeba, czasami - kazus Diuny, gdzie nie było nikogo o pochodzeniu bliskowschodnim). Znamy sprawę czarnej księżniczki krasnoludów (która nie ma brody!!!) w Pierścieniach Władzy i memiczne driady Brokilionu z netflixowego Wiedźmina, które zostały okrzyknięte driadami z Brooklynu!
Moje zdanie jest takie - to ujdzie!
Jednak jest to przejaw pewnego problematycznego zjawiska. Podobnie jak Bridgetonowie, w których możemy znaleźć piękny przykład tego jak POC asymilowali się w społeczeństwo XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii. Tylko że to kłamstwo! Rozumiem, że seriale kostiumowe są bardzo popularne w UK i zabranianie POC do grania w nich byłoby wielką stratą dla POC-aktorów, jednak ta niezgodność bywa denerwująca.
Ale fakt tego kłamstwa nie jest wcale najgorszy! Przecież każdy, kto ma odrobinę kompetencji, wie, że XIX-wieczna Anglia raczej ze swej tolerancji rasowej nie słynęła, a nawet jeśli nie wie, będzie umiał to zrewidować.
Problem polega na tym, że POC ciągle są przedstawiani jako ci, którzy chcą wejść w społeczeństwo europejskie. Kultura europejska ma być ich kulturą...
A gdzie w tym są kultury rejonów, z których te osoby się wywodzą? Nie są w ogóle reprezentowane, zupełnie tak, jakby istniała jedynie Europa i ewentualnie podbita przez nią Ameryka Północna!
To jest niezwykle podstępna, choć (mam nadzieję) niezamierzona dominacja kulturowa.
Dominacja kulturowa jest formą relacji między kulturami wymienioną przez Richarda R. Rogersa, gdzie grupa dominująca narzuca swoją kulturę grupie podległej.
Tu może nie tyle chodzi o typowe zmuszanie ludzi do europejskich praktyk kulturowych, co raczej pokazywanie ciągle europejskiej kultury jako tej, do której powinno się dążyć, bez pokazywania alternatyw. Nikt bowiem nie zaprzeczy, że większość przykładów fantasy, niezależnie jak dużo reprezentacji by tam napchać, byłoby mocno związanych z kulturą europejską. Każdy chłopiec ma chcieć być rycerzem jak Lancelot z Dawno, dawno temu, a każda dziewczyna księżniczką jak Ginewra z Merlina.
A nikt nie chce być królem Shaką, który zjednoczył Zulusów, albo Idią, królową Beninu?
Nigdy tak się nie cieszyłem z obecności Czarnej Pantery w popkulturze, bo przynajmniej on jest takich wzorcem superbohatera, który nie jest wersją znanego, innego bohatera tylko że w wersji czarnoskórej! A normalnie mam problem z aspektem futuryzmu w tamtejszym afrofuturyzmie.
(Czemu skupiam się na akurat osobach czarnoskórych? Bo akurat nie widzi się zbytnio dzieł poświęconych Afryce, w przeciwieństwie do niektórych kultur azjatyckich, którym jeszcze udaje się wyprodukować dzieła promujące ich kulturę na Zachodzie. Nie zmienia to jednak faktu, że takie zjawisko dotyczy wszystkich grup nieeuropejskich, choć innych w mniejszym lub większym stopniu.)
Reasumując, nie mam nic do reprezentacji POC, tym bardziej gdy mowa o dziełach położonych we współczesności. Niemniej, ilość ról granych przez te osoby w dziełach historycznych i fantastycznych, a kojarzonych z typowo europejskimi rolami, ubranymi w typowo europejskie stroje itd, może być oznaką niekoniecznie dobrego zjawiska.
Nie oznacza to jednak, że mamy całkowicie zrezygnować z postaci czarnoskórych, wyglądających jak Azjaci czy Arabowie (bo w allotopii nie ma Afryki, Azji czy Arabii, więc nie ma też Afrykańczyków, Azjatów czy Arabów jako takich). Oprócz tego, że mogą jak Ekundayo w Pathfinderze: Kingsmakers przywędrować ze swojej dalekiej krainy, jest kilka innych sposób, żeby dać im sensowne miejsce w fantastyce.
A najlepszy z nich to po prostu zmiana optyki.

Mwangi istnieje, na litość Erastila!

Czemu świat fantastyczny ma się skupiać tylko na Europie?
Czemu bohater nie mógłby pochodzić z terenów inspirowanych Syberią, Indiami, Doliną Konga, Amazonią czy jakimkolwiek innym miejscem, które znajduje się na kontynencie zaczynającym się od litery "A"?
Racja, odejście od przyzwyczajeń związanych z allo-europejskim, allo-mediewalistycznym fantasy może być trudne, ale czasami warto spróbować! Może to okazać się czymś otwierającym oczy, a przynajmniej pozwalającym dostrzec, że świat nie rozpościera się od Islandii po Gibraltar, od Półwyspu Iberyjskiego po Ural.
Czasami to, co nie takie oczywiste, może okazać się niezwykle odświeżające.
Na przykład w Pathfinderze mamy typowy, allo-europejski kontynent, Avistan, jednak istnieją tam również inne miejsca, w które można się udać... albo z których bohaterowie mogą pochodzić!
Ba! Może nawet cała kampania dziać się na tym innym, nieallo-europejskim kontynencie!
Tymi kontynentami są:
  • Arcadia - allo-Ameryka
  • Casmaron - allo-Arabia i allo-Indie
  • Garund - allo-Afryka
  • Sarusan - allo-Australia (podobnież niezamieszkana)
  • Tian Xian - allo-Azja
I pomyślcie, z ilu dodatkowych archetypów (w rozumieniu wyobrażeń o postaciach) moglibyście skorzystać, jeśli macie dodatkowo te 4 zamieszkałe kontynenty.
Jest to coś, na co czekam ze strony WotC, zarządców D&D, którzy ciągle wpychają kolejne historie z Wybrzeża Mieczy, podczas gdy to tylko część Faerunu... A Faerun to jedynie część całego Torilu!
A więc, kiedy doczekam się dodatku o Kara-thur? Albo Zakharze?

Ale równie dobrze możecie po prostu wzorować swój świat tylko na Azji, Afryce czy jakimkolwiek innym miejscu. Czemu tylko Europa ma zasługiwać na takie traktowanie?

Fantasy to nie tylko Europa

W miedzy czasie chciałbym wam podać kilka pomysłów lekturowych (i może nie tylko), które odrzucają na bok Europę, by zbudować (allotopijną) fantastykę poza nią. Są to na przykład:
  • seria Cień Kitsune Julie Kagawy
  • seria Buntowniczka z Pustyni Alwyn Hamilton
  • seria Dziedzictwo Oriszy Tomi Adeyemi
  • seria Piaski Arawiyi Hafsy Faizal
  • Tkając świt/ Snując zmierzch Elizabeth Lim
Poza tym w wielu różnych dziełach, które może i posiadają wyraźną nutę europejskości, nadal znajdziemy mniejsze lub większe przebłyski kultur pozaeuropejkich. Świetnym przykładem jest tutaj Zakon Drzewa Pomarańczy Samanthy Shannon, który przeciwstawia sobie allo-europejski zachód i allo-azjatycki wschód, przedstawiając oba tereny niejako na równi.

A więc, czy wy jesteście gotowi zdradzić europejską tradycję fantasy dla czegoś nowego?

Oczywiście, to nie jest tak, że ja wam teraz zakazuję pisania o allo-Europie! Sam widzę jeszcze kilka[naście (tysięcy)] niezapełnionych plam, które możnaby wykorzystać w fantastyce. 
Po prostu czasami warto się oderwać.
(No i są w Europie takie mitologie, które dostały nawet mniej uwagi niż niektóre mity pozaeuropejskie... W sumie, poza Polską, nasz kraj nie jest chyba w ogóle reprezentowany w fantastyce!)

Spodobało wam się? Napiszcie komentarz i udostępnijcie tego posta, by mój blog się rozwijał.
Do przeczytania!
PS.: Podkreślałem, że chodzi o allotopię, gdyż w fantastyce świata pierwotnego, szczególnie dziejącej się współcześnie, łatwo wprowadzić elementy z innych kultur, a także osoby niebiałe. Nawet w Polsce można spotkać na ulicy osoby czarnoskóre, Azjatów itd. (Szczególnie w miastach z uniwersytetami.) A więc wprowadzanie zarówno reprezentacji, jak i elementów innych kultur w takich narracjach jest łatwiejsze.

Komentarze

Popularne posty