Jak seria może nie być całkowicie oryginalna, ale nadal być dobra? - Kazus Martina Tajemniczego!

 Ohayo! a może Torrington!

Witam w kolejnym wpisie na moim blogu! W zeszłym tygodniu opisywałem jaszczuroludzi i nie mogłem się powstrzymać przed oglądaniem Martina Tajemniczego (Martin Mystery). Jest to kreskówka z mojego dzieciństwa, więc oczywiście, że mam do niej wiele sentymentu.

Jednak już lata temu zorientowałem się, że ta seria nie jest najoryginalniejsza, a niektóre odcinki są wprost zrzynkami z innych dzieł i to widać! To wcale nie oznacza, że ta seria jest zła! Całkowita oryginalność nie jest bowiem aż taką zaletą, jak mogłoby się wydawać!

Dziś więc chciałbym przekonać was, że można ściąganie to nie grzech, jeśli umiesz odpowiednio coś pozmieniać, dodać jakichś ciekawych kontekstów itd.

Czym jest "Martin Tajemniczy"?

Martin Tajemniczy to kanadyjsko-francuski serial animowany od studia Marathon, opowiadający o tytułowym uczniu liceum z internatem w Torrington, który wraz ze swoją przyrodnią siostrą, Dianą, i ich przyjacielem, jaskiniowcem Japą, są agentami tajnej organizacji (Agencji) zajmującej się przeróżnymi paranormalnymi zjawiskami, od obcych do magii i potworów z innych wymiarów (bez umniejszania któremukolwiek, co ja cenię).
Jeśli śmierdzi wam to na kilometr Z Archiwum X albo innym Czynnikiem Psi, nie macie paranoi! To ta formuła! Tylko że Agencja jest bardziej rozwinięta technologicznie i pozwala sobie na teleportowanie swoich agentów na miejsce. Do tego, z uwagi na odbiorców docelowych (dzieci), raczej wszystko zawsze kończy się dobrze, happy endem, i nikt nie ginie na stałe.
Warto również dodać, że Martin Tajemniczy w przeciwieństwie do Z Archiwum X nie posiada głównego wątku, który jest rozwijany niczym tajemnica Kryształowego Zdroju. Odcinki są oparte na schemacie potwora tygodnia, czyli prawie każdy z nich jest zamkniętą całością, do której się zbytnio nie wraca... No, chyba że są odcinki podwójne lub jakiś odcinek zawiera poprzedniego złoczyńcę (pamiętam dwa takie przypadki -  z dżinem i bagiennym potworem). Są oczywiście zmiany w czasie serii i na przykład w końcowym sezonie więcej odcinków dzieje się w samym Torrington, a Billy, mały kosmita, który dotychczas latał na spodku i pomagał drużynie jako technik laboratoryjny, dostał skafander ludzki, który pozwalał mu wędrować sobie normalnie jak człowiek, czyniąc z niego stałego członka drużyny. No i Martin dostał super komputer do wstawienia do pokoju.
Czy jednak jest to coś złego?
Nie. Taka forma może być nawet pomocna, gdyż pozwala na wejście w serię od dowolnego odcinka, niezależnie czy w 1. czy 3. sezonie.
Ale przejdźmy do nieoryginalności...

Wszystko zostało już wymyślone

Martin Tajemniczy znanymi motywami stoi! Jak nie sztampowe potwory, to settingi stare jak kino!
Ale czemu twórcy mieliby się silić na wynajdowania Ameryki w konserwie, skoro tak naprawdę to ryzyko. A powtarzalność jest jednak czymś, co daje nam poczucie komfortu. Lubisz Piątek 13, Uśpiony obóz albo Scooby Doo: Wakacje z duchami? Odcinek Koszmar obozowego lata jest dla ciebie.
A może lubisz To Carpentera? Obejrzyj Złodzieja ciał!
Przez to, że seria nie boi się wykorzystywać znanych scenerii i znanych potworów, sprawia, że możemy doświadczyć ponownie pewnych motywów, które kochamy. Nie bez powodu powstają listy zatytułowane "dzieła podobne do..." albo "jeśli spodobało się to..., to przeczytaj/obejrzyj te dzieła". Taka powtarzalność pozwala nam na odnalezienie się... To właśnie pewna powtarzalność tworzy gatunki! Zresztą, raczej pejoratywne określenie "generyczny" pochodzi od angielskiego/francuskiego słowa "genre" czyli gatunek.
No i nie można powiedzieć, że Martin Tajemniczy jest pierwszym dziełem, które korzysta z takich ściąg.
Podam przykład wyżej wymienionego odcinka Złodziej ciał, który od momentu, gdy zacząłem oglądać Z Archiwum X trochę stracił w moich oczach... Chwilowo.
W tym odcinku Martin, Diana i Japa zostają wysłani na Antarktydę (albo gdzieś do Kanady, jeśli oglądało się wersję kanadyjską, która z uwagi na obecność mamuta ma więcej sensu), gdzie znajduje się jedna z baz Agencji, z którą jednak stracono kontakt. Tam napotykają na psa, którego wpuszczają do środka bazy... Okazuje się, że pies był zarażony pasożytem, który zmienia nosiciela w potwora. Bohaterowie muszą jakoś pokonać pasożyta, który potrafi przeskakiwać z jednego organizmu do drugiego, a to wszystko w pewnej atmosferze niepokoju, kto jest zarażony.
Jeśli sądzicie, że brzmi to podejrzanie podobnie do filmu Carpentera, To, podzielam wasze zdanie. Jest również podobny do finałowego odcinka pierwszego sezonu Czynnika Psi (Pierestrojka) oraz 8. odcinka Z Archiwum X (Lód). Tam również mamy prehistoryczne/kosmiczne pasożyty, nastrój paranoi i stacje badawcze w lodowatych miejscach.
Ale czy to znaczy, że te dzieła są przez to mniej wartościowe, skoro z siebie ściągają? Oczywiście, że nie!
Zakaz zabijania ludzi, którego nie było ani w filmie Carpentera, ani w serialach o agentach FBI, ale był obecny w kreskówce, zmusił twórców do podjęcia pewnych decyzji. Pasożyt nie zabijał swoich ofiar, ale skakał między ich ciałami, jednocześnie ukazując całkiem poważne ich mutacje. Nie mamy tutaj również do czynienia ze słynną sceną z miotaczem ognia, lecz ze swoistym paralizatorem. No i sam pasożyt nie był zbyt zainteresowaniem tym, by zainfekować cały świat (nie wiadomo, czy potrafi kontrolować więcej niż jednego żywiciela), a za to kończy jako potwór, którego bohaterowie pokonują niczym symbionta, który zlazł z Venoma.
Dosłownie!
A więc ten odcinek posiada swój twist na to, co łączy go z innymi dziełami.
Ale są też elementy, które wyróżniają ten odcinek. Przede wszystkim relacje interpersonalne, Martin-Diana oraz Martin-Marvin. O ile bowiem w To mieliśmy wręcz klaustrofobiczne zaznajomienie się postaci, w Z Archiwum X mamy dwójkę agentów FBI i nieznanych im naukowców, a w Czynniku Psi dwie grupy, tu mamy konflikt między rodzeństwem i konflikt między rywalami. Działa to dobrze, bo w tym serialu nie mamy się bać o bohaterów, bo konwencja serialu nie pozwala, by stała im się krzywda. Bardziej martwimy się, jak się to wszystko rozwiąże.
Ale Złodziej ciał nie jest jedynym odcinkiem, który silnie zapożycza z innych dzieł.
Pozwólcie, że wymienię kilka najciekawszych, najbardziej wyraźnych inspiracji:
  • 1x12 - Szkoła czarownic - której początek przypomina mi film Andrew Flemminga, który po polsku nazywa się tak samo.
  • 1x15 - Duch w Blackwater - już sama wikipedia mówi, że ten odcinek inspirował się Lśnieniem, choć moim zdaniem ta inspiracja nie jest tak ewidentna jak w innych wypadkach.
  • 2x3 - Atak szlamowych ludzi - czyli dobrze nam znana Inwazja porywaczy ciał, tylko że grzybowo-szlamowa.
  • 2x7 - Wyspa Zombie - czyli co by było, gdyby w 5 odcinku Nowych Przygód Scooby'ego i Scrapy'ego Doo zombie były prawdziwe. Sam tamten odcinek jest z kolei przeróbką serialu Fantasy Island z lat 70, który możecie kojarzyć również z filmu z 2020, Wyspa Fantazji.
  • 3x2 - Tajemnica miasta nastolatków - czyli Dzieci kukurydzy w epoce Internetu.
  • 3x12 - Dom Upiorów - czyli co by było, gdyby deadite'y z Martwego Zła nie były demonami z piekła rodem, ale miały konkretny cel.
  • 3x22 - Gniew Wenus Muchołapki - toż to, jak nic, Sklepik z Horrorami!
Poza tym mamy tu wszelkie potwory morskie, kosmitów, potwory z bagien, przeklęte przedmioty i inne rzeczy, których wiele!
Myślę, że takie zapożyczenia wcale nie umniejszają dziełu, ale sprawiają, że jest ciekawsze!
Era poszukiwań całkowitej oryginalności, czegoś co jeszcze nigdy nie zaistniało, kończy się. To, że coś czerpie ze schematów już znanych, nie oznacza, że jest złe.

Moi drodzy, my żyjemy w postmodernizmie!


Czego więc bym oczekiwał?
Nie bójmy się wziąć czegoś z jakiegoś dzieła do naszego! Bądźmy tego świadomi! Nasze dzieło może istnieć na schemacie już istniejącym (bo Wiecznie żywy to nic innego jak Romeo i Julia w czasach apokalipsy zombie!), ale pamiętajmy, by dodać coś od siebie. W końcu nie powinniśmy jedynie przepisać jakieś dzieło, lecz po prostu je wykorzystać.
Co powiecie na historię o grupie nastolatków na bezludnej wyspie, bez dorosłych... Czy to Lost? Czy to Gone? Czy to Władca much? Być może, jeśli nadamy temu osobny styl, nadal podkreślając źródło, z którego czerpiemy, nie wyjdzie nam jedynie dzieło, ale wręcz arcydzieło!
Nie bójmy się inspirować, nawet jeśli inspiracja ta miałaby być widoczna z kosmosu! Zróbmy tak, jak chcemy.
Ba! Możemy nawet napisać fanfic, pozmieniać imiona i wydać jako oryginalną książkę!
To się zdarzało!

I na tym was zostawię!
Mam nadzieję, że zachęciłem was do porzucenia obaw przed brakiem oryginalności. Po prostu twórzcie!
Do przeczytania!

Komentarze

Popularne posty