Czy wszystkie mity są prawdziwe? - Podejście do mitów w fantastyce świata pierwotnego

 Ohayo! a może Tempe!

Witam w kolejnym wpisie na moim blogu. Już wyzdrowiałem! Przynajmniej częściowo. Dlatego chciałbym się zająć tematem, który z uwagi na mój licencjat (urban fantasy), jest mi dość bliski. Zresztą, sam pisałem trochę urban fantasy, więc temat ten jest mi jeszcze bliższy.

A o czym mówię?

O tym, jak adaptować mity, legendy i folklor do dzieł fantastyki świata pierwotnego (a więc zgodnie z moją kategoryzacją, chodzi o fantastyki światów typu 2. i 3.)!

O co mi chodzi?

Fantastyka świata pierwotnego różni się od fantastyki świat wtórnego tym, jak podchodzi do znanej nam rzeczywistości. W wypadku fantastyki świata wtórnego ta znana nam rzeczywistość właściwie często mogłaby nie istnieć, bo wydarzenia tu dzieją się albo w allotopiach albo w światach w inny sposób nam obcych. Przez to możemy kreować świat tak, jak nam się to tylko podoba.
Na pytanie "Czemu w tym świecie nie ma mishipeshu?", odpowiedź zabrzmi "Po prostu nie ma, bo autor go nie dodał!".
Jednak w wypadku urban fantasy, fantastyki współczesnej czy historycznej tak się nie dzieje. Niezależnie, czy autor wie o legendach o mishipeshu, wendigo, nure-onnie czy innym babegazi, w tym świecie te legendy będą istnieć.
Czemu? Bo między światem tu przedstawionym, a światem prawdziwym można postawić znak równości! W założeniu, ten świat ma odwzorowywać prawdziwy z tą jednak różnicą, że występują w nim pewne zjawiska fantastyczne, o których istnieniu nie każdy musi wiedzieć!
Oczywiście, można jak Robert Kirkman (autor The Walking Dead) skasować jakieś stworzenie z ludzkiej świadomości, jednak po co? W wypadku Kirkmana chodziło o to, żeby nikt przed rozpoczęciem się apokalipsy zombie, nie wiedział, jak powinno się zachowywać w stosunku żywych trupów! Pełni to ważną rolę w dziele.
Jednocześnie warto zauważyć, że The Walking Dead to nie fantasy, lecz bardziej horror science fiction, a same zombiaki nie tyle okazują się nagle prawdziwe, co po prostu następuje wydarzenie, które doprowadza do znanego w popkulturze zjawiska, jakim jest apokalipsa zombie.
Czym innym jednak są dzieła pokroju Percy'ego Jacksona, Amerykańskich bogów czy Harry'ego Pottera! Tam wiedza kulturowa okazuje się być w pewnym stopniu prawdziwa.
A więc jak podchodzić do różnych mitologii i folklorów w takiej fantastyce?
Jest na to wiele sposobów - zaczynając od uznania wszystkiego za prawdziwe, a na bardziej okrawających kończąc.
Zaczynajmny więc:

Sposób pierwszy: Wszystkie mity są prawdziwe


Wszystkie mity są prawdziwe to motyw, który tłumaczy się sam przez siebie.
Każda legenda, mit, podanie... To wszystko jest prawdziwe i istnieje jako autonomiczne systemy. A przynajmniej tak się wydaje. W rzeczywistości motyw ten jest bardzo problematyczny z tego powodu. Czemu?
Mity nie zostały spisane w jednolite wersje! Spójrzcie na mitologię Parandowskiego i to, ile wersji jednego mitu się tam pojawia. A teraz porównajcie to z wersjami mitów spisanymi przez innych autorów! I wtedy zachodzi pytanie: czyim synem był Tezeusz, Egeusza czy Posejdona? Czy Likaon został zmieniony w wilka za karę przez Zuesa czy jednak przez Dionizosa po to, żeby uratować go?
Autor musi więc wybrać, którą wersję danego mitu będzie traktować jako prawdziwą.
Jednak to nie wewnątrz jednej mitologii ten model staje się ciekawy, lecz w zetknięciu się różnych mitologii.
Na przykład w świecie wykreowanym przez Ricka Riordana mitologie grecka, rzymska, egipska i nordycka okazują się prawdziwe. Sam Percy jest greckim półbogiem, który odwiedził obóz rzymskich herosów, miał do czynienia z Carterem Kanem, egipskich czarownikiem, i pomagał kuzynowi swojej dziewczyny, który jest półbogiem nordyckim.
Wszystkie te mitologie jakoś ze sobą koegzystują.
Podobnie zresztą jak w Marvelu, gdzie istnieje oczywiście mitologia nordycka (Thor, Odyn, Loki itd.), jednak są też postaci z mitów greckich oraz innych.
Pozostaje jednak jedno pytanie: Jak zrobić, żeby te mitologie mogły współistnieć? Bo, jak się okazuje, mitologie bywają wobec siebie sprzeczne. Inaczej będzie wyglądało stworzenie świata według Słowian, Egipcjan czy Greków! Wszystkie trzy wersje nie mogą być prawdziwe, o ile którakolwiek z nich jest prawdziwa!
Podobnie dzieje się z innymi mitami o stworzeniu różnych istot, w tym ludzi.
Są pewne sposoby, żeby to jakoś ogarnąć, jednak odbierają one ciekawość tym mitom. Na przykład w Kronikach Żelaznego Druida okazuje się, że to nie bogowie stworzyli ludzi, lecz ludzie stworzyli bogów, co sugeruje teorię, że świat i ludzkość stworzyły się bez niczyjej pomocy.
Z kolei w Nie z tego świata okazuje się, że tak naprawdę za wszystkie pogańskie bóstwa odpowiada Chuck. Wiadomo, przedstawienie Boga w tym serialu woła o pomstę do Niebios, jednak to, jak rozwiązano fakt, że istnieją różne pogańskie bóstwa i postaci mocno związane z judeochrześcijańską religią, brzmi całkiem sensownie. Po prostu za wszystko odpowiada ta sama osoba!
To jednak już trochę przestaje być wtedy motyw "Wszystkie mity są prawdziwe".
Oczywiście, nie zawsze trzeba tłumaczyć pochodzenie bytu w dziele, więc jeśli nie zapędzicie się

Sposób drugi: Miejscowość legend


Jest to pewnego rodzaju bardziej ustrukturyzowana wersja wcześniejszego dzieła.
Chodzi o sytuację, gdy bóstwa olimpijskie rezydują w Grecji, słowiańskie demony na Słowiańszczyźnei itd. Brzmi to całkiem sensownie i tłumaczy, czemu te elementy się nie mieszały ze sobą w przeszłości. Po prostu te stworzenia/istoty/podania nie mogą działać poza swoim terytorium...
I tu pojawia się kilka wersji.
Jedna, chyba popularniejsza, traktuje elementy tych mitologii jako coś, co ludzie przywożą za sobą. Mitologia grecka może w ten sposób docierać i oddziaływać na tereny dawnych wikingów albo plemiona algonkińskie. W ten sposób mamy mitologiczny proces mieszania się kultur i ich mitów, tak jak to się dzieje w kulturze naprawdę.
W efekcie, we współczesnym, wielokulturowym świecie, takie wyjście jest niemal nieodróżnialne od zwykłego "Wszystkie mity są prawdziwe". Jedyną różnicą jest konieczność obecności przedstawicieli danej kultury jako jej swoistych nosicieli, żeby w jakiś sposób daną mitologię, albo ich tereny.

Niemniej jest też druga wizja tego, wprost sprzeciwiająca się kolonizacyjnym ruchom i narzucaniu podbitym kulturom swojej kultury i mitów. Wtedy mitologie mają swoje granice, których nigdy nie przekraczają. Tak się dzieje chociażby w cyklu o Powierniku Franciszka Piątkowskiego, gdzie pomimo chrystianizacji rejonów, to mity słowiańskie tak naprawdę rządzą Słowiańszczyzną.
Z jednej strony ma to sens jako ten sprzeciw wobec różnym ruchom kolonizacji i przekształceń, ale... No właśnie, kultura się przekształca i jej granice nie są stałe. Słyszeliście o czymś takim, jak wielka wędrówka ludów? Albo może słyszeliście, że Celtowie żyli na terenach od Wysp Brytyjskich aż po tereny współczesnej Turcji! Albo, co wydaje się dość oczywiste, że greko-romańskie tereny Bizancjum zostały podbite przez muzułmański lud, któremu etnicznie było blisko do Mongołów?
Czy chcecie mi powiedzieć, że Romowie, który opuścili swoje rodzime strony (Subkontynent Indyjski), mieliby nie mieć mitologicznego wpływu w Europie z tego powodu?
Albo czy voodoo na Haiti mogłoby mieć realne oddziaływanie (chodzi o prawdziwość mitów, a nie tylko oddziaływanie kulturowe), skoro rdzenni Haitańczycy wymarli, a ich miejsce zajęli niewolnicy przywiezieni z Afryki przez Francuzów? A co z voodoo luizjańskim?
Oczywiście, to, że mity słowiańskie będą szczególnie ważne na terenach Słowiańszczyzny, wydaje się oczywiste, jednak stawianie granic terytorialnych, w których tylko jedna mitologia może działać, wydaje się dziwne, biorąc pod uwagę jak wielokulturowe jest współczesne społeczeństwo.
Co oczywiście nie oznacza, że pomysł Franciszka Piątkowskiego (autora Powiernika) jest zły. Po prostu bym go odradzał takie podejście, jeśli chcielibyście jakoś unaoczniać istnienie innych kultur i innych mitologii.

Sposób trzeci: Tylko jedna mitologia jest prawdziwa


Coś innego. Takie mówienie, że tylko jedna z wielu mitologii okazuje się w tym dziele prawdziwa. To pozwala nam mocniej zagłębić się w te mity i stworzyć świat spójniejszy, bo nie rozerwany przez fakt, że pięćset różnych kultur ma rację i te racje są sobie sprzeczne.
W ten sposób działa (chyba) wiele książek z imprintu Riordan poleca. Właściwie, do pewnego momentu sam Percy Jackson takie coś przedstawiał, zanim jeszcze pojawiły się Kroniki Rodu Kane, Magnus Chase i te wszystkie opowieści o Rzymianach.
Budowa tego jest prosta - korzystamy z jednego systemu mitów i podań. Z uwagi na to, że nie wszystkie mity są tu prawdziwe, o wiele łatwiej odsiać nam to, co uznamy za nieprawdziwe, od tego, co za fakty uznamy.
To ma jednak jedną wadę, szczególnie dla mnie, czyli osoby mającej światotwórcze ADHD (trudno mi się skupić, by czerpać z jednej mitologii). Chodzi bowiem o to, że się ograniczamy tylko do jednej mitologii, jednej kultury itd.
Ja nie umiem się ograniczać!

Sposób czwarty: Spójna wersja autora


Ostatnim sposobem jest to, żeby stwierdzić, że część mitów jest prawdą, część nie, a o części w żadnej mitologii nie powiedziano. To kładzie większy nacisk na inwencję twórczą samego autora.
Nikt bowiem nie powie, że Świat Czarodziejów J.K. Rowling jest oparty na jakiejś konkretnej mitologii, podobnie jak świat Nocnych Łowców Cassandry Clare, choć w obu możemy widzieć wyraźne inspiracje kolejno folklorem brytyjskim i biblijnym. Niemniej nie możemy powiedzieć, że autorki są stuprocentowo wierne tym podaniom/mitologiom. One wykorzystują te mitologie (oraz inne) do budowania swoich światów.
Umożliwia to stworzenie spójnej wizji świata, gdzie elementy z różnych mitologii są sprowadzone do jakiegoś wspólnego mianownika, a przez to o wiele łatwiej porównywalne. Na przykład, w świecie Nocnych Łowców mamy wiele różnych odmian wróżek z całego świata: chińskie fenghuangi, greko-romańskie satyry itd. To wszystko w tym świecie są wróżki, co sprawia, że ta mnogość może być łatwo ogarnięta jako swoiste regionalne wersje.
Podobnie można powiedzieć o świecie wykreowanym przez J.K. Rowling - czarodzieje są wszędzie i możemy zaobserwować dość podobne praktyki wśród nich...
Tylko że tu pojawia się problem! Ten sposób tworzenia świata zachęca do swoistego zawłaszczania i ujednoznaczniania, co czasami może umknąć, a czasami bije w oczy. Na przykład, sprawa animagów wśród Rdzennych Amerykanów w dziełach J.K. Rowling, która zaprezentowała ich jako ofiary mugolskich uprzedzeń. Oczywiście, Rowling nie wzięła pod uwagę specyfiki konkretnej kultury, z której zaczerpnęła to, ani tego, że Rdzenni Amerykanie to nie monolit. Yee Naldlooshi (bo o to chodziło) są złymi czarownikami, antytezą kultury Nawaho, i robienie z nich biednych ofiar mugolskich prześladowań wydaje się nieadekwatne. To tak, jakby z Gilesa Garniera (postaci zresztą dość podobnej do skinwalkera), zrobić biedną, skrzywdzoną istotkę! Nie mówiąc już o tym, że potraktowano skinwalkery jako zjawisko na całym kontynencie, a nie tylko w jednej kulturze.
Oczywiście, to jeden fatalny przypadek, który wynika z niewiedzy autorki (oby!) i być może nawet jej ignorancji.
Jeśli będziecie robić dobry research i zastanawiać się, jak przedstawiać różne elementy, żeby nie tylko nie obrażać innych kultur, ale i wyciągać z nich to, co najlepsze. W ten sposób zamiast kulturowego zawłaszczenia albo kulturowej dominacji, uwidacznia się pewna komparatystyka.
Nie zawsze kultura dla autora rdzenna musi się okazywać tą, która ma rację. Czasami bowiem to, co jest przedstawione w innej kulturze czy mitologii, jest tym, czego się szuka! Bo czy naprawdę nie można zrobić z wszystkich wampirów istot takich jak wetala - demonów opętujących zwłoki?
To może tworzyć też ciekawe powiązania między, w innym wypadku zupełnie niepowiązanymi ze sobą, istotami, takimi jak słowiańskie żmije i chińscy smoczy cesarzowie. Może to przedstawiciele tego samego gatunku? Albo podobnego?
Z kolei historie o postaciach, które trafiły do dziwnej krainy, gdzie czas płynął inaczej możemy znaleźć zarówno w europejskim folklorze dotyczącym wróżek, jak i japońskiej baśni o Urashimie, który spędził u smoczego cesarza kilkaset lat. To można jakoś połączyć.
W efekcie powstaje ciekawa wizja świata, która ma w sobie coś więcej niż tylko odpowiedź na pytanie, co by było gdyby mity były prawdziwe! To jest wtedy bardziej świat wykreowany przez autora niż świat mitów. Przy okazji nie zmusza nas do odpowiadania na pytanie, jak powstał świat, skoro 500 sprzecznych ze sobą wersji jego stworzenia ma być prawdziwych.
I do pewnego stopnia to może łączyć wcześniej wymieniane wersje: wiele mitów okazuje się prawdą, niektóre elementy były związane z danymi kulturami, ale tak naprawdę to w sumie najprawdziwszy jest ten system kulturowo-religijny itd.
Oczywiście, należy się wystrzegać zagrożeń zawłaszczania kulturowego, jednak sam koncept nie jest taki kompletnie zły.
No i może to zostać użyte w sytuacji, gdy naprawdę odchodzi się od znanych nam mitów (np.: w Luonto, gdzie chyba nie ma konkretnych mitów, lecz są wymyślone przez autorkę homanile).

Oczywiście, czasami te modele są do siebie bardzo podobne i o siebie zahaczają. Na przykład greccy bogowie w książkach o Percym Jacksonie przybyli do Ameryki wraz z kulturą europejską, podobnie jak bogowie egipscy czy nordyccy.
Z kolei, jeśli akcja dzieje się tylko w jednym miejscu i nie ma wstawek spoza tamtejszej mitologii, jak można odróżnić dzieło, w którym działa tylko jedna mitologia od tego, w którym mitologie mają geograficzne ograniczenia?
A do tego jest kazus Nie z tego świata. Niby wszystkie mitologie tam okazują się prawdziwe, ale... Za wszystko i tak odpowiada Chuck. To on odpowiada za wszystko, a inne mitologie i ich zgodność z rzeczywistością to niejako złudzenia innych bóstw.
No i oczywiście nie możemy zapomnieć o tym, że tak czy siak, zawsze autor próbuje uspójnić swój świat, dodając trochę swojej inwencji, więc to nie jest tak, że inne sposoby podejścia to po prostu "Wszystko to prawda!" i nie robienie z tym niczego.

Mam nadzieję, że się to wam podobało i coś z tego wyciągnęliście. Zostawcie komentarz i udostępnijcie tego posta, by mój blog się rozwijał!

Do przeczytania!

Komentarze

Popularne posty