Czemu lepsze mecze są w anime? - czyli o sporcie i jego reprezentacji

 Ohayo! a może Brasilia!

Witam was po raz kolejny na moim blogu, gdzie zajmuję się kulturą. Dziś chciałbym poruszyć temat wyjątkowo nie związany z fantastyką, a z podejściem do sportu.

Otóż nie jestem osobą, która lubi sport. (Ci, którzy mnie znają, mogą nawet powiedzieć, to widać Xd). Pamiętam, że gdy w czasach, gdy chodziłem gimnazjum, byłem jedyną osobą w klasie, która nie oglądała meczu, w którym Polacy wygrali chyba puchar świata w siatkówce. Czemu? Bo mnie to nie obchodziło.

Nigdy zresztą nie rozumiałem, czemu ludzie mają kibicować grupie nieznanych im ludzi albo, w trochę lepszym wypadku, celebrytów, tylko dlatego, że to drużyna narodowa albo coś w tym stylu. Bo nie można zapomnieć, że wśród kibiców znajdują się również kibice niedzielni, którzy nie ogarniają tych wszystkich osób i oglądają mecze tylko, gdy dzieje się coś ważnego.

Co nie oznacza, że nie obchodzi mnie kibicowanie! Kibicuję Karasuno, Supa Strikas i drużynie liceum Seirin. Tak, to fikcyjne drużyny, ale nie uważam, że kibicowanie im jest czymś gorszym niż kibicowanie Bayernowi Monachium czy innemu, prawdziwemu klubowi sportowemu.

I w tym wpisie powiem, dlaczego.

Sport a aktywność fizyczna

Jeśli tak jak ja jesteście fanami Krzysztofa M. Maja, wykładowcy na AGH, badacza fantastyki i ludologa, który zasłynął na YT swoją serią "Dla każdego coś przykrego", wiecie do czego zmierzam.
Sport to nie aktywność fizyczna! Sport to nie zdrowie! Jeśli jesteś sportowcem, prawdopodobnie wykańczasz swój organizm niezdrowym trybem życia! Choć i tak twój styl życia będzie idealizowany.
Co nie oznacza, że aktywność fizyczna nie jest ważna. Przejdź się dwa przystanki, idź na siłownię, puść muzykę i tańcz!
Ale, jak zauważa propagator pojęcia allotopii, z jakiegoś powodu jesteśmy uczeni, by interesować się sportem, tym przemysłem skupionym na niezdrowej rywalizacji. Być może nazywanie wychowania fizycznego wychowaniem sportowym ma sens, gdyż jednak dużo czasu poświęca się tam graniu w koszykówkę, siatkówkę czy piłkę nożną, choć u mnie w liceum była również gimnastyka. W gimnazjum mielibyśmy nawet siłownię!
Jednak z WF-em kojarzy się głównie ten sport.
A ze sportem w dorosłym życiu kojarzą się jednak mecze profesjonalne. Większość ludzi w czasie tych meczy nie uprawia sportu, nie ma aktywności fizycznej. Wizja meczu to wizja siedzenia przed telewizorem z piwem i jakąś przegryzką. Ewentualnie, jest to spotkanie ze znajomymi w jakimś pubie, gdzie też pije się piwo i ogląda mecz na dużym telewizorze.


Czy nie lepiej byłoby samemu iść z tymi znajomymi na murawę i zagrać mecz? To byłaby wtedy jakaś aktywność fizyczna!
Jednak ktoś mógłby powiedzieć to samo o jednak pokrewnym zjawisku - grach i gameplayach. Czemu potrafię przesiedzieć kilka godzin oglądając gameplay z Diablo 4? Czemu sam nie kupię Wrót Baldura 3 i w nie nie zagram?
Odpowiedzi: Nie wiem, czy mi sprzęt pociągnie, a do tego Baldur's Gate 3 kosztuje tak dużo, że mógłbym za tyle forsy obejrzeć wszystko, co jest obecnie w kinie, i jeszcze mi by zostało!
No i co mają te gry, czego nie mają gry, które są określane jako e-sportowe? Narrację jako ważny ich element! Czy MtG ma w sobie narrację w czasie gry? Czy LoL ma ścieżkę fabularną? Nie! Tu fabuła istnieje obok, a najważniejsza jest sama pętla rozgrywki! I dlatego z tych gier nie oglądam gameplayi! Czemu mam patrzeć, jak ktoś inny gra, skoro ja mogę zrobić to samo i samemu cieszyć się z rozgrywki? No i te gry są darmowe! Jeśli gramy w MtG Arena możemy zdobyć wszystkie karty nie wydając na nie ani grosza!
Czemu mam oglądać rozgrywkę, skoro mogę samemu zagrać?
Z kolei właśnie BG3 ma narrację, którą mogę doświadczać nawet nie będąc jej aktywnym uczestnikiem. W końcu robię to samo, gdy oglądam filmy i seriale, czytam książki i komiksy.
Jednak powróćmy do normalnego sportu. Musimy bowiem powiedzieć w końcu, że oglądanie zmagań sportowych nie ma nic wspólnego z rzekomo szlachetnym celem sportu.
A więc oglądanie meczu, niezależnie, czy na stadionie czy w telewizji, z prawdziwymi osobami czy wykreowanymi przez autora, jest w sumie tym samym.
A jednak wciąż uważam, że sport w anime, kreskówkach, serialach i filmach jest lepszy. Czas powiedzieć, czemu.

Panie Lewandowski, ja Pana nie znam!

Jak wcześniej powiedziałem, są osoby, które interesują się sportem raz na ruski rok! Nie znają tych wszystkich sportowców. Ja sam pamiętam z polskich piłkarzy tylko Roberta Lewandowskiego, a to dlatego, że jest celebrytą, o którym inni często mówią.
Ale czy mogę powiedzieć, że go znam?
Jak mówiłem, jest celebrytą. Widzę go w reklamach, jednak nie znam jego osoby ani motywacji. Jedyne, co znam, to jego pobieżny wizerunek, który jest zapewne wykreowany, mniej lub bardziej podkoloryzowany. Tak, widzę jak reklamuje rozwój sportowo-kulturalny z Lotto, telefony z T-mobile czy Oshee (znane wśród moich znajomych jako mana).
Jednak nie znam go jako osoby! Nie wiem, czy napisał jakąś książkę autobiograficzną albo coś w tym stylu.
Co innego jest jednak w wypadku Shakera ze Supa Strikas. Jako widz serialu obserwuję jego życie na boisku i poza nim. Znam go osobiście.
Podobnie mogę powiedzieć Hinacie Shoyo, głównym bohaterze Haikyuu!. Znam go, jego problemy i motywacje. Widzę jego rozwój jako osoby!
To samo z Kagamim Taigą z Kuroko no Basket, z Haruką Nanase z Free! i innymi tego typu bohaterami.
Jako osobę, która nie interesuje się tak sportem, ważne są dla mnie te elementy, które są poza boiskiem. Nie czuję się, jakbym oglądał mecz, w którym grają nieznani mi ludzie, lecz jakby osoby grające, były moimi przyjaciółmi.
Zresztą, postaci fikcyjne wydają się nam bardziej realistyczne niż te prawdziwe. Umberto Eco w On ontology of fictional characters porównywał postaci historyczne i fikcyjne, jednak postaci historyczne również kiedyś były rzeczywistymi postaciami żyjącymi w teraźniejszości. Postaci prawdziwe są podatne na zmiany wizerunku na wskutek nowych informacji. Zawsze może się coś nowego pojawić, co sprawia, że postaci żyjące obecnie są jeszcze mniej pewne niż te historyczne, bo może pojawić się informacja o ich nowym przedsięwzięciu. W wypadku postaci fikcyjnych, szczególnie w seriach już ukończonych, jest o to trudniej. Są tacy, jakimi ich znamy i nie mogą okazać się inni.
Dlatego możemy im zaufać bardziej niż osobą prawdziwym.
(Tak, rozumiem, że te postaci są fikcyjne. Tłumaczę jednak, czemu moim zdaniem odbiór rozgrywek sportowych jest tutaj bardziej wciągający niż w prawdziwym życiu.)
Oczywiście, gdybym miał przyjaciół, którzy uprawiają sport namiętnie, być może chodziłbym na ich mecze czy inne zawody. Ale robiłbym to dla nich!
Niemniej, muszę również zrozumieć osoby, które interesują się samym sportem i nie obchodzi ich tak bardzo, kto gra. Na to odpowiedzi nie mam. W końcu, co miałbym powiedzieć? Żeby przestali się cieszyć swoją pasją, bo uczestniczą w przemyśle celebrytów? To chyba byłaby pewna przesada!
Nie będę tym facetem z memów, który krzyczy "Quit having fun!".

Obalmy mit szlachetnego sportu!

Jest jednak jedna rzecz, którą należy skrytykować. Sport jest bowiem przedstawiany często bardzo idealistycznie, jednak, jak już powiedziałem, tak naprawdę sport jest bardzo niezdrowy. Zarówno dla ciała, jak i umysłu!
Sport wykańcza ciało, które ma pewną wytrzymałość, a sportowcy ciągle ją przesuwają. Nie bez powodu większość sportowców szybko przechodzi na emeryturę stosunkowo młodo. 40 lat to już wiek emerytalny (dla studenta może wydawać się to wiele, ale w sumie, 40 lat to wcale nie tak dużo). Wszystko dlatego, że sport wymaga niesamowitej sprawności fizycznej, która szybko może się skończyć, chociażby ze względu na uraz czy inne problemy.
Sport wykańcza również umysł. Ta rywalizacje jest chora i wykańczająca. Ciągle musisz być najlepszy, bo jak nie...
No i jest jeszcze ten mit drużyny sportowej, pełnej braterstwa, która się nawzajem wspiera. Może tak być w liceum, ale w profesjonalnym sporcie już nie. Tu dosłownie jest się produktem, który drużyna kupuje.
A przykład Messiego, który chciał naprawdę mocno zostać w starym klubie (FC Barcelona), a i tak nie mógł, bo klubu nie było na niego stać, jest tylko potwierdzeniem tej smutnej prawdy i zburzeniem tego mitu.
Jednak spójrzmy na to z punktu widzenia tekstów kultury.
Jakie dzieła opowiadają o sporcie? Większość z nich to historie o drużynach młodzieżowych albo o samotnych sportowcach-underdogach, którzy wybijają się na szczyt pomimo jakichś problemów. Rzadko kiedy mamy do czynienia z historią o drużynie dorosłych, która reprezentowałaby to rzekome braterstwo klubu sportowego. Bo, niestety, ale profesjonalny sport nie jest wcale tak idealny i piękny, jak nam się wydaje. Już pomijając to, że zdarzają się afery dopingowe, sport to doprowadzanie swojego organizmu na skraj wytrzymałości i ciągła rywalizacja.
A więc czemu więc nie moglibyśmy jako twórcy czegoś z tym zrobić? Czemu nie moglibyśmy powiedzieć głośno: "To nie jest ten sport, który chcemy promować!"? A może ogólnie zrezygnujmy z myślenia sportowego na rzecz myślenia o aktywności fizycznej?
Czemu bohaterowie muszą myśleć o wygranej? Czemu nie mogą czerpać z tego wszystkiego po prostu rozrywki? Czemu nie mogą myśleć, żeby dać z siebie wszystko, ale bez takiego nacisku na sukces? Bo sukcesem nie jest zdobycie lepszego wyniku, ale to, jak się czują!
Ale ktoś mógłby się zapytać, czy to by miało sens! W końcu rywalizacja jest wpisana w sport. Moją główną aktywnością fizyczną jest taniec, a więc dziedzina raczej mało kompetytywna, ale typowe sporty - piłka nożna, siatkówka, koszykówka - opierają się na istnieniu wygranych i przegranych.
No, cóż...
Ma sens!
Grałem w LoLa, gram w MtG, w Hearthstone'a, a nawet kiedyś brałem udział w turnieju Mortal Kombat! Kurczę! Ja to robiłem dla zabawy, a nie jakiegoś durnego wyniku. Szczególnie w MtG czuję, że mam wywalone na wynik meczu, o ile będę się czuł, że dałem z siebie wszystko! Te same problemy w sposobie myślenia są obecne zarówno w sporcie tradycyjnym, jak i e-sporcie, więc uważam, że moje świadectwo z gier komputerowych, które są używane w rozgrywkach esportowych, jest tutaj właściwe.
Jeśli w rozgrywce nie ma wielkiej stawki, np.: losu klubu albo czyjegoś życia, nie widzę powodu, by bohaterowi tak bardzo zależało na wygranej. Wygra się albo i nie.
Oczywiście, czasami taka stawka jest, co szczególnie widać w wypadku dzieł wprowadzających elementy fantastyczne, gdzie na przykład mecz piłki nożnej potrafi zadecydować o losach Ziemi. Jednak to jest już za wiele jak na normalne dzieło.
Są również sztuki walki, które czasami mają elementy sportowe, ale również i nie. Sztuki walki bowiem, jak sama nazwa wskazuje, nie powstały dla zabawy, lecz w celu walki i samoobrony. Dzieła skupiające się na sztukach walki często właśnie mają też te wysokie stawki, choć są też takie dzieła, w których stawka jest na poziomie sportowym. Co by się stało, gdyby Daniel nie wygrał z Johnnym w Karate Kid? Albo gdyby Johnny zbuntował się przeciwko swojemu senseiowi? Może to nawet miałoby lepsze przesłanie, uczące o prawdziwym sportowym zachowaniu, prawdziwym fair play, zamiast przesadnym waloryzowaniu wygranej?
A więc moja rada jest prosta: jeśli zechcecie napisać coś o sporcie, nie dajcie sobie wmówić, że wygrana i rywalizacja są najważniejsze. Sprzeciwcie się temu, jak wygląda sport! I pokażcie prawdziwe wartości, które kryją się w tych zjawiskach - zabawę, aktywność i przyjaźń.

Może i ktoś wygra pojedynczą rozgrywkę, ale nikt nie wygra wojny, bo jej nie będzie!

Mam nadzieję, że mój wpis naświetlił moje kontrowersyjne spojrzenie na sport i przekonał was, że może warto spojrzeć na to inaczej. Oczywiście, mam również nadzieję, że w ten sposób nikogo nie obraziłem, choć na razie nie mam pojęcia, co mogłoby tu kogoś obrazić.

A więc trzymajcie się!
Pa!

Komentarze

Popularne posty