Kpiąc z wybrańca - Czy motyw Wybrańca jest taki zły?

 Ohayo! a może Pandora!

Witam w kolejnym wpisie na moim blogu. Z powodu, że ostatnio mój znajomy z PGW wstawił post dotyczący motywu wybrańca, pomyślałem, że i ja wypowiem się o tym motywie!
A więc przygotujcie się więc, bo dziś rozłożę na czynniki pierwsze znany nam dobrze (a może i nie) motyw wybrańca. Jest to przykład kolejnego nielubianego motywu, który można zrobić dobrze, podobnie jak trójkąty miłosne.
Hajimemashou!

Czym jest wybraniec?

Wybraniec jest jedną z klisz (cliché), bardzo (aż za bardzo) popularnych motywów w kulturze. Mianem tym określa się postać, która jest wybrana przez Coś/Kogoś, by wykonać jakieś zadanie, które jest głównym przedmiotem (odsyłam do modelu aktancyjnego). Jest to więc w największym uproszczeniu i uogólnieniu postać, która ma coś wykonać, bo ktoś inny jej tak każe.
Co więcej, bardzo często taki wybraniec okazuje się mieć jakąś niezwykłą moc, szybko zdobywa zdolności bojowe (których wcześniej nie posiadał w ogóle) i jest chodzącym Jojo... to znaczy Deaus ex Machiną! Nie wiem skąd się wzięło to Jojo! XD

Czemu ludzie nie lubią Wybrańców?

Mem, bo memy są genialnymi
nośnikami informacji.
To wydaje się pozornie proste - mają plot armor, po polsku fabularny pancerz, który nie pozwala mu przegrywać czy w ogóle być w niebezpieczeństwie zagrażającym jego życiu. Zawsze wygra. A czemu? Bo został wybrany!
Ludzie uznają takie postaci za nierealistyczne. Tym bardziej, że jego zdolności nie są wynikiem jego działań, bo po prostu został wybrany! A do tego ludzie skaczą wokół niego, bo jest przecież Wybrańcem!
Tylko czy to nie jest zbytnie uogólnienie?
Oczywiście, że tak!
Nie każdy wybraniec musi być takim badassem, który może jakimś cudem zrobić wszystko, co mu się podoba, a do tego wszyscy go uwielbiają ze względu na jego rolę jako wybrańca. Nie musi być taką Maryśką Zuzanną (MAry Sue) 
Istnieje mnóstwo wariacji dotyczących tego motywu, które potrafią nawet zupełnie odwrócić sytuację wybrańca, czyniąc z niego wcale nie tak potężnego (The Poorly Chosen One) albo nie tak wielbionego, jak ludziom się wydaje.
Jak mówiłem, esencją (mimo wszystko jakoś wierzę w esencję, jaką małą ścisłą cząstkę, która określa, co jest czymś) bycia wybrańcem jest po prostu bycie postacią, której misja została narzucona przez kogoś, a nie wybrana przez nią samą. Reasumując, jej misja początkowo jest misją narzuconą przez kogoś innego. To, że może mieć jakieś magiczne moce, które zapewniają jej fabularną nietykalność, jest tylko dodatkiem, który może istnieć poza tą esencją, ale nie musi.
Pomyślcie, ile cudownego angstu można by było wyciągnąć z tego motywu, jeśli tylko byśmy chcieli!

W międzyczasie zapraszam na to wspaniałe GMV, które po prostu nastraja mnie do mowy o tym motywie!

Trzy zagadnienia dotyczące wybrańca

W ciągu kilku godzin, gdy pisałem ten wstęp, doszedłem do wniosku, że dałoby się wyróżnić trzy zagadnienia, które mogą odróżniać od siebie różnych wybrańców z popkultury i jednocześnie są świetnym materiałem do zabawy, jeśli chcielibyśmy trochę namieszać w koncepcie wybrańca:
Są to:
  1. Wybierający
  2. Moc wybrańca
  3. Rozpoznawalność wybrańca
W następnych akapitach będę szerzej omawiać te zagadnienia.

Wybierający

Oczywiście, bardzo ważnym elementem konceptu wybrańca jest to, kto go wybiera. Czy jest to postać, bóstwo czy przeznaczenie? Jak bardzo może się mylić?
Zacznijmy może od najpopularniejszej odmiany - przeznaczenia. Przeznaczenie, los, fatum... Zjawisko to nosi wiele nazw. Czasami jest ono związane z jakimś bóstwem, ale gdy tak się dzieje, zazwyczaj można powiedzieć, że jest ono niezwykle potężne.
Wybraniec, którego wybrało przeznaczenie, zazwyczaj jest związany z jakąś przepowiednią, proroctwem czy inną zapowiedzią.
No i co z tego wynika?
Skoro koncept przeznaczenia jest tak ważny dla tego rodzaju wybrańca, to można poruszyć związane z nim motywy.
Przede wszystkim, fatalizm i predestynacja!
Fatalizm jest to pogląd, że przyszłość jest niezmienna i nieuchronna. Predestynacja zaś to przeświadczenie, że całe nasze życie jest od początku do końca zaplanowane.
Infografika z: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:DeterminismXFreeWill.jpg

To zaś wiąże się z a'la dylematem determinizmu (gdzie wystarczy zastąpić związek przyczynowo-skutkowy frazą: "Tak miało być"). Skoro wszystko zostało zaplanowane, skoro wszystko na nas wpływa, czy my w ogóle mamy wolną wolę? Czy po prostu jesteśmy niewolnikami przeznaczenia?
A co, jeśli nasz nieszczęśnik... to znaczy wybraniec, nie chciałby być takim trybikiem w machinie i nie chciałby się podporządkować jakimś przepowiedniom?
Może zacznijmy od tego, czy w naszym uniwersum koncept przeznaczenia jest konceptem prawdziwie działającym czy też nie. W końcu można być sceptycznie do niego podejść, a nawet wykpić. Przeznaczenie może być tylko pustym pojęciem, wokół którego uformowała się jakaś filozofia, ale w intersubiektywnym ujęciu tak naprawdę nie ma żadnej mocy.
Czy bohater podda się temu? Ja bym uciekał. Próbowałbym przeciwdziałać temu. I nawet, gdybym wyruszył w podróż, to nadal prawdopodobnie nie zaakceptowałbym konceptu, który znosi wolną wolę.
No i to jest świetny moment, by podyskutować o przeznaczeniu. Ananke, Fortuna, Mojry, Normy... Koncept nieubłaganego losu ma długą historię i jeśli chcielibyście się czymś zainspirować, możecie zacząć chociażby od tragedii greckiej, takiej jak "Król Edyp".
A może przeznaczenie jest bardziej płynne i zmienne?
"(...) Jeden wybór kres życiu herosa przyniesie,
Duszę herosa ostrze przeklęte wyżenie,
Olimp w perzynie legnie lub zyska zbawienie." - fragment Wielkiej Przepowiedni z serii o Percym Jacksonie. 
Percy Jackson miał uratować albo zniszczyć Olimp. Jak to mogło się wydarzyć? Mógł dołączyć do Luke'a, dać się mu pokonać.... Ale ostatecznie  okazało się, że wybór Percy'ego miał polegać na tym, czy poda Luke'owi sztylet, którym ten mógł się zabić, pozbywając się w ten sposób Kronosa.
A więc przepowiednia, która wiąże postać i czyni ją tym wybrańcem, może oznaczać bardzo różne rzeczy. Ci, którzy są biegli w wróżkowej gadce, domyślają się, jakie to może być pogmatwane. 
Albo inna postać z książek Riordana, Magnus Chase... Jego miecz ma przeciąć więzy Fenrira i w ten sposób rozpocząć Ragnarok. To mogło się stać w pierwszym tomie, ale się nie stało. Ale kiedyś ma się stać. Kiedyś.
"Pewna podpowiedź w kwestii przeznaczenia, Magnusie: nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zmienić ogólnego obrazu, nasze wybory mogą zmienić szczegóły. W ten sposób buntujemy się przeciwko losowi, w ten sposób zostawiamy ślad."
Innym ciekawym przykładem wybrańca, który jest związany przez przeznaczenie (niejako) to Harry Potter. Zgodnie z przepowiednią prof. Trelawney (jedną z niewielu trafnych w jej życiu, jeśli wierzyć kanonicznym wypowiedziom), chłopiec urodzony pod koniec lipca w rodzinie czarodziejów, którzy oparli się Voldemortowi trzykrotnie, ma mieć moc do pokonania Voldemorta.
Ciekawe jest jednak ta wróżba nie mówiła dokładnie o Harrym. Był jeszcze jeden, który pasował do tego opisu, Neville, ale Voldek samemu namaścił Pottera na swojego przeciwnika. Gdyby Voldemort wybrał inaczej, wybrańcem byłby właśnie Neville. Zresztą fani bardzo często teoretyzują, jakby to było.  (Nie to, że jestem jakimś wielkim Potterheadem, ale... Kto jest ze mną w Ravenclaw niech napisze komentarz. Reszta domów także.)
Ten stosunek przeznaczenia do wybrańca jest o tyle ciekawy, że możemy go nazwać samosprawdzającą się przepowiednią. Reakcja wywołana znajomością przepowiedni (choć w tym wypadku części) wywołuje następną reakcję, która powoduje jej spełnienie się.
Być może gdyby Voldek nie był takim aroganckim i zapatrzonym w siebie durniem, udałoby mu się przechytrzyć los. Ale sorki, mówimy o gościu, który kazał nazywać się Lordem Voldemortem! Gdyby miał nos, to widziałby nic poza jego czubkiem. (Choć może właśnie dlatego ma go uciętego. Żeby widział, gdzie lezie.)
Podobnie było zresztą (z tego, co rozmawialiśmy na polskim) z Makbetem. Gdyby nie trzy wiedźmy, Makbet nigdy by nie zabiłby Duncana i nie stałby się królem.
Innym rodzajem wybrańców są ci, którzy zostali wybrani przez bóstwo albo jakąś siłę.
Przykładem czegoś takiego jest oczywiście Vaiana, wybranica oceanu. (Sorki, jeśli to zabrzmiało dziwnie, szukałem jakiegoś feminatywu do wybrańca, który nie byłby "wybranką", bo to jest feminatyw do innego słowa. Przynajmniej moim zdaniem.) Ocean wybrał ją, by zabrała Mauiego do Te Fiti, by oddał jej serce. Dał jej misję, której mogła nie sprostać. No i oczywiście miała chwilę załamania, gdy porzuciła swoją drogę. W końcu nawet ocean (o ile zrozumiałem ocean był tutaj emanacją Tangaroa, maoryskiego bóstwa morza) może się pomylić, co do wybrańca.
No, ale po wizji jej zmarłej babci, Vaiana odśpiewuje piosenkę, będącą tak jakby miksem dwóch innych piosenek, które pojawiły się wcześniej, i rusza w drogę ku Te Fiti, by oddać jej serce.

Tutaj możemy zacząć mówić o kolejnym rodzaju wybrańców, czyli tych wybranych przez osoby. Pod wieloma względami, nie jest to aż tak bardzo różne od sytuacji Vaiany, bo ocean staje się tutaj określoną postacią.
Tylko co ma wspólnego bóstwo i jakiś Gandalf, który wybiera postać, która ma durnie ryzykować, by zniszczyć zaginioną biżuterię jakiegoś groźnego Władcy Mroku? (No, dobra! To nie było zbyt dobre zestawienie, bo Gandalf jest tak jakby aniołem.) W pewien sposób są postaciami, mają swoisty charakter (w mitologii greckiej chociażby bogów można byłoby powiedzieć, że byli właśnie osobami) i jak z postaciami, można z nimi dyskutować.
Wybrańcy, którzy zostali wybrani przez osoby, opierają swoją powinność na autorytecie wybierającego ich. Jeśli dana postać jest dla wybrańca autorytetem i wzorem do naśladowania, wybraniec będzie bardziej posłuszny swojej misji niż gdy autorytet wybierającego jest w oczach wybrańca nikły.
Jednakże nawet jeśli autorytet bohatera jest wielki, w wybrańcu może pojawić się myśl, że wybierający się pomylił. Takie myślenie może prowadzić do zwątpienia w misję. Bo czemu ten wspaniały, potężny czarodziej, który kocha koty (domyślacie się, do jakiego twórcy piję?)  wybrał akurat mnie na ucznia, który ma pokonać Mrocznego Władcę?
Z drugiej strony, gdy autorytet nie jest zbyt wielki, wybraniec może jawnie buntować się przeciwko wybierającemu i misji. To byłoby takie "Czemu ten gość każe mi to robić?". Taki wybraniec może również sprzeciwić się swojej misji, bo czemu by nie? W końcu jedyną rzeczą, która wiąże go z misją, jest osoba, która nie jest przez niego poważana.
To może spowodować, że taki wybraniec przeżyłby przygodę, zanim jeszcze rozpoczęłaby się jego misja. W czasie tej przygody przekonałby się, że jednak powinien wziąć udział w tej misji. Albo i nie, bo (mimo pathosu i uwielbienia jakim kultura traktuje wybrańców) czemu by nie miałoby być tak, że wybraniec uznaje w końcu, że jego misja doprowadzi do jeszcze większego zła?
Tym bardziej, że jak wiadomo, ludzie się mylą. Czemu wybierający nie mógłby się pomylić? Przykładem czegoś takiego może być (choć nie do końca) sytuacja z Awatara Genjiego, fanowskiej kontynuacji świata Awatara, Legendy Aanga i Korry. Ale o tym, później....
Jeszcze innym przykładem byłby wybraniec jakiegoś przedmiotu. Wszyscy znamy króla Artura, który wyciągnął miecz z kamienia i stał się królem Albionu. Innym przykładem byłaby Adora, która odnalazła miecz She-ry. 
Powody, dla których dany wybraniec stał się wybrańcem mogą być różne.
Być może była jakaś przepowiednia albo coś takiego, albo po prostu wybraniec był jedynym przedstawicielem swojej rasy, z którym ów przedmiot mógł mieć połączenie.
Bardzo ważnym konceptem jest tutaj jednak to, że przedmiot może dawać moc (Biedronka i Czarny Kot), ale niekoniecznie daje misję. To zaś może sprawić, że wybraniec przedmiotu zacznie wchodzić na terytorium "unchosen one". Może być jednak tak, że w zamian za ocalenie z tarapatów, duch przedmiotu chciałby, żeby wybrany przez niego wybraniec wykonał jakąś misję.
No i oczywiście wybraniec genetyki. Tylko półelf/półsmok/pół-syrena, pół-wampir, pół-anielica (czy połówek nie powinno być tylko 2?) może to zrobić, a akurat jest tylko jeden taki albo tylko jeden taki ocalał. A więc nasz wybryk mieszania się ras albo ocaleniec z jakiejś katastrofy jest zmuszony do zajwaniania do Mordoru! (Nie martwcie się, w Mordorze jest dobra kawa! Naprawdę.)
Do takiego czegoś można by było podciągnąć również Adorę, która jest jedyną żyjącą przedstawicielką rasy Pierwszych.
Tylko czemu mielibyśmy zwalać na czyjąś głowę misję, od której zależą losy świata, tylko dlatego, że ktoś jest takiej rasy lub ma takie cechy?

Moc Wybrańca

Jak wiadomo, każdy wybraniec musi być OP badassem, który z palcem w nosie zniszczy każdego, kto stanie mu na drodze i od razu wie wszystko (a przynajmniej posiada jakąś dziwną pamięć mięśniową z nie wiadomo czego),
BŁĄD!!!
Jak mówiłem wybraniec to postać, której coś/ktoś narzuca misję, a nie zawsze idzie z tym jakaś wielka moc. Tak, bardzo często ktoś posiada jakieś niezwykłe umiejętności, które umożliwiają wypełnienie misji, ale to nie oznacza wcale, że musi to być omnipotencja skryta pod inną nazwą.
Przede wszystkim trening. Aang, jeden z najbardziej lubianych wybrańców XXI wieku, posiadał zdolności wszystkich 4 żywiołów, ale to nie oznacza wcale, że nie musiał trenować. Właściwie, każda część Legendy Aanga polegała na tym, że drużyna podróżowała w poszukiwaniu mistrza kolejnego żywiołu, od którego Aang mógłby się uczyć. (Co prawda, podobnież takie zachowanie, gdy bohater musi doskonalić swoje zdolności, jest czymś typowych głównie dla wschodniej kultury, ale nie oznacza to wcale, że my nie możemy czerpać ze Wschodu.)
Co więcej, nawet jeśli ktoś ma moc zdolną niszczyć góry, to chyba lepiej, żeby nie niszczył ciągle tych gór, bo trochę żal różnorodności krajobrazu. Umówmy się, nie robi się operacji przy użyciu piły łańcuchowej, ale skalpela, bo inaczej może wytnie się guza, ale przy okazji zrobi się krwawą sieczkę z wszystkich innych narządów dookoła. Tak samo dzieje się w walce drużynowej. Jeśli ktoś walnie magiczną atomicą, może pokonać wroga, ale przy okazji zniszczy również swoich sojuszników. Dlatego więc nawet taki OP (overpowered) wybraniec powinien przejść jakiś trening kontroli swoich mocy.
No, chyba że walczymy z żywą planetą, taką jak Ego. Wtedy odpalamy kieszonkową gwiazdę śmierci i niszczymy całą okolicę, ewentualnie również z pobliskim systemem gwiezdnym. 
Jednak wybraniec nie musi być wcale tak potężny. Jego moc może być przeciętna na tle innych postaci, nie łamać ustalonych praw systemu magicznego. Jego zdolności mogą być zwyczajne i to nie byłoby niczym złym.
Jednakże  również ciekawym zabiegiem byłoby, gdyby moc wybrańca łamałe prawa systemu magicznego. Czarownicy w "Radiancie" nie mogą używać fantazji bez rękawic, ale Seth może (choć nie jestem pewien, czy klasyfikować go jako wybrańca). Takie odwrócenie praw magii może ukazać w dość delikatny, nie jakoś wybuchowy sposób, że ten ktoś ma jakieś specjalne moce. Kolejnym przykładem może być awatar, który może tkać 4 żywioły, podczas gdy inni mogą tkać co najwyżej jeden.
Ale oczywiście, chyba największym kuriozum, które podkreślają przeciwnicy motywu wybrańca jest to, że wybraniec ma robić wszystko, bo on zna się na wszystkim. Pierwszy raz jedzie samochodem? Robi to jak zawodowiec! Lot samolotem jako pilot? Również krytyczny sukces! Walka na miecze? Załapuje w 5 sekund!
I właśnie dlatego uważa się, że wybraniec powinien zająć się wszystkim.
Otóż nie! Taka postać to co najmniej wstęp to Mary Sujki.
Ostatnio zrobiłem sobie maraton Legendy Korry i w pamięć rzuciła mi się scena, gdy Asami uczy Korrę jazdy samochodem i początkowo nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
Z drogi ludziska (i duchy, i znaki drogowe też), Awatar jedzie!
Tak więc pierwsze próby nauki czegoś nowego nie wyszły idealnie i wybraniec nie załapał od razu. Wymagałby treningu/nauki, które mogłoby się nawet odbywać poza ekranem.
Poza tym, jeśli wybraniec ma przyjaciół/drużynę, niektórymi rzeczami mogą zająć się oni, a sam wybraniec nie posiadałby jakiejś ważnej umiejętności - np: nie znałby się na komputerach w sci-fi albo nie potrafiłby jeździć konno w mediewalistycznym fantasy. Po prostu nie róbcie z niego chodzącego ideału, nie dość że pod względem moralnym, ale zamieniającego z złoto wszystko, czego by się dotknął.
No i także wybraniec nie musi znajdować się w centrum wszystkiego. Może być tym, który stanie z boku i pozwoli innym działać.

Rozpoznawalność wybrańca

Kolejnym problemem dotyczącym wybrańca jest to, jak go rozpoznać. Skąd ktoś wie, że wybraniec to wybraniec? Może należy do jakiejś konkretnej rasy albo grupy etnicznej? Może ma jakieś znamię albo coś takiego?
Ale wiele takich rzeczy można podrobić! Niektóre próby odnalezienia wybrańca mogą być łatwe do oszukania lub podobny wynik mógłby wyjść przez przypadek.
Przykładem czegoś takiego może być Luan, "nowy awatar" z Legendy Genjiego, czyli fanowskiej kontynuacji uniwersum Awatara. Tak naprawdę Luan nie jest wcale awatarem (czyli wybrańcem), ale zwykłym magiem ziemi, podczas gdy status awatara ma Genji. Ale nawet Luan nie orientuje się, że nie jest wybrańcem, co z pewnością doprowadzi do wielu śmiesznych rzeczy.
Przemyślcie zabieg takiego fałszywego wybrańca. Może bohater byłby takim fałszywym wybrańcem, który pomimo swojej fałszywości został wysłany na misję (albo zdaje sobie sprawę z fałszywości swojej pozycji i pełni rolę takiego fałszywego proroka), albo tym prawdziwym wybrańcem, który musi wykazać, że jest prawdziwy.
Być może też wybraniec ma być wybrany poprzez turniej, w którym najpierw musi się zmierzyć z grupą innych potencjalnych wybrańców i z nimi wygrać, wyłaniając ofiarę losu niczym aztecką ofiarę dla bogów, czyli poprzez rywalizację. W ten sposób znów można by było podnieść kwestię, czy wybraniec zasługuje na to, by być wybrańcem. Co, jeśli rywalizacja była tak zwaną aleą, grą, gdy decyzja gracza nie ma wpływu na wynik (taką aleą jest np.: gra w kości). Wtedy wygraną w takim czymś można by było nazwać dziełem przypadku.
A skoro mowa o rozpoznawalności, warto również wspomnieć o nastawieniu do wybrańca. Klasycznie wybraniec jest lubiany, rozpoznawalny, można by rzec, że nawet sławny. W końcu ma uratować świat, nie? W takim razie, powinno mu się pomagać, bo on jest bohaterem, zbawcą itd.
No właśnie nie! Nie zawsze jest tak, że wybraniec spotka się z miłym przyjęciem. Są osoby, które będą wątpić w jego misję, będą go traktować mimo wszystko źle albo będą w stosunku do niego wręcz wrogie. W końcu ruchy wybrańca mogą być przeciwne temu, czego chce rząd (jak to się działo w "Dziedzictwie Oriszy").
Nie każdy wybraniec też musi ogłaszać swoją misję. Być może próbuje się ukrywać, by antagonista nie próbował go zabić zawczasu. Być może jego misja nie jest tak powszechnie znana. Być może jego misja jest na tyle mała, że znają ją jedynie mieszkańcy lokalnej dla niego społeczności, a nie osoby, które spotyka on w czasie podróży.
Wybraniec więc może być zwykłym przechodniem w tłumie, nierozpoznawalnym od potencjalnych innych noname'ów.

Adora - Studium dobrego przykładu wybrańca

Skoro już omówiłem trzy ważne kwestie w tworzeniu postaci/sytuacji wybrańca, chciałbym poddać studium jeden z najlepszych przykładów tego motywu, czyli Adorę z "She-ry i księżniczek mocy".
Jest ona przedstawicielką rasy Pierwszych, która nie występowała na Eterni, ale w wyniku jakichś eksperymentów z portalami, została tam sprowadzona. Została wychowana przez Hordę, przez co początkowo twierdziła, że to właśnie Horda jest tą dobrą stroną konfliktu, a księżniczki i Rebelia są złe.
Cały świat wywraca jej się do góry nogami, gdy ma wypadek i znajduje w lesie Miecz Protekcji (pozwalający jej na przemianę w She-rę), a później spotyka Bow i Glimmer, przez których zaczyna kwestionować swoje wychowanie, aż w końcu postanawia stanąć przeciwko Hordzie.
Adora zdobywa przyjaciół, poznaje siebie samą, wzrasta, wychodzi z traum, ale nadal ma wiele wad. Jedną z najważniejszych jest ten słynny dylemat dotyczący Miecza Protekcji. Adora musiała zrozumieć, że She-ra to nie miecz, She-ra to ona. Kolejnym problemem było to, że Adora była osobą, która pozwalała sobie wmawiać, że wszystko jest jej winą, co zostało rozwiązane w finale 4 sezonu.
Co do mocy, nie były one jakoś zbytnio wspaniałe (choć mówi to osoba, która uwielbia moce żywiołów, więc...). Są to zwyczajowy bonus do atrybutów fizycznych, leczenie, latający koń i atak tęczową energią (która, btw, nie ma nic wspólnego z jej orientacją). A więc, jak dla mnie, nie jest to zbyt OP zdolności, ale i tak wystarczają do walki.
Adora zresztą nie jest wieśniakiem, który dostał zaczarowany miecz i od razu poznał tajniki szermierki. Była szkolona w Hordzie na żołnierza, a więc posiadała zdolności walki. Dodatkowe zdolności odkrywała wraz z czasem.
Ach! No i była rozpoznawalna, ale nie czyniło to z niej jakiegoś Harry'ego Pottera, jednej z największych sław w kraju.

Niewybraniec (Unchosen One)

Oprócz wybrańca, istnieje również inny, wprost przeciwny model postaci - niewybraniec (unchosen one). Tak jak wybraniec to postać, która jest w pewien sposób napędzana przez powody zewnętrzne (przeznaczenie, zaufanie mentora czy symbiotyczną relację ze swoim przybranym bratem z Podziemia), tak niewybrańciem kierują pobudki wewnętrzne.
Jest to postać, której nie dotyczy żadna przepowiednia, nie została wybrana przez żadnego mistrza magii ani nie jest żadnym bohaterem z rzadkiej rasy/zaginionej rodziny. Jego akcje są związane czysto z tym, co on sam chce zrobić.
Jest po prostu kowalem swojego losu i to, że zamierza zrobić z Mrocznego Władcy siekany tatar jest tylko jego wyborem. Oczywiście, w ten sposób bohater nie ma również żadnego wsparcia na starcie. Jest tylko gościem z pomysłem na ukucie własnego losu i ewentualnie kilkoma dodatkowymi zdolnościami, do których zazwyczaj nie zalicza się zdolność do niszczenia planet spojrzeniem.
Tylko czy naprawdę wybrańcy nie mają żadnego wyboru? Czy są marionetkami przeznaczenia/innych?
To właśnie częsty problem myślenia strukturami! Systemy i modele są zjawiskami skonstruowanymi, by coś wyjaśniać, ale w styczności z rzeczywistością, bardzo często mamy do czynienia z rożnymi odchyłami.
A więc tak, wybrańcy mają własną wolę i mogą (o ile nie mówimy o jakiejś predystynacji, której nie da się pokonać) nawet zrezygnować z misji. Wybrańcy mogą również decydować, jak i kiedy wykonają swoje misje. Przeznaczenie czy słowa mentora również nie muszą być jedynymi powodami, przez które poddają się swojemu przeznaczeniu jako wybrańcy. Przykładowo: Harry Potter nie walczył z Voldkiem, bo tak mu kazała przepowiednia. Nie, Voldemort (a czasami też Voldemotr) wielokrotnie zadarł z Harrym i przez to spowodował jako reakcję próby jego oporu. Zresztą, w "Zakonie Feniksa" mamy do czynienia ze sceną, która idealnie oddaje ambiwalentny stosunek do przepowiedni i podkreśla realne znaczenie innych zjawisk powodujących, że Harry zamierza pokonać Voldemorta.
Ale niewybrańcy są antytezą motywu wybrańca. Są tymi, którzy robią wszystko sami. Nie mają żadnych odjazdowych mocy, które sprawiają, że szybko stają się niepokonani. Jest im bliżej do zwyczajnych ludzi, a nie do owianych tajemnicą, potężnych, czasami niemal półboskich bytów.
Co ciekawe, można zauważyć, że w modelu wybrańca bardzo ważnym modelem fabuły jest często podróż bohatera Campbella, podczas gdy w przypadku niewybrańca przydałby się bardziej schemat podóży bohaterki Victorii Lynn Schmitd. Dzieje się tak dlatego, że Campbell skupił się głównie na zewnętrznych aspektach podróży, podczas gdy Schmitd na wewnętrznych przeżyciach bohatera z nią związanych.

Elfaba - na przekór wszystkim

Elfaba z musicalu "Wicked", znana też jako jedna z najważniejszych postaci wiedźm w XX wieku, Zła Czarownica z Zachodu, jest świetnym przykładem osoby, która starała się ukuć własny los.
Tak, miała wielką moc, co wynikało z tego, czyją córką była, ale to jedyne, co miałaby wspólnego z wybrańcem.
Urodziła się zielona. Jej ojciec jej nienawidził. Jej matka umarła, gdy rodził jej siostrę, Nesarozę, która była niepełnosprawna i nie mogła samemu chodzić. W szkole nie była popularna. Tym bardziej, że miała zawiłą przyjacielsko-wrogą relację z Galindą, od której dostała swój charakterystyczny kapelusz..
Jedynym ratunkiem dla niej i nadzieją na zmianę jej losu na lepsze wydawało się to, że jej moc miała zostać dostrzeżona przez Czarodzieja/Czarnoksiężnika, wielkiego i wspaniałego maga, który (jak przynajmniej ona sądziła) mógłby sprawić, że przestałaby być tak zielona.
No, tylko że Czarodziej okazał się okrutnikiem, który miedzy innymi porywał zwierzęta, zamykając je w klatkach, które sprawiały, że traciły zdolność mowy.
Elfaba nie dała się zaślepić mocy Czarodzieja i swoim marzeniom, w których mogłaby być lubiana przez wszystkich. Uciekła z zamku przy użyciu latającej miotły, ale jej niechęć do Czarodzieja spowodowała, że nadano jej tytuł Złej Czarownicy z Zachodu.
Później Elfie próbuje pomóc swojej siostrze, dając jej zaczarowane buty, które pozwoliły jej chodzić samodzielnie i odnajduje swojego ukochanego Fiyero.
Niestety, Nesaroza kradnie jej księgę zaklęć i rzuca zaklęcie na swojego ukochanego, by utrzymać go przy sobie, co skutkuje utratą przez niego serca i ogłoszeniem Nesarozy mianem Złej Czarownicy ze Wschodu. Elfaba musi go zamienić w Blaszanego Człowieka, by uchronić go przed śmiercią.
Znowuż Fiyero zostaje złapany przez ludzi Czarodzieja i Elfie próbuje nieudolnie go ochronić, co skutkuje zamianą go w Stracha na Wróble i piękną piosenką "No Good Deed", w której Elfaba przysięga nie robić już nic dobrego, by nie krzywdzić innych wokół siebie.
Po tym, jak domek Dorotki miażdży Neserozę i jej buty trafiają na nogi dziewczynki, Elfaba próbuje odzyskać jedyną pamiątkę po swojej siostrze. W końcu porywa dziewczynkę, ale tamtej udaje się oblać ją wodą, przez co... Elfaba może sfingować swoją śmierć i żyje długo i szczęśliwie ze Strachem na Wróble, Fiyero.
Jej historia pokazuje jak można próbować zdefiniować swoje przeznaczenie, pokonując grawitację, która ciągnie nas w dół, pozornie spadając, ale tak naprawdę wzlatując.

Tak i inni niewybrańcy mogą poruszać dyskusję na temat prób zdefiniowania swojego przeznaczenia, swojego ja.
(I tak, opowiadam o Elfabie tylko dlatego, że trzy godziny wcześniej wpadłem na piosenkę z tego musicalu, wciągnąłem się w niego i przesłuchałem kilka najlepszych piosenek, i musiałem po prostu się tym z kimś podzielić!)

Czemu wybrańcy są tacy popularni?

Nie ulega wątpliwościom, że wybraniec jest jednym z najpopularniejszych motywów w fantastyce. Tylko czemu?
Przede wszystkim, jest to bardzo łatwy sposób na przejście bohatera ze świata mu znanego do świata nieznanego (odsyłam do posta o monomicie). Zew przygody, który czuje bohater, jest przepowiednią albo mentorem. Bohater ma już jakąś motywację, dzięki której rusza w podróż. 
W wypadku niewybrańca, o wiele trudniej przejść od zwykłego wieśniaka zakorzenionego w świecie, który zna, do bohatera, który opuszcza świat mu znany. Chociaż w sumie... Być może jakaś zdrada albo przełamanie iluzji idealnego świata, tak jak dzieje się to w modelu podróży bohaterki V.L. Schmitd, sprawiłyby, że bohater postanowiłby wyruszyć w podróż.
Po drugie, wybraniec to niezwykle popularny ze względu na docenienie indywidualności. Jednostka o konkretnych cechach i zdolnościach okazuje się niezwykle wartościowa, wręcz niezbędna dla ważnego dla losów świata (zazwyczaj).
Czytelnik może poczuć się jak ten niezastąpiony wybraniec. Uczucie niezastąpienia nie jest chyba w dzisiejszych czasach takie popularne, więc nic dziwnego, że ludzi ciągnie do postaci wybrańca.
I po trzecie, wybraniec jest to jeden z motywów starych jak świat (wierząc religii chrześcijańskiej, dosłownie!). Występował już w mitach greckich (Herkules, Achilles itd.), więc... No cóż, już jesteśmy z nim obeznani. Wiele postaci historycznych było kreowanych na wybrańców: królowie, rycerze itd.

Co zrobić, by wasz wybraniec był ciekawy?

Na koniec chciałbym dać wam kilka porad, by pisany przez was wybraniec nie był generyczną, heroiczną marionetką:
  1. Daj mu jakieś wewnętrzne motywacje. Choć próbowałem was tutaj przekonać, że wybraniec stoi głównie na motywacjach z zewnątrz, bohater powinien mieć jakieś inne motywacje niż jakaś przepowiednia czy słowa mentora.
    Może będzie chciał chronić swoich bliskich i dlatego będzie dążyć do pokonania Wielkiego Złego Gościa?
  2. Daj mu jakieś inne cechy niż te związane z misją. Wielowymiarowy bohater powinien mieć cechy nie związane tylko z jedną rzeczą. Można jednocześnie dbać o rodzinę, mieć lepkie palce i artystyczną duszę. Te trzy cechy nie mają zbyt wiele wspólnego ze sobą, co można wykorzystać w różnych aspektach życia naszego bohatera.
  3. Nie dawaj mu jedynie cech pozytywnych. Zacznijmy od tego, że każdy ma zalety i wady (walety i zady). Po drugie, uważam, że idealni ludzie, tacy paragoni nieskazitelnego dobra są nierealistyczni. Wybraniec nie powinien taki być.

Bibliografia

Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że wam się spodobał mój post. Skomentujcie i udostępnijcie tego posta, by mój blog się rozwijał.
Bye.

Komentarze

  1. Masz racje Adora jest jednym z ciekawszych koncepcji wybrańca ale sama seria Sh-ra ma wiele problemów jeżeli chodzi o całokształt serii. Lepszym wybrańcem jest Aang mimo, że oboje bohaterowie jeżeli chodzi o swoją drogę są podobni

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty