Jak by było w matriarchacie? - czyli jak oddać kobietom władzę w fantastyce

 Ohayo! a może Mekong!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu. Dziś chciałbym porozmawiać znów o postaciach kobiet. (Gdy zaczynam pisać tego posta, mam zaplanowane wrzucić wpis o silnych postaciach kobiecych za tydzień, czyli 27 grudnia).

Mianowicie chodzi o matriarchat. Dziś jest to niestety domena głównie fantastyki, gdyż obecnie jest ich w świecie mimetycznym bardzo mało i są otoczone zewsząd patriarchalnymi społeczeństwami. Zresztą, ten matriarchat, o którym mówimy w wypadku tych społeczeństw nie jest tym samym, o którym grzmią feministki. 

Dlatego z matriarchatem spotykamy się głównie w fantastyce! Ale jak o nim pisać? Czy zły matriarchat drowów jest jedynie sposobem na utwierdzenie patriarchalnego statusu quo w odbiorcach, a może ma to jakiś większy sens? No i czemu matriarchat prawdopodobnie nie byłby taki idealny jak niektórzy chcieliby wierzyć?

By się tego dowiedzieć, czytajcie dalej tego posta.

Matriarchat prawdziwy i matriarchat teoretyczny

Zacznijmy od tego, czym miałby być matriarchat. I czym jest matriarchat.
Matriarchat to system społeczny, gdzie władza w rodzinie i społeczeństwie jest dzierżona przez kobiety, zazwyczaj matki. Jako przykład takich matriarchatów możemy wziąć rodzinę Buendiów ze Stu lat samotności Marqueza czy rodzinę Madrigal z Encanto.
Z matriarchatem mogą się wiązać zjawiska matrylinearności (dziedziczenia po przodkach kobiecych) i matrylokalności (nowa rodzina przeprowadza się bliżej rodziny kobiety).
Analogiczne zjawiska to patriarchat (władza ojca w rodzinie), patrylinearność i patrylokalność.
Same w sobie te zjawiska nie są tak bardzo złe. To po prostu systemy porządkowania społeczeństwa.
Problem pojawia się jednak, gdy patriarchat został rozszerzony do całego, globalnego szeregu problematycznych zjawisk, które szkodziły obu płcią, ale stawiały nacisk na wartość mężczyzn.
Matriarchat miał być jego teoretycznym przeciwieństwem, które kładło by nacisk na kobiecość i to ją wartościowało. Teoretycznie, tak jak patriarchat jest uznawany za synonim zła, matriarchat miałby być zbawienny w swoich skutkach... Ale cóż, wiele przykładów z fantastyki nie jest zbyt pozytywnych.

Matriarchat to utopia

I żebyście jeszcze wiedzieli, jak bardzo!
Nie chodzi jednak o to, że matriarchat jest konceptem niemożliwym do zaistnienia, lecz o to, że był - niczym Utopia More'a, Atlantyda Platona czy wyspa Nipu Krasickiego - oddelegowywany w rejony dalekie, zazwyczaj poza zasięgiem normalnego człowieka.
Tak było już od starożytności, gdy Amazonki, synonim matriarchatu, miały żyć... gdzieś. Ważne, że nie żyły w cywilizowanej Grecji.
A więc z matriarchatem było jak z dinozaurami!
W sumie, nawet dziś matriarchat jest egzotyczną ciekawostką, która istnieje na peryferiach naszego świata. Albo poza nim, właśnie w fantastyce.
Oczywiście, są pewne grupy, które próbują wprowadzić namiastki matriarchatu do naszego patriarchalnego/równościowego społeczeństwa, jednak są to zachowania dość marginalne.
A więc łatwo stwierdzić, że nie ma zbyt wielu wzorców na matriarchat, które by można wykorzystać w fantastyce, a przez to autorzy mogą o wiele bardziej popuścić wodzę fantazji.

Rodzaje matriarchatów

TvTropes wyróżniło kilka rodzajów matriarchatów:
  • Przewrót z patriarchatu - czyli odwrócenie sił przedstawionych w znanym nam, opresyjnym patriarchacie, tzn.: mężczyźni są obywatelami drugiej kategorii, a kobiety są klasą rządzącą.
  • Słomiany matriarchat - hipotetyczny przykład matriarchatu, ukazujący kobiety jako niezdolne do rządzenia. Takie matriarchaty były ukazywane przez starożytnych filozofów, żeby ośmieszyć ideę władzy kobiet.
  • Oświecony matriarchat - matriarchat ukazujący kobiety jako te intelektualnie i emocjonalnie lepsze, czerpiący głównie z 2 fali feminizmu.
  • Seksowny matriarchat - matriarchat "w wydaniu BDSM", przedstawiający kobiety jako seksowne i dominujące. Czasami hiperseksualizuje związki lesbijskie.
  • Oryginalny matriarchat - autorska wizja matriarchatu, która nie podpada pod inne kategorie.
  • Matriarchat tylko z nazwy - system nazywany matriarchatem, ale nim nie będący. Przypomina patriarchat albo społeczeństwo egalitarne.
Te pierwsze dwa pokazują negatywy potecjalnego matriarchatu. Ta druga jest zdecydowanie szowinistyczna i dlatego rzadko się ją widuje. Ta pierwsza jednak jest warta więcej uwagi, gdyż wynika z pragnienia egalitarnego, równościowego społeczeństwa, a więc tego ideału, do którego podobnież obecnie się dąży. Matriarchat byłby w takim wypadku po prostu cofnięciem się, tyle że zamiast iść tą samą drogą, wybiera się bliźniaczy tunel.
W ten sposób można by było założyć, że matriarchat byłby mniej więcej tak samo szkodliwy jak patriarchat.
Trzecia opcja to z kolei wizja pozytywnego matriarchatu, który jednak bywa krytykowany z uwagi na swój nacisk na binarność płciową. Taki oświecony matriarchat może nie być zbyt przychylny osobom nieheteronormatywnym, a w szczególności osobom niebinarnym.
Seksowny matriarchat to z kolei wizja matriarchatu stworzona przez mężczyzn fantazjujących o dominujących kobietach. Jeśli moda kobieca w tym matriarchacie przypomina strój domin, to oznacza, że raczej został on wytworzony po to, by faceci mogli sobie pofantazjować. Dlatego ja nazywam to matriarchatem w wydaniu BDSM.

Ale czemu matriarchat miałby mieć rację bytu?

No, oprócz tego, że autor książki powie, że on jest, warto zwrócić uwagę na to, że nawet patriarchat jakoś wspierał się pewnymi dowodami czy to naukowymi, czy religijnymi, czy jeszcze jakimiś innymi. Oczywiście, religię zostawmy na boku, bo nie w każdej mitologii kobieta dokonała grzechu pierworodnego jako pierwsza i zapewne w takiej allotopijnej fantastyce może tego elementu zabraknąć.
Jednak są inne powody, żeby kobiety miały rządzić.

Rola matki

Zacznijmy od kultu płodności. Bardzo często matriarchat jest wiązany właśnie z dominacją kobiety jako matki, tej, która daje życie. To matka rządzi domem, to ona wychowuje dzieci, to ona stanowi tą racjonalną część pary, podczas gdy ojcowie zazwyczaj są tymi wiecznie zajętymi, twardogłowymi wojownikami albo rzemieślnikami.
Taki matriarchat zdecydowanie zbliżałby do siebie osoby w nim żyjące, nie tak jak zachęcający do podboju patriarchat, który zapewne potrzebował okazji, by mężczyźni mogli się wykazać. Być może takie społeczeństwo byłoby w ogóle mniej skłonne do wojen.
Oczywiście, taki matriarchat mocno wciskałby kobietę w tradycyjną rolę, choć w sytuacji tego wymagającej, kobieta mogłaby przyjąć pewne męskie zachowania.
Paradoksalnie, elementy, swoiste prześwity tego ustroju, widać często w dość patriarchalnych dziełach, takich jak 100 lat samotności Marqueza, gdzie pomimo licznych pokazów tego, że mężczyźni z rodu Buendiów nie są miękkimi fajami (skojarzenia mile widziane, a nawet zaplanowane), to Urszula Buendia stoi na straży ogniska domowego.
Innym przykładem są Obfite piersi, pełne biodra Mo Yana, gdzie główny bohater, Jintong, umiał docenić kobiety zarówno jako żywicielki rodziny (pił mleko do okresu dorosłości), jak i osoby zaradne, kierujące wszystkim. A warto zauważyć, że Jintong miał być pierwszym synem w rodzinie Shanguang, na które długo wyczekiwano, który miał przynieść dobrobyt rodzinie... No cóż, to jego siostry były od niego znacznie umiejętniejsze. A wszystko to w mocno szowinistycznych, patriarchalnych Chinach, w których jeszcze trwała rewolucja, która zabiła miliony ludzi. Na zajęciach z literatury doszukiwaliśmy się w tym kulcie matki stałości, stabilizacji, tradycji.
Reasumując, taki matriarchat mocno akcentowałby rolę matki jako żywicielki rodziny, tej która opiekuje się domem, która jest stabilizacją.

Rządy najsilniejszych

Teraz trochę odchodzimy od ludzi na rzecz perspektywy szerszej. Prawdą jest bowiem, że ludzkie kobiety są z zasady słabsze od mężczyzn, gdyż to mężczyźni mają większy poziom hormonów pozwalających na większą masę mięśniową.
To nie jest jednak prawda we wszystkich gatunkach. To samice bowiem są często tymi większymi, silniejszymi i bardziej agresywnymi. Świetnym tego przykładem są pająki, spośród których samice niektórych gatunków są w stanie zjadać samców po tym, jak oni już je zapłodnią. Zresztą, nawet jeśli pajęczyca nie zrobi sobie tortilli z faceta, jej większe rozmiary mogą być dla niej pomocne, gdyż życie samicy potrafi być dla gatunku cenniejsze niż życie samca. W końcu to nie on nosi jajeczka!
Sytuacja umniejszania samcom jeszcze bardziej eskaluje w wypadku niektórych ryb, gdzie na przykład u żabnic samce dosłownie na stałe wczepiają się w ciało samicy, zmieniając się małe guzki.
Zresztą u ssaków również samice potrafią być górą. Przecież to właśnie o matce niedźwiedzicy mówi się jako o tej, która jest zdolna rozwłóczyć kogoś po lesie niczym pewna rudowłosa księżniczka z polskiej fantastyki, jeśli tylko jej jej niedźwiedziątko znalazłoby się w niebezpieczeństwie.
A o tym, że u hien samice mają więcej testosteronu niż samce, a przez to są jeszcze agresywniejsze, już nie wspominajmy.
A więc, jeśli jakaś rasa/jakiś gatunek czerpie z danych zwierząt, całkiem sensownym może okazać się fakt, że ich społeczeństwo byłoby matriarchalne. Co więcej, najprawdopodobniej byłby to matriarchat będący lustrzanym odbiciem patriarchatu z naszego świata. W końcu oba te systemy opierają się na władzy sprawowanej przez silniejszą płeć, tylko że w jednym wypadku są to mężczyźni, a w drugim kobiety.
To, oraz fakt, że Lolth jest demoniczną, egocentryczną ździrą z Otchłani, sprawia, że matriarchat drowów, choć może przesadzony, jest ciekawy. Kobiety drowów są silniejsze od mężczyzn, co można powiązać z pająkami, symbolem Lolth. Do tego demoniczny wpływ ich bogini może sprawiać, że ich społeczeństwo jest pełne zła.
Oczywiście, nie jestem pewien, jak wyglądała sytuacja społeczna najsłynniejszych mężczyzn drowów, Drizzta oraz Jarlaxa, gdyż nie zdołałem jeszcze zdobyć żadnej książki o tym pierwszym, nie mam Dragon Heist, a ten webtoon o córce Drizzta i Cattie-Bie jeszcze nie wyszedł! Niemniej można by było się spodziewać, że czuli się obywatelami drugiej kategorii.

Dziedziczenie

Po matkach dziedziczymy więcej. W wypadku wielu gatunków, w tym ludzi, to kobiety są homozygotyczne, mają dwa chromosomy X, które zawierają w sobie więcej informacji genetycznej niż męski chromosom Y.
A więc większość cech sprzężonych z płcią, takich jak chociażby daltonizm, hemofilia itd., jest dziedziczona po matce.
A więc, jeśli jakaś magiczna cecha jest związana z chromosomem X, kobiety będą tymi, po których ta cecha jest dziedziczona. Choć oczywiście, jeśli w grę wchodzi genetyka, są te słynne krzyżówki, które robiło się na biologii w liceum!
Ale jest część naszej genetyki, która nie podlega krzyżówkom i która jest zawsze dziedziczona po naszych matkach - mitochondria. Tylko kobiecy materiał genetyczny jest w nich zawarty, gdyż mitochondria pochodzą z komórki jajowej. Plemniki też mają mitochondria, lecz nie trafiają one do zygoty, gdyż odpadają razem z ogonkiem w czasie zapłodnienia.
Ogólnie, geny mitochondrialne nie są aż tak ważne, żeby o nich mówić w szkole, ale co jeśli w naszym świecie fantasy, mają one ważną rolę...
O co chodzi? Może właśnie w mitochondriach są geny odpowiedzialne za magię! A więc magia byłaby dziedziczona po matce.
Ogólnie, w kontekście elementów biologicznych, to, że jakieś ewidentnie genetyczne rzeczy byłyby dziedziczone po ojcu, jest głupie! Albo dziedziczy się po obu rodzicach (cechy niesprzężone z płcią), albo tylko po matce (cechy sprzężone z płcią). Albo nie ma się genetyki jak człowiek i to mężczyźni są homozygotyczni!
Albo w grę nie wchodzi genetyka!
Jednak do czego zmierzam? Ten fakt dziedziczenia może być kolejnym elementem konstytuującym to, że kobiety rządzą w społeczeństwie. Dziedziczenie zdolności magicznych różnego rodzaju poprzez kobiety, sprawiając, że mężczyźni mieliby mały (gdyby była to cecha sprzężona z płcią) lub żaden (jeśli gen byłby w mitochondriach) wpływ na magiczne dziedzictwo swoich potomków, może sprawić, że w społeczeństwie będzie większy szacunek właśnie do kobiet.
To również może podkreślać matrylinearność, bo skoro jedna ważna rzecz jest już tak dziedziczona, a więc może i wszystko!
Oczywiście, to wszystko przy założeniu, że magia jest cechą sprzężoną z płcią lub zakodowaną w mitochondriach. No i że w ogóle podlega zasadom genetyki!

Oczywiście, to tylko jedne z usprawiedliwień, czemu niby kobiety miałyby mieć władzę w jakimś fantastycznym społeczeństwie. Jedyne dwa usprawiedliwienia, które nie stanowiłyby jedynie podkreślenia ważności kobiet, to wola sił wyższych (bóstwo tak chciało i otwarcie to powiedziało), a więc pewien autorytet wyższy niż ludzki, oraz argument znaczący wszystko i nic - tak miało być.
Argumentu nie opartego na żadnej racjonalnej logice, czyli "Tak miało być!" nie przeskoczy się!

Jak będzie wyglądać matriarchat? - spekulacje

Matriarchat jako większe zjawisko (typu - cały naród) jest domeną jedynie domysłów, gdyż nie mamy zbytnio przykładów aż tak dużych grup ludzi żyjących w takim systemie. Możemy jednak się domyślać.
W najlepszym wypadku... Faceci po prostu nie będą rządzić. Rola mężczyzn zostanie zmniejszona względem tego, co znamy ze społeczeństwa egalitarnego, stosunkowo nieznacznie. Wszelkie instytucje władzy będą zapełnione kobietami. Wiecie, trochę jak w Barbie, ale jeszcze lepiej.
Prawdopodobnie może zostać zachowany binarny podział na to, co męskie i żeńskie, lecz to te żeńskie elementy byłyby tymi dowartościowanymi. Oczywiście, prawdopodobnie to nie wyleczy mężczyzn z syndromu 3P (perform, provide, protect), a już na pewno nie tego ostatniego, jednak te sytuacje byłyby prawdopodobnie analogiczne do sytuacji kobiet w patriarchacie. Chociaż może dowartościowanie kobiecości wiązałoby się z większą wolnością ekspresji emocjonalnej u mężczyzn itd.
Co nie zmienia faktu, że mężczyźni w takim wypadku mogliby się spotykać z gatekeepingiem, niemożliwością dostępu do pewnych sfer życia. Możliwe, że na przykład w społeczności czarownic mężczyźni nie byliby dopuszczani do nauki magii, nawet jeśli mieliby ku niej predyspozycję. No i oczywiście, prawdopodobnie będzie im wmawiane, że muszą walczyć i poświęcać życie dla kobiet, jeśli przyjdzie taka potrzeba.
Oczywiście, matriarchat może być również problemem dla kobiet, gdyż możliwe, że będzie mocno utwierdzać w podziałach na to, co męskie i żeńskie, podobnie jak patriarchat, co z kolei może spowodować sytuację całkiem podobną jak w Mulan. Tylko że tu ten proceder byłby jeszcze bardziej subwersyjny, porównywalny z męskim crossdressingiem, który z jakiegoś powodu wydaje się czymś dziwnym, podczas gdy kobieta w męskim stroju jest czymś normalnym.
Warto jednak pamiętać, że to co męskie i żeńskie się zmienia, i na przykład mężczyźni 500 lat temu mieli zupełnie inną modę. (Choć i tak uważam, że męska moda wyjściowa nie zmieniła się wiele/wcale od XIX wieku.) A kiedyś tam w Chinach to na mężczyznach spoczywało bycie ideałem piękna, niemalże kobiecego.
A więc zróbcie research i poczytajcie o tym, bo może was zaciekawić i ukazać, że świat jest jeszcze bardziej skomplikowany, niż nam się wydawało.
Jednakże czasami mamy do czynienia z bardziej złymi matriarchatami, wprost agresywnymi w stosunku do mężczyzn, którzy naprawdę w sposób widoczny mogą być obywatelami drugiej kategorii. Tak jest u drowów, choć analizy, które spotkałem, twierdzą, że i tak nie jest tam tak źle.
Drowy-mężczyźni są mniejsi niż kobiety, nie są dopuszczani do kapłaństwa Lolth i podobnież łatwo dla nich o stanie się driderem, co jest potworną karą. Są łatwym mięsem armatnim, gdy coś się dzieje.
Nic więc dziwnego, że Drizzt uciekł, a Jarlaxe spróbował znaleźć swoją drogę na ścieżce pirackiej.
No i oczywiście, jest ten matriarchat w wydaniu sexy... Proszę, nie róbcie tego. A przynajmniej nie, jeśli piszecie coś innego niż erotykę, bo matriarchat BDSM w dziele (nazwijmy to tak) poważniejszym brzmi cringe'owo.

Albo wiecie co? Jeśli chcecie zrobić jakiś poważniejszy przykład matriarchatu, może nie próbujcie zwyczajnie odwracać tego, co znacie, lecz pomyślcie od podstaw!

Lwy - czyli patriarchat, który służy (tylko) samicom

Prawo dżungli jest okrutne i próby przeniesienia go na społeczeństwo istot świadomych wychodzi czasami pokracznie. A więc na koniec chciałbym przedstawić wam mały bonusik.
Lwy żyją w systemie, w którym rządzi samiec, przywódca stada. Czasami samców w stadzie jest kilka, ale co do zasady mówi się o jednym dorosłym samcu. No i w stadzie jest mnóstwo samic.
A więc, gdyby spróbować przenieść ten system na nasze standardy, określilibyśmy go jako raczej patriarchat.
Jednak samiec lwa, choć ma sielskie życie, może szybko zmienić się z króla dżungli (który nawet w dżungli nie żyje) w nędzarza, bo jakiś inny samiec zajmie jego miejsce, a on sam zostanie wyrzucony ze stada. Tak się dzieje po przegranej walce, gdy samiec jest zbyt słaby, by polować, a nawet wtedy, gdy lwiątko po prostu samiec osiąga dorosłość.
Samotny lew często nie potrafi samemu nic upolować, więc... Albo wyrzuci ze stada innego samca albo znajdzie innych facetów w podobnej sytuacji, tworząc z nimi tymczasowe stado, albo umrze.
A samice... Większość samic żyje w tym samym stadzie, w którym się urodziły, a gdy któraś z nich opadnie z sił, inne lwice będą polować i dawać jej jedzenie.
Oczywiście, to wielkie uproszczenie, bo nawet na wikipedii jest to przedstawione jako bardziej zniuansowane.
Zostawiam to jednak jako swoistą kwestię do przemyślenia dla was. Czy takie społeczeństwo, w którym samce są na górze, ale łatwo mogę być z niej strącone przez inne samce, podczas gdy samice mają wsparcie społeczeństwa, jest patriarchatem, matriarchatem czy czymś jeszcze innym? Może warto by było przemyśleć również taki system do zaimplementowania do świata?

Mam nadzieję, że się wam podobał ten wpis. To jest ostatni wpis, który kończę w tym roku (2023)! Choć zapewne zobaczycie go w lutym.
I możliwe, że ten wpis wyjdzie po specialu, który zaplanowałem sobie na chiński Nowy Rok. 
(Tak, wyszedł znacznie później, bo gdyby nie recenzja Hazbin Hotel i wcześniej wspomniały special o Wędrówce na Zachód, wyszedłby dosłownie ostatniego dnia stycznia.)
W każdym razie, napiszcie komentarz i udostępnijcie tego posta, by mój blog się rozwijał.
Pa!

Bibliografia:

Komentarze

Popularne posty