CZARNA STRONA MOCY czyli różnorodność mitów na przykładzie "Dzieci Krwi i Kości"

 Ohayo! a może Abudża!

Witam was w kolejnym wpisie na moim blogu.
Po ponad roku, przez który marzyłem o tym, w końcu udało mi się zdobyć książkę, o której przeczytaniu marzyłem. Szukałem jej w bibliotekach, ale nie udawało mi się (lubię węże, więc to, że mam jakieś w kieszeni nie powinno nikogo dziwić, a więc kupienie raczej nie wchodziło w grę). Aż wreszcie... Wreszcie znalazłem ją w BULe, czyli Bibliotece Uniwersyteckiej.
No i oczywiście, musiałem wam o tym opowiedzieć.
Zapraszam więc na recenzję (i dodatkowy wykład, bo jakże by inaczej) o "Dzieciach Krwi i Kości" autorstwa Tomi Adeyemi.

Czemu chciałem to przeczytać?

Najpierw może opowiem wam, czemu tak bardzo chciałem przeczytać tą książkę.
Odpowiedź jest prosta. Nie ma tam białych.
To książka, która jest mocno reklamowana czymś zupełnie egzotycznym dla takiego białego Polaka jak ja, czymś stanowczo bardziej eskapistycznym dla mnie niż kolejny reteling baśni, legend arturiańskich czy podróbka Śródziemia lub D&D. Sama okładka obiecuje już kontakt z czymś nieznanym dla większości Europejczyków.
Grafika z 
Lubimyczytać.pl
A jako bestiariuszoznwca (tak, wymyśliłem takie określenie na kogoś, kto bada istoty fantastyczne) lubię odkrywać takie ciekawe rzeczy.
Oczywiście, to nie jest tak, że zupełnie nie znałem się na jorubie. Sorki, Smite i topienie Yemoją zrobiło swoje, nie mówiąc już, że od joruby właśnie wywodzi się o wiele bardziej znany nam, symkretyczny kult voodoo.
Niemniej to nadal wielka odskocznia od europejskich mitologii, które czasem bywają już nudne, wyeksploatowane do cna (wydają się, powtarzam). Jest to doświadczenie podobne do "Trese", które eksploruje filipińskie mity.
Jak już pewnie ze 100 000 razy mówiłem, lubię "Trese". I "Dziedzictwo Oriszy" również polubiłem.

Witamy w Oriszy!

Miejsce akcji książki to kraj zwany Oriszą (w prawdziwym świecie orisze to takie "pomniejsze bóstwa" ludu Joruba). W Oriszy żyły dwie grupy ludzi - srebrnowłosi magowie i kosidanie, czyli niemagowie. Magowie byli wybrańcami bóstw, od których czerpali swoje moce, będąc podzieleni na 10 klanów.
Ale 11 lat temu magia zniknęła. W czasie Obławy zabito wszystkich magów, zostawiając tylko ich dzieci, które nie umiały jeszcze czarować, ibawitów. Ludzi tych dręczono, chociażby poprzez niebotyczne podatki, niewolnictwo itd.
I tutaj przenosimy się do postaci Zelie, ibawitki, która będąc na targu, by sprzedać rybę, która miała pozwolić jej rodzinie zapłacić te podatki, pomaga uciekającej dziewczynie, która później okazuje się księżniczką Oriszy, Amari. Amari ukradła z pałacu coś, co może pozwolić ibawitom odzyskać ich magię.
W ten sposób Zelie, jej brat, Tzain (kosidan), oraz Amari wyruszają w podróż, by przywrócić magię w Oriszy.
Oczywiście, za nimi podąża książę Inan, który na prośbę swojego ojca, króla Sarana, ma nie dopuścić do odrodzenia się magii. Tylko że Inan sam zaczyna przejawiać zdolności magiczne.
----------
Świat jest brutalny, chociaż nie nazwałbym tego dark fantasy. Brutalność polega tutaj na stosunku władzy do ibawitów. Na tym, w jaki sposób niewinni ludzie płacą... W sumie za co? Za grzechy może kilku magów, którzy zaatakowali kilkanaście lat temu rodzinę królewską? Czy mamy uwierzyć, że to, co mówił Inanowi Saran było prawdą czy jak?
Oczywiście, autorka nie ukrywa tutaj tego, że inspiracją i zarazem problemem, przez które postanowiła tą książkę napisać, były krzywdy Afroamerykanów, którzy umarli albo zostali pokrzywdzeni przez policję. Przejrzałem jedną ze spraw i... to co najmniej dziwne.
Ale Tomi Adeyemi nie mówi jednoznacznie, że straż jest zła, a ibawici są cacy i niegroźni. Nie, magia tutaj też może być niebezpieczna. Strach Inana przed nią jest zrozumiały, tym bardziej gdy zobaczył jak jeden z magów spalił chyba pół plutonu.
Można powiedzieć, że to jest jakaś zabawa naszym postrzeganiem. Czy powinniśmy przerwać krąg zemsty? Czy powinniśmy zrezygnować z walki?
To nie jest takie proste.
I my, Polacy, jako naród skolonizowany chyba powinniśmy to doskonale wiedzieć! Co by było, gdyby nie chęć odzyskania niepodległości? Czy u nas obalenie komunizmu nie było czymś ważnym?
Tak, my, Polacy też byliśmy takimi ibawitami! Możemy więc śmiało porównać ich historię do naszej.
A to, że są czarni to nic! To właśnie pokazuje, że niektóre motywy są ponad podziałami. Albo chociaż to, że nasza historia nie jest aż tak odległa od problemów czarnoskórej ludności Ameryki.

Ocena świata i postaci

Świat "Dzieci Krwi i Kości" jest to oczywiście świat wtórny (czyli kreacjonistyczny, typ 4, ale chciałem się pochwalić, że poznałem nowe słowo), bazowany mocno na kulturze Zachodniej Afryki. To wyjaśnia pustynie, dżungle itd.
Nie ma tutaj zbytnio potworów (niestety), chyba że liczyć ludzi. Głównymi zwierzęta nierzeczywistymi są takie stworzenia jak lworożce czy lampartusy.
W ten sposób większa uwaga jest jednak skupiana nie na wielkości świata, lecz na bohaterach.
A skoro już mowa o bohaterach: to jest typowa młodzieżówka, gdzie bohaterem głównym jest dziewczyna. Nie jest tutaj zbytnio nic niesamowitego, jakoś super odkrywczego, co nie oznacza wcale, że nie czytało się tego dobrze. Po prostu pod tym względem jest to wysoki poziom, do którego jestem przyzwyczajony.
Zelie jest wojowniczką, która nie chce się już bać władzy.
Amari jest księżniczką, która dzięki przyjaciołom znajduje siłę do walki.
Tzain jest typowym, może lekko nadopiekuńczym bratem.
A Inan... Inan jest hipokrytą, który raz zdawał się już być z pewnością po stronie Zelie, a innym razem po stronie króla. I to jest realistyczne. Czemu syn pragnący uznania od ojca miałby tak po prostu z tego zrezygnować, bo zakochał się we wrogu? Ach! No tak! Inan w pewnym momencie zakochuje się w Zelie, ale... Musicie to przeczytać!
W każdym razie jednak nie jest to wcale romans (jako gatunek)! Jeśli nie lubicie romansideł, też możecie to przeczytać. Po prostu jest taki motyw i już.

Wykorzystanie mitologii nieeuropejskich

Jak już wspominałem, największą częścią sukcesu tej książki jest to, że nie wykorzystuje mitów ze swoistego kanonu mitów (mitologia grecka, nordycka, egipska, celtycka i trochę słowiańska), lecz szczyci się swoją inspiracją Jorubami.
W ten właśnie sposób chciałbym przejść do problematyki reprezentacji mitów w fantastyce. Większość fantasy czerpie z jakiejś mitologii. Zazwyczaj używa się kilku z nich, tworząc typowe fantasty.
Z jednej strony nie jest to złe. Są to kultury nasze, dobrze zrozumiałe itd.
Ale ludziom czasami chciałoby się zrobić coś bardziej egzotycznego. Coś, co nie wyskakuje z lodówki, za każdym razem, jak ją otwieramy.
W końcu poza takim typowym kanonem mitów wykorzystywanych fantasy, istnieją dziesiątki, jeśli nie setki. 
Ja chociażby interesuję się mitologią filipińską oraz algonkińską. Lubię również nawahów.
Zdecydowanie, gdybym miał możliwość (coś pisał), to bym jakoś do tych mitów nawiązywał.
Zachęcam was więc do poszukiwań inspiracji także poza typowymi mitologiami.
Ale czy powinniśmy? W końcu mitologia filipińska, joruba czy mitologia nawahów do kogoś należy, do kogoś, dla kogo jest to ważna część tożsamości, w tym religię.
Powiem to tak: Ja mam swoją dumb listę, zbiór tekstów, które moim zdaniem źle pokazują motywy związane ze chrześcijaństwem. Nie chodzi o obrazę uczuć religijnych, ale o zwykły cringe. Niektóre dzieła (np.: Ao no Exorcist) po prostu byłyby lepsze, gdyby nie zawadzały o chrześcijaństwo.
Dlatego przede wszystkim korzystanie z mitologii egzotycznych to możliwość, z której powinni korzystać twórcy z mniejszości. To zrozumiałe, że osoba o pochodzeniu nigeryjskim (taka jak Tomi Adeyemi) ma większą wiedzę o Afryce Zachodniej niż typowy Kowalski czy Smith.
Jeśli więc macie takie szczęście, że jesteście Polakami (bo wątpię, by moje wpisy trafiały do osób zza granicy) pochodzenia np.: rumuńskiego, cygańskiego czy etiopskiego, wykorzystajcie to w waszej twórczości. Pod tym względem, macie skarb w genach, którego wam zazdroszczę.
Ale czy my (zwykli śmiertelnicy) też nie możemy się tym zająć?
Czasami mówi się, że nie, że powinniśmy zostawić mitologię filipińską Filipińczykom, inucką Inuitom itd. Ja jednak uważam, że można wykorzystywać jako inspiracje i wzorce cudze mitologie. Trzeba jednak pamiętać o researchu.
Research, research, research!
Szczególnie, jeśli chcemy się skupić właśnie na tej mitologii!
Jeśli macie w głowie tornado multi-kulti, być może to jakoś ujdzie, jeśli nie przeczytacie 800 artykułów o danej kulturze. Chcecie użyć z mitologii filipińskiej tylko np.: tikbalang? Dowiedzcie się, czym są, jak były przedstawiane i, jeśli nie zamierzacie wchodzić jakoś wyjątkowo głęboko w ich genezę, to powinno wam chyba wystarczyć.
W końcu w fantastyce łączącej wiele kultur i mitów, nie trzeba pisać doktoratu z każdego z fragmentów mitosfery. Tak, można zaczerpnąć z mitów kilku ludów, by stworzyć świat, w którym istnieją istoty z mitów greckich, celtyckich, algonkińskich, koreańskich itd.
Tylko warto przede wszystkim nie robić jakichś przekłamań i wmawiać, że skinwalker to indiański wilkołak. Bliżej tego określenia (choć i tak dość daleko) jest już wendigo!
No i podchodźmy do tego wszystkiego z szacunkiem. Nie chcemy być przecież oskarżeni o przywłaszczenie kulturowe albo propagowanie stereotypów.
A jeśli piszemy o świecie kreacjonistycznym... Tutaj już chyba możemy bardziej odejść od wzorów. No bo w końcu w mitologii greckiej satyry nie były wcale elfami spaczonymi przez demoniczną magię, nie?
A jeśli jednak wolelibyśmy pozostać w bezpiecznych granicach europejskiego fantasy... Research może wam pokazać jak wiele ciekawych rzeczy nie zostało użytych w żadnej fantastyce. Może to jest też droga dla takich jak my? Simargły, famorianie, alkonosty i wiele innych. To wszystko może czekać właśnie na ciebie, byś użył to w swojej twórczości!

Dobra! Uznajmy to za koniec.
Co sądzicie o tym poście? Skomentujcie i udostępnijcie, by mój blog mógł się rozwijać.
Bye.

Komentarze

Popularne posty