Czemu wasz antagonista powinien być jak "akwarelista"? - Ale fantastyczna historia!#1

Ohayo! a może Berlin! Zapraszam was na mój nowy wpis na blogu.
Na samym wstępie, pragnę powiedzieć, że ten wpis może być kontrowersyjny ze względu na odwołanie do pewnej postaci, które będzie mi towarzyszyć przez cały ten wpis. Pragnę zaznaczyć, że nie popieram ani nie promuję żadnego ustroju totalitarnego.
Ostrzegam także, że w dalszej części tego wpisu z pewnością pojawią się spoilery dotyczące "Harrego Pottera" i książek ze Świata Nocnych Łowców, a także kilku innych tekstów kultury.
A teraz, idziemy z kontentem!
Obrazek Voldemorta - "Harry Potter i Czara Ognia" (2005) reż. M. Newell
Obrazki Valentine'a Morgensterna i Zary Dearborn - C. Jean, postacie należą do C. Clare
Czy pisząc waszą książkę, scenariusz lub tworząc jakikolwiek inny tekst kultury, mieliście kiedykolwiek problemy ze stworzeniem antagonisty? Dzisiaj postaram się wam pomóc z tym problemem poprzez odniesienie się do pewnej niesławnej postaci historycznej!
Ale najpierw małe info dotyczące tej serii!
Otóż historia kołem się toczy i w ogóle. W fantastyce bardzo często uświadczymy nawiązań do historii z naszego świata, czy to poprzez analogiczne sytuacje, podobne zachowania lub nazwy. W mojej nowej serii wpisów, "Ale fantastyczna historia!", zamierzam trochę pomóc wam się zainspirować historią, a także porozmawiać o tym, jak ten motyw wykorzystano w znanych mi już tekstach kultury.
A więc, jakie cechy powinien mieć każdy dobry (to znaczy zły!) antagonista? Taki kliszowy wielki zły jest charyzmatycznym, niezważającym na używane środki psychopatą, który zabija ludzi wszędzie, gdzie się uda.
W historii XX wieku mieliśmy już taką postać, czyli "niesławnego akwarelistę", Adolfa H., który był odpowiedzialny za Drugą Światową. Nie podam jego pełnego nazwiska, a będę używać jedynie określenia "niesławny akwarelista", gdyż wszyscy wiedzą doskonale, o kogo chodzi, a obawiam się, że mogłoby to jeszcze bardziej przyciąć moje zasięgi (chociaż w sumie, nie ma już czego przycinać).
Tak, w wielu tekstach kultury antagoniści są właśnie z kopią "akwarelisty"! To charyzmatyczni fanatycy jakiejś ideologii, którzy przeinaczyli biblijne "Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami." na "Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam"! Zwykle mają w zwyczaju pogardzać jakąś grupą etniczną, tak samo jak "akwarelista" pogardzał ludnością żydowską.
Jedną z takich postaci, jest oczywiście Lord Voldemort z serii książek J.K. Rowling. Posiadał on na serio mnóstwo cech, które łączyły go z H., zarówno dosłownie, jak i przy pomocy analogicznych zdarzeń.
"W szkole zgromadził wokół siebie grupkę oddanych przyjaciół. Tak ich nazywam, bo brak mi lepszego słowa, choć jak już mówiłem, nie ulegało wątpliwości, że Riddle nie darzy ich ciepłym żadnym uczuciem. Ta grupa cieszyła się w zamku dość ponurą sławą. Dziwna to była zbieranina: byli w niej słabeusze szukający ochrony, byli ambitni, łaknący cząstki splendoru, byli brutale ciążący ku przywódcy, który by im pokazał bardziej wyrafinowane formy okrucieństwa. Innymi słowy byli to prekursorzy śmierciożerców i rzeczywiście niektórzy z nich zostali pierwszymi śmierciożercami po ukończeniu Hogwartu. Ściśle kontrolowani przez Riddle'a, nigdy nie zostali przyłapani na czynieniu zła, choć przez te siedem lat ich pobytu w Hogwarcie doszło do wielu bardzo przykrych incydentów, z którymi nigdy nie było można ich powiązać w niebudzący wątpliwości sposób." 
- Dumbledore o Tomie Riddle'u
Mem być musiał.
Jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował,
to tak, ten pierwszy to omawiana
przez nas postać. 
Może zacznijmy od tego, że oboje oferowali wiele możliwości dla swoich popleczników, siłę i możliwość poczucia się wartościowym, co jednak doprowadzało do dehumanizacji innych osób. Oboje mieli fioła na punkcie czystości rasowej, aczkolwiek sami tacy idealni pod względem genetycznym nie byli. Tom Riddle był półkrwi czarodziejem, a co do akwarelisty, istnieje całkiem sporo teorii na temat jego żydowskiego pochodzenia. Oboje zdobyli armie i wywołali pewnego rodzaju wojny.
Różnica polega jednak na dwóch rzeczach.
  1. Voldemort był bliski osiągnięcia swojego celu, ale ostatecznie już od samego początku miał swoich przeciwników, przez których nie doszedł do władzy. Na szczęście! Niestety, w świecie rzeczywistym "akwarelista" doszedł do władzy i wiemy dobrze, jak to się skończyło.
  2. Voldi był po prostu zły, bezsprzecznie zdehumanizowany, możliwe, że pragnący nie spełnienia się tej wizji czystej krwi, ale samej władzy. H. był jednak bardziej zelotą, fanatykiem jakiejś myśli, przez co był bardziej ludzki.
Voldemort jest typem postaci Mrocznego Lorda, czyli postaci złej, bo złej. Chociaż Rowling bardzo fajnie przybliżyła nam jego przeszłość, nadal nie postrzegaliśmy go jako człowieka, co jednak bardzo dobrze jest tłumaczone, bo Tom został poczęty, gdy jego ojciec był pod wpływem Imperiusa/ eliksiru miłosnego. Nawet jako młody i przystojny chłopak, był odbierany przez niektórych (Dumbledore'a) jako potwór żądający władzy i potęgi, zapatrzony w swoje pochodzenie od Slytherina, a jednocześnie nie znoszący mugoli, chociaż sam był półkrwi. (Hipokryta!)
"Tom Riddle już wtedy był osobą samowystarczalną, skrytą i samotną. Nie chciał, żebym mu towarzyszył na ulicę Pokątną. Nie chciał niczyjej pomocy. Dorosły Voldemort jest taki sam. Wielu śmierciożerców chełpi się, że tylko ich darzy zaufaniem, że tylko oni są mu bliscy, że tylko oni go rozumieją. To złudzenie. Lord Voldemort nigdy nie miał przyjaciela. I nie wierzę, by kiedykolwiek chciał go mieć."
Krótko mówiąc, chociaż ogólnie Voldi jedno wielkie nawiązanie do H., nie możemy uznać, że było to wspaniałe nawiązanie.
Niemniej jednak pokazuje to, jak wygląda wizja osób chcących być władcami, chcących władzy i potęgi. Bo to właśnie potęgi żądał Tom Riddle. Potęgi!

Inne przykłady antagonistów zainspirowanych zachowaniami niemieckiego wodza, pojawiają się w "Darach Anioła" i "Mrocznych Intrygach" Cassandry Clare.
Postać Valentine'a jest wielokrotnie nazywana zelotą, czyli fanatykiem. Miał on wizję, w której rasą wyższą byli nefilim, a Podziemni (wróżki, wilkołaki, wampiry i czarownicy) byli traktowani jako gorsi. Nie bał się używać niezbyt moralnych środków, jak chociażby seryjne morderstwa podziemnych czy próba zabicia swoich oponentów przy pomocy hordy demonów. Może na początku nie zyskał tylu zwolenników, co Voldemort, ale było ich kilku. Wielu się wycofało po nie udanym powstaniu i pozostało już do końca historii praworządnymi osobami, które próbowały go później nawet zwalczać (Lightwoodowie).
Aż chce się powiedzieć:
"Ludzie nie rodzą się dobrzy albo źli. Rodzą się z pewnymi skłonnościami, ale liczy się sposób, w jaki żyją. I to, jakich ludzi poznają."
Valentine jest w tej historii i nawet później symbolem życiowego błędu, posłuchania złej, aczkolwiek charyzmatycznej osoby. Tak samo, jak w wypadku Toma Riddle'a, a w przeciwieństwie do H., Valentine został powstrzymany w porę. Nie udało mu się wykonać swojego planu.
No dobra! Był zły, fanatyczny, idący po trupach do celu... Czy to jednak nie za mało, by skojarzyć go z "niesławnym akwarelistą"? Byłoby tak, gdyby nie wypowiedzi Simona. Jak wiadomo, Simon Lewis, później Simon Lovelace, jest pochodzenia żydowskiego, nawet jego rodzina ma polskie korzenie, a więc często zdarzały mu się porównania sytuacji, w jakiej się znajdował z przyjaciółmi, do holocaustu, bo jego rodzina przeżyła tą tragedię.

“Would you have joined the Circle. Would you have stood by Valentine's side at the Uprising? Raise your hand, if you think it's possible."
Simon was unsurprised to see not a single hand in the air. He'd played this game back in mundane school, every time his history class covered World War II. Simon knew no one ever thought they would be a Nazi.
Simon also knew that, statistically, most of them were wrong.”
(Sorki, nie znalazłem tego cytatu po polsku!)
W każdym razie, dzięki temu często zdarza nam się widzieć tą analogię pomiędzy działaniami Valentine'a (a później Kohorty) a wydarzeniami, które miały miejsce w latrach 30. i 40.
A więc jakie rzeczy od "niesławnego akwarelisty" możecie wykorzystać (jak zawsze, twierdzę, że nie wszystkie, bo warto też dodać od siebie mnóstwo oryginalnych rzeczy) do tworzenia waszego antagonisty?
  • Fanatyk jakiegoś szowinistycznego systemu. Co przedstawiał sobą H., chyba nie muszę wam mówić. Uprzedzenia są typowym i najlepszym sposobem zdobywania władzy. Pozwalają poczuć się zwolennikom danej osoby lepszymi, dzielą ludzi na "my" - ci lepsi i "wy" - ci gorsi.
  • Charyzmatyczny mówca. "Akwarelista" z pewnością był wspaniałym mówcą, bo w końcu doszedł do władzy. Aż mi się przypomina Grindewald, który mówi piękne, fajne rzeczy, a później mówi do swoich bardziej zaufanych popleczników, by
    nie mówili o jego bardziej tajnym planie. Taki antagonista z pewnością będzie ciekawy, bo będzie mieć za sobą przyzwolenie społeczne, czego wyżej wymienieni Tom i Valentine nie mieli.
    Kto wie, być może stworzycie przeciwnika, który będzie umiał przekonywać do swoich racji nawet walczących z nim protagonistów, co doprowadzi do zastanawiania się nad słusznością ich czynów. (Oczywiście, nie mówię, że "akwarelista" miał w ogóle taką możliwość. To jest jedynie pokazanie, co twórca może osiągnąć idąc tropem takiego charyzmatycznego wroga.) Takie namieszanie w głowach może być ciekawym zabiegiem. 
  • Dziwaczny przywódca. Zarówno H. jak i wielu innych przywódców państw totalitarnych miało różne dziwactwa, uprzedzenia i ogólną paranoję. Jeśli poświęcicie trochę czasu na pokazanie dnia z życia antagonisty, chociażby poprzez rozmowę z osobą z jego otoczenia albo szpiegiem, możecie ukazać jego nietypowe nawyki, nieufność w stosunku do innych, pogardę wobec jakiejś grupy społecznej albo nawet hipokryzję. Im częściej pokazywany przeciwnik, tym więcej odbiorca go rozumie, przez co nie będziemy mieli kolejnego złego, bo złego.
  • Zbrodniarz wojenny, tylko że na stołku. Niektórzy dowódcy, którzy są odpowiedzialni za setki trupów, sami boją się bólu i śmierci. Dla Voldiego nie było niczego gorszego niż śmierć, a Ryzek Noavek z "Naznaczonych śmiercią" bał się bólu. H. nie walczył na pierwszej linii, lecz krył się w bunkrach itd. Czasami możemy pokazać także to, że dla niego samego, tego który sprowokował wojnę, jej okropności są zbyt straszne. No i co najmniej pojawi się grymas obrzydzenia i "Zabierz mi to".
    Twórca może pokazać przez to ludzkość i słabość antagonisty, który w chwili trudnej wcale nie okazuje się heroicznie walczącym do ostatniej kropli krwi, lecz chowa się.
    Chociaż z drugiej strony, w ten sposób można też wyśmiać heroizm, bo czemu ważna osoba w państwie albo organizacji miałaby stawać do prawdopodobnie z góry przegranej bitwy? To istny idiotyzm!
    Warto też wspomnieć o tym, kiedy antagonista znajdzie się już pod ścianą, bez drogi ucieczki. Czy stanie do walki, by zginąć w boju? A może popełni samobójstwo jak H.
Mam nadzieję, że mój wpis o postaci "niesławnego akwarelisty", Adolfa H., was zaciekawił. Muszę przyznać, że ten temat był dla mnie trudny, bo zupełnie nie lubię tematyki wojen w XX wieku.
Napiszcie, czy się wam to podobało. Napiszcie, jakich jeszcze rzeczy o antagonistach chcielibyście się dowiedzieć. I napiszcie, o jakim zagadnieniu z historii chcielibyście przeczytać.
PS.: Udostępnijcie tego posta 😉

Komentarze

Popularne posty