Ewolucjonizm czy kreacjonizm - Jaka perspektywa jest najlepsza dla światotwórstwa?
Ohayo! a może Galapagos.
Zauważyliście, że ostatnie kilka wpisów było bardzo mocno związanych ze światotwórstwem? Jedynymi wyjątkami były tylko wpis o szczuroludziach i recenzja Fabuli Ultimy. Czyli wpisy, które pisałem prawie dwa miesiące temu (licząc od czasu pisania tych słów).
I myślę, że nie będę przerywać tej passy. Dziś chciałbym bowiem porozmawiać o dwóch perspektywach światotwórczych, które są poniekąd sobie przeciwstawne. Warto jednak o nich pomyśleć, gdy tworzymy świat.
A więc zacznijmy rozmowy o kreacjonizmie i ewolucjonizmie.
Co to kreacjonizm?
Kreacjonizm to zbiór założeń, że świat i życie zostały stworzone przez siłę wyższą, a bardzo często uznając, że została stworzona w takim właśnie kształcie, jak jest obecnie. Założenie to wymusza istnienie siły wyższej, demiurga, który odpowiedzialny jest za dzieło stworzenia. Zazwyczaj mówi się o nim w kontekście biologii, lecz możnaby to rozszerzyć na inne obiekty.
W kontekście naszego świata kreacjonizm przybiera wiele form, często uznawanych za pseudonaukowe.
W ujęciu literaturoznawczym kreacjonizm może również oznaczać koncept bazowania dzieła na wymysłach autora, a nie rzeczywistym świecie. Niemniej nie spotkałem się z tak określanym kreacjonizmem na studiach i sam o wiele bardziej lubię różne koncepty bawiące się z mimetyzmem (chociażby egzomimetyzm). Sama fantastyka jest określana jako fikcja niemimetyczna. A więc postuluję, żeby zostawić kreacjonizm tylko w sferze filozoficzno-religijnej.
Co to ewolucjonizm?
Ewolucjonizm to zbiór założeń skupiających się na tym, że jedne formy zmieniają się powoli w inne. Część ryb wyszła na ląd i po milionach lat potomkowie tych ryb stały się płazami, z których część później stała się gadami, a z ich części z kolei wyewoluowała w ssaki i ptaki. Ewolucjonizm więc szuka pochodzenia różnych obiektów w przeszłych obiektach.
I zdecydowanie, ewolucjonizm jest koncepcją ogólnie uznawaną za prawdziwą.
I to nie tylko w biologii, ale i w innych dziedzinach. Widzę to chociażby po mojej dziedzinie jaką jest kultura - wszystko się powoli zmienia, przekształca, ale dość często można wyróżnić, z czego się to wzięło.
Co prawda, ewolucjonizm nie odpowiada na pytanie, skąd się wzięła pierwotna materia, ten pierwszy byt, od którego wszystko by pochodziło, jednak to już są rozważania filozoficzne.
A jeśli ktoś chce połączyć kreacjonizm i ewolucjonizm, bo chce wierzyć w Boga-Stwórcę i nie chce być uznany za kogoś antynaukowego, istnieje coś takiego jak kreacjonizm ewolucyjny!
Kreacjonizm i ewolucjonizm jako podejścia światotwórcze
Czas, abym wreszcie przeszedł do meritum. Kreacjonizm i ewolucjonizm mogą być czymś więcej niż filozoficznymi konceptami pytającymi o pochodzenie bytów. W fantastyce bowiem mogą one stanowić pewne modele tego, jak możemy tworzyć allotopijne światy.
Kreacjonizm jest tu w pewien sposób naturalny, gdyż autor tworzy świat niemalże ex nihilo, biorąc elementy z naszego świata i innych światów fikcyjnych do swojego świata fikcyjnego. Naturalną odpowiedzią na to, czemu dany element jest taki, a nie inny, jest "bo autor tak chciał."
Niemniej nie oznacza to, że jako autorzy jesteśmy skazani na kreacjonistyczne podejście do świata, który tworzymy. Można bowiem wprowadzić pewne działania, które w efekcie dadzą wrażenie ewolucji.
Jak ewoluować w allotopii?
Ewolucja wydaje się procesem dość prostym. I poniekąd intuicyjnym, gdyż, o ile autor nie powie inaczej lub chociaż nie zainsynuuje tego, odbiorca raczej zakłada, że świat w dziele jest podobny do tego, w którym żyjemy (oraz wyobrażeniach o nim). Dopóki nie poznamy zasad tego świata, zakładamy, że panują na nim takie same prawa fizyki jak u nas, żyją zwierzęta takie same jak u nas i że panują takie same zasady geologiczne. Dopiero później (najczęściej na etapie pogłosek albo blurbu) dowiadujemy się, jakie rasy, stworzenia czy inne elementy możemy znaleźć w tym świecie.
A więc, jeśli zakładamy zasadę domniemania mimetyzmu (moje pojęcie - wymyślam ich bardzo dużo XD), z zasady oczekujemy początkowo, że świat ten w perspektywie diegetycznej (wewnątrz dzieła) wytworzył się w wyniku procesów ewolucji. Wyewoluowały różne gatunki, rasy, elementy krajobrazu, kultura itd.
Tylko, skoro uznaliśmy już, że światotwórstwo ma więcej wspólnego z kreacjonizmem, jak wytworzyć wrażenie, że mamy do czynienia z ewolucją.
Pierwsza perspektywa to swoiste wykorzystanie tej zasady domniemania mimetyzmu. Zakładamy, że ewolucja była tam podobna do tego, jak wyglądało to w naszym świecie. To zaś kieruje nas w kierunku takich dziedzin jak chociażby spekulatywna ewolucja. Taką rzecz zrobił chociażby twórca Worldbuilding Corner, który to zaczął tworzyć świat od kompletnych podstaw, by przejść do najbardziej skomplikowanych elementów. Albo raczej od elementów związanych z Wielkim Wybuchem i perspektywą kosmiczną, a na najbardziej podstawowych kończąc. Jego filmy są w takiej kolejności:
- prawa fizyki
- pierwiastki
- planety i gwiazdy
- geografia
- życie na planecie
- biomy (dżungle, sawanny, pustynie, mokradła, biom roślinności twardolistnej, wybrzeża, tajgi i tereny arktyczne)
- stworzenia samoświadome (rasy)
- język
- kultury prehistoryczne
- pismo
- magia
- religia
- metale fantastyczne
- pieniądze
- imperia i monarchia
- wojna
- udomawianie zwierząt
Taka perspektywa jest bardzo kompleksowa i poniekąd zakłada przyczynowo-skutkowość. Skoro planeta Locus jest chłodniejsza od Ziemi, niektórych klimatów będzie mniej a innych więcej, co z kolei zmienia różnorodność gatunków.
Oczywiście, to co zrobił Matthew, może wydawać się zbyt naukowe. Jednak jest to jego sposób. On sam przecież zaznaczył, że to jest światotwórstwo jak najbardziej zgodne z nauką.
A to, że słuchając tego, mam ochotę rzucać piorunami jak jakaś budżetowa wersja Zeusa, to już moje indywidualne odczucia.
Jednak jest w tym coś poprawnego. Najpierw przemyślane zostają elementy ogólne, tak ogólne, że czasami być może nawet się o tym nie myśli, a dopiero później myśli się o elementach bardziej szczególnych, na które mają wpływ te ogólniejsze.
Choć należy zauważyć, że takie myślenie nie wydaje się zbyt intuicyjne, gdy chodzi o chociażby kwestię pochodzenie ludów. Jest to uosobienie stawiania światotwórstwa ponad narracją. Łatwo poświęcić godziny swojego życia na omawianie kwestii tak oczywistych jak istnienie grawitacji.
Co więcej, magia i istoty fantastyczne będą wydawać się mniej magiczne niż zazwyczaj. Bowiem tak się składa, że taki smok musiał jakoś wyewoluować i odruchowo będzie się szło w kierunku ewolucji raczej mniej magicznej. No, bo na którym etapie ewolucji powinna działać magia? Czy magia nadal pozwoliłaby na powstanie ludzi? No, bo przecież trudno sobie wyobrazić, żeby ludzka cywilizacja mogła wykwitnąć w obliczu większych, cierpiących na zgagę kuzynów dinozaurów!
Jednak, jakby się tak zastanowić, dokładnie tak pisałem o lodowych krainach - najpierw ustanawiałem ogólniejszą sytuację (klimat i otoczenia) i następnie rozważałem kwestie bardziej szczegółowe (środowisko naturalne oraz kulturę mieszkańców). A więc jest to bardzo dobra metoda, jeśli chcemy tworzyć kultury w obliczu pewnego determinizmu środowiskowego oraz historię, jako że historia to ciąg przyczynowo-skutkowy.
Jednak ta metoda nie jest jedyną, jeśli chcemy stworzyć wrażenie ewolucji w świecie.
Otóż, możemy omawiać ewolucję w sposób niemalże paleontologiczny. To znaczy wiemy, że sytuacja obecna wygląda w dany sposób i następnie rekonstruujemy przeszłość.
Wiemy, że są elfy? Skąd więc się wzięły elfy? Z czego wyewoluowały? ITD.
To pozwala nam wymyślić, co chcemy, a następnie określić, z czego się to wywodzi. To, jak bardzo się zagłębimy, zależy od nas, bo przecież nawet my nie jesteśmy pewni, jak się wykształciły, na przykład, konkretne rasy ludzkie (o ile chcemy używać tego słowa), a już na pewno nie znamy pełnej listy wszystkich gatunków, które były naszymi przodkami. Wikipedia chociażby kończy rys na nakalipiteku, co i tak jest dość dalekie od typowego australopiteka. A więc możemy pozostać na powiedzeniu, że elfy, tak jak ludzie wykształciły się z małp albo nawet nie mówić nic.
Taka perspektywa jest moim zdaniem bardzo dobra do wymyślania ras i ich kultur, bo zaczynamy od konkretu i następnie go pogłębiamy.
Oczywiście, myślenie ewolucyjne mogą skłaniać nas ku naukowości (która często bywa wrogiem fantastyczności), gdyż z tym właśnie kojarzy nam się ewolucja. Jednak możnaby było stwierdzić, że istniały na przykład żywiołacze formy życia i to z nich powstały chociażby smoki (kazus Warcrafta, który o dziwo jeszcze mi nie zbrzydł Xd). A może elfy pochodzą z innego wymiaru?
Ta... Niemniej nadal czysta ewolucja będzie mogła wydawać się mniej magiczna. Szczególnie, gdy mowa o czystej ewolucji.
Kreacjonizm - wersja nieleniwa
Przejdźmy teraz do kreacjonizmu. Jak mówiłem, kreacjonizm jest podejściem naturalnym dla światotwórcy, gdyż światotwóra tworzy świat z konceptów. Jeśli nie jest się kompletnym masochistą, któremu zależy bardziej na stworzeniu świata niż historii (myślę o tobie, Matthew), nie będziemy tworzyć świata od Wielkiego Wybuchu, tylko stworzymy go takim, jaki ma być w historii. Ewentualnie, trochę jak w przypadku ewolucji, możemy stworzyć historię jakiś czas przed tym, jednak i tak tworzymy raczej stan obecny i wracamy jakiś czas.
I dlatego kreacjonizm, to całe "bóstwo to zrobiło", jest tak dobrym wytrychem w lore. Czemu powstali ludzie? Zostali stworzeni! Czemu powstały elfy? Zostały stworzone! Itd.
Niemniej nie odpowiada to na wiele kwestii. I oczywiście, nie możemy podchodzić do wszystkiego w sposób całkowicie kreacjonistyczny, gdyż chociażby historia to zdecydowana ewolucja.
Co więcej, ktoś mógłby powiedzieć, że perspektywa pełnego kreacjonizmu w dziele fantasy ma potencjał do stania się bardzo nudną. To jeszcze wyższy poziom słabego tłumaczenia niż "czarodziej to zrobił!".
Oczywiście, to jest moje szukanie dziury w całym, jednak taka perspektywa się czasami przydaje.
A mówię to dlatego, że kreacjonistyczna wizja świata fantastycznego może wiązać się z czymś więcej niż tylko wytłumaczeniem, skąd się wzięły dane rzeczy.
Przede wszystkim kreacjonizm wymaga siły wyższej, jakiegoś demiurga, czegoś na tyle potężnego, by móc stworzyć świat. Czasami jest to jedno bóstwo, czasami ich grupa. W niektórych wersjach mitu stworzenia, które znamy z naszego świata, również mówi się o dwójce bogów, zazwyczaj małżeństwie i zarazem rodzeństwie (w innych wersjach, matce i synie), reprezentujących ziemię i niebo. Czasami również w fantasy różni bogowie odpowiadają za różne rasy, jak to się stało na przykład w Belgariadzie, gdzie są:
- Alornowie, ludzie Belara
- Angarakowie, ludzie Toraka
- Arendowie, ludzie Chaldana
- Tolnedranie, ludzie Nedry
- Nyissanie, ludzie Issy
I tu już pojawia się coś ciekawego. Bogowie często bywają kolejnymi postaciami, czasami działającymi zza kulis, zbyt potężnymi, by móc ich użyć w dziele jako aktywnych uczestników historii. Jednak są kimś bardziej namacalnym, z pewnymi motywacjami:
- Co chcieli zrobić, powołując dany element świata do istnienia?
- Czy mają nad nim pełną kontrolę?
- Czy mają jakieś konkretne pragnienia co do swoich tworów?
Kolejnym pytaniem, które warto sobie zadać, to jak zostało wszystko stworzone. Czy to była dosłowne creatio ex nihilo? A może przekształcili pierwotny chaos w materię?
No i czy są w stanie ponownie tak wszystko przekształcić? A może czas budowania świata już minął?
Następne pytania dotyczą już religii. Czy wszystkie istoty wyznają bóstwo, które je stworzyło? A może nie mają aż tak wielkiej wiedzy, by znać swego stwórcę?
I tutaj pojawia się pytanie dotyczące stosunku do bogów. Czy są czczeni zawsze? A może są tacy, którzy się im sprzeciwiają? To może decydować o pewnej optyce, czy konkretne rasy mogą być uznawane za złe, jeśli złym był ich twórca.
A może jakieś inne bóstwo spróbowałoby skłonić twory do czczenia siebie. Może nawet skłonić do myślenia, że to ono je stworzyło, a nie to pierwsze?
Zdecydowanie ciekawym przykładem są tutaj elfy z HoMM V-VII. Są one związane ze Smokiem Ziemi, Sylaną, aczkolwiek część z nich została zwiedziona przez siły Malassy, Smoka Ciemności, i stała się mrocznymi elfami. Choć chyba to nie jest tak, że to Sylana stworzyła elfy... ale wiadomo, o co chodzi!
Ale to również może być coś pokroju demiurga gnostyckiego, który stworzył materię, żeby uwięzić ludzkość. Wiecie, akt stworzenia połączony z aktem zniewolenia.
Ale to także wiąże się z całą tą metaforyką rodzicielstwa i twórców. Czasami wizja demiurga pokrywa się z chrześcijańską wizją dobrego Boga, a osoby sprzeciwiające się mu będą synami marnotrawnymi (chodzi tu o ten paraboliczny archetyp) albo niewdzięcznymi dziećmi. Czasami jednak może to być bardziej gnostycki demiurg, źródło wszelkiego zła, który więzi ludzkość w swoim tworze materii. A czasami może to być postać podobna do rodzica, niewyidealizowanego, robiącego błędy itd. Albo jakiegokolwiek innego typu bóstwa.
To też może otwierać dość ciekawe diegetyczne paralele z sytuacjami, gdy sami bohaterowie coś żywego tworzą. Wszakże, znając biblijną historię stworzenia, bohaterowie w historiach o golemach, robotach czy innych tego typu tworach ludzkich często odwołują się do idei boskiego twórcy.
To także bardzo ciekawie wiąże się z filozoficznymi rozważaniami na temat tworzenia. Czy akt twórczy jest w jakiś sposób arogancki? Czy ludzka twórczość zawsze będzie pomniejsza czy jednak może ubiegać się o choć próbę dorównania bóstwu w akcie twórczym? I co z tego by wynikło?
W każdym razie, kreacjonizm jako opcja w świecie fantasy ma wiele pozytywów. Jest to opcja dla światotwórców bardziej intuicyjna, a do tego o wiele ułatwia sprowadzenie do świata postaci fantastycznych, takich jak smoki.
Ale w tej kreacji jest pewna statyczność. Świat ma zaplanowany porządek na samym jego początku i zmiany mogą wydawać się oddalaniem się od tego pierwowzoru. Do tego mamy uwierzyć, że bóg/bogowie stworzyli tyle różnych dziwnych istot, bo... Czemu? No, bo przecież bez ewolucji wszystko powinno zostać stworzone.
Nie popadajmy w skrajności
Powyższe perspektywy zawierają wizję świata tylko ewolucjonistycznego albo tylko kreacjonistycznego. Rzadko jednak mamy do czynienia całkowicie z jedną albo drugą opcją.
Przede wszystkim, jeśli świat zaczął się od aktu stworzenia, bardzo często te rzeczy stały się swoistym perpetum mobile, raz wprawionym w ruch, już zawsze się poruszającym. Inaczej mówiąc, pewne rzeczy się zmieniają, ewoluują.
Mamy stan pierwotny, tuż po akcie stworzenia, po którym następuje już ewolucja. Oczywiście, przy założeniu, że akt twórczy miał miejsce tylko jeden raz i że nie było w historii żadnych pomniejszych aktów tego typu. Bo mogą one zachodzić również w trakcie historii świata.
Przy okazji również dodać, że w wielu dziełach są istoty, które mogły nadzorować w pewien sposób ten proces ewolucyjny lub na niego nieumyślnie wpływając. Chociażby tytani z WoWa przybyli na Azeroth, stworzyli swoje sługi i nieumyślnie wpłynęli na ewolucję tamtejszych istot (chociażby warto zwrócić uwagę na to, że trolle wyewoluowały w elfy pod wpływem Studni Wieczności). Innymi przykładami takich pradawnych są:
- azathanai z Malazańskiej Księgi umarłych
- inżynierzy z serii Obcy
- pradawni z Warhammera
- sarukhowie, batrachi, aearee, fey i ludzie z D&D
Może ludzie wyewoluowali z małp, które zostały przemienione przez takich arbitrów ewolucji? Takie coś mogłoby nawet tłumaczyć, czemu istnieją elfy i krasnoludy, rasy bardzo podobne do ludzi. Są to inne próby stworzenia inteligentnego życia.
Zresztą, sami ludzie mogliby spróbować stwarzać nowe rasy, jak chociażby orków i zwierzoludzi z HoMM V-VII, wpływając na ewolucję różnych istot już obecnych.
Poza tym, magia również może wpływać na ewolucję: może smoki powstały niczym Godzilla, z jaszczurek, które znalazły się w złym miejscu o złej porze i zostały napromieniowane magiczną energią?
Poniekąd, właśnie w ten sposób powstał Gollum - został spaczony przez Zło Jedynego Pierścienia.
Zresztą, wiedza, jak został stworzony świat niekoniecznie jest potrzebna w dziele. My, jako odbiorcy, którzy być może mieliśmy styczność z Kroniką, wiemy, że warcraftowy wszechświat powstał w dany sposób (ze zderzenia się sił Światłości i Pustki), jednak czy bohaterowie o tym wiedzą? Nie! Nie jest im to potrzebne. Nam, w sumie, również nie było to niezbędne do zrozumienia świata, jednak nam to przedstawiono.
Jednak jako autorzy nie musimy koniecznie mówić wszystkiego. Możemy pozostawić coś tajemnicą... nawet dla nas samych! Naprawdę, jeśli nie chcemy, nie musimy wymyślać wszystkiego!
Nie musimy wymyślać początków istnienia, jeśli nie chcemy. Nie musimy podnosić kwestii, co od czego pochodzi.
Choć zdecydowanie, wytłumaczenie działania świata, choćby nawet ogólne, jest plusem.
Reasumując, można stworzyć świat bardzo ewolucjonistyczny albo bardzo kreacjonistyczny. Obie opcje mają swoje wady i zalety.
Niemniej ciekawą i myślę, że o wiele przyjemniejszą wersją, będzie wymieszanie ich w różnych proporcjach.
A więc jak wy byście to zrobili? Co zostałoby stworzone, a co by wyewoluowało z tego, co już było?
Napiszcie w komentarzu.
Mam nadzieję, że się to wam spodobało. Komentujcie i udostępniajcie, by mój blog się rozwijał.
Do przeczytania!
Komentarze
Prześlij komentarz